3. Ale jesteś delikatna... JAK PUMEKS!

2.4K 226 17
                                    

Co wyobrażał sobie ten jednokomórkowiec?! Buc! Glonojad! Moczowód!!!  

Ivy miała już dosyć tego wszystkiego, dlatego też zaraz po tym jak zatrzasnęła drzwi pokoju chłopaków, zapominając o zmienieniu chociażby różowych kapci, na coś, co faktycznie nadawało się do chodzenia po siąpiącym od rana deszczu, wymaszerowała a akademika, i powędrowała prosto do budynku uniwersytetu znajdującego się po drugiej stronie ulicy.

- Uważaj jak łazisz!- Wydarł się na nią kierowca żółtej taksówki, kiedy z piskiem opon ledwie wyhamował na śliskiej jezdni. Ivy normalnie należała do osób, które przestrzegały w życiu wszelkich zasad, teraz jednak niesiona szewską pasją, do której doprowadzał ją Louis, uniosła dłoń do góry i zamachała do mężczyzny środkowym palcem. Nie spodziewała się, że w afekcie obdarzony sporym brzuchem facet, wygramoli się z auta i ruszy w jej kierunku, wymachując wściekle ręką. Śmierć stanęła jej przed oczami i nawet jeśli ostatni raz biegała na lekcji wf'u jeszcze w liceum, puściła się truchtem przed siebie, kilka razy gubiąc jednego z różowych kapci. 

Ostatecznie z caluśkimi mokrymi skarpetami, które chlupały w jej kapciach na każdym kroku wparowała do budynku. Tak zajęta była oglądaniem się przez ramię, że nawet nie zauważyła jak wpadła na coś twardego, dopiero kiedy tyłkiem wylądowała na zimnej posadzce zadarła brodę ku górze i go ujrzała. Otaczała go aura jasnego światła i wtedy Ivy była przekonana, że musiały zesłać go niebiosa, innego wyjścia nie było. 

- Ivy, a gdzie Ci tak spieszno? - Dopytał się Ben Franklin wyciągając w jej stronę dłoń. Ivy wgapiała się to w jego rękę to w jego twarz, tak jakby przyleciała właśnie z innej planety i nie wiedziała, jak zachowują się normalni ludzie. W końcu pozbierała się z podłogi ciesząc się, że ból uderzenia o płytki niwelowało uczucie, które towarzyszyło jej od czasu, kiedy Louis poklepał ją po tyłku. Właśnie... LOUIS. Złość znów w niej wezbrała i tak, o ile nigdy nie potrafiła zebrać zdania do kupy w obecności wykładowcy, tak teraz zaczęła trajkotać jak katarynka.

- Potrzebuję zmienić partnera. Nie ma szans, żebyśmy mogli dojść do porozumienia, ten chłopak chyba się z głupim przez ścianę pół życia macał, bo... UGH!!!- Wyrzucała z siebie z prędkością światła, nadal trzymając dłoń Franklina, dopiero po jakimś czasie, kiedy mężczyzna starał się ją delikatnie uwolnić, Ivy oblała się mocnym rumieńcem i wepchnęła ręce do kieszeni bluzy, którą na sobie miała. - Tak czy inaczej, proszę! Mogę robić ten projekt sama, cokolwiek, po prostu niech się pan zgodzi, bo to partnerstwo nie ma racji bytu!!!- Zakończyła. gdyby była bohaterem kreskówki to byłby moment, kiedy dym poszedłby jej uszami. Nie miała zamiaru pozwolić Louisowi na sobie żerować, a widząc jego podejście do sprawy była przekonana, że wszystko skończyłoby się tak, że tak czy inaczej wszystkim musiałaby zająć się sama.

- Ivy, myślałem, że jesteś ekspertem od nieuleczalnych przypadków. - Pan Franklin błysnął zębami i puścił do Stewart oczko, tak, że ta z ledwością była utrzymać się na dwóch nogach. - Mówię poważnie, wydaje mi się, że jesteś jedyną osobą, która byłaby w stanie dojść z Tomlinsonem do porozumienia - Kontynuował przyjemnie łechtając jej ego, przez chwilę Ivy pomyślała nawet, że rzeczywiście może dać radę, może ogarnąć tą amebę i tym samym zyskać jeszcze w oczach Ben'a. -  zresztą... to praca grupowa, a każdy ma już parę. - Zakończył kładąc dłoń na jej ramieniu i uśmiechając się do niej uroczo. Cóż innego mogła zrobić pokiwała tylko głową, odprowadzając go wzrokiem, kiedy ten dołączył do młodej pani profesor od komunikacji interpersonalnej. No nic, będzie musiała przełknąć tą gulę. 

***

Do tej wizyty Stewart przygotowywała się przez kilka dni. Nadal sama myśl o Louisie napawała ją odrazą, a samo siedzenie przy nim na zajęciach z inżynierii dźwięku było czystym horrorem. Jego sprośne teksty rzucane w kierunku każdej dziewczyny sprawiały, że miała ochotę zatkać sobie uszy nawet dłutem i gdyby nie to, że nie chciała sobie strzępić na niego języka to już dawno ustawiłaby go do pionu. Zamiast tego skupiała wtedy wzrok na przystojnym młodym profesorze i starannie prowadziła notatki w nowiuśkim zeszycie, zakreślając każdą ważniejszą sentencję kolorowym długopisem. 

Przez Twe oczy zielone || l.t. || ✓Where stories live. Discover now