10| "piękny"

17.5K 1.2K 5.1K
                                    

Pobliskie światła latarni biją pomarańczowo-żółtym światłem, kreując wokół siebie w podobnym kolorze otoczkę, która pojawia się i znika w zależności od tego czy uliczna lampa działa należycie. Długie, czarne gałęzie zwisają z drzew, a wiatr kołysze nimi na wszystkie strony, zrywając przy okazji liście, ostatkiem sił trzymające się na włosku, by jeszcze moment pobyć na rozłożystej koronie i pasować do całości. Obserwuję naturę dookoła, ukradkiem zerkając na obłoczek pary, co chwilę wydostający się z moich ust i chucham na zmarznięte dłonie, chcąc ogrzać je jakąś oszczędną metodą i iść na skróty. Niestety, na dłuższą metę nie pomaga to w ogóle, a wręcz przeciwnie, czuję, że jak wyciągam ręce z kieszeni, to palce krzepną mi nawet bardziej i mam wrażenie jakby powietrze dosłownie zamarzało mi na skórze. Majowy wieczór nie ma obowiązku być taki zimny, ale jest, co w zasadzie nie powinno mnie dziwić, jednak jestem takim zmarzluchem, że nie umiem długo wytrzymać w niskiej temperaturze. Zawsze chcę szybko znaleźć się z powrotem w domu, wypić imbirową herbatę z dodatkiem cytryny i w taki sposób spędzać resztę dnia, najlepiej leżąc przykryty kocem. Lub dwoma, tak dla ścisłości.

Nie idę sam. Ulica jest co prawda oświetlona, więc nie mam się czego bać, na brak towarzystwa również nie powinienem narzekać, nawet jeśli w tej chwili chciałbym pobyć sam i chcę być sam. Spacery dobrze robią na moje samopoczucie i sprawiają, że piętnastominutowa przechadzka może zmienić się w coś refleksyjnego, bo wtedy myślę zdecydowanie za dużo i układam w głowie scenariusze, które nigdy nie mają swojego odbicia w rzeczywistości. To taka moja słaba strona, snucie i planowanie czegoś co stuprocentowo się nie wydarzy.

Wracamy z Harrym z kolacji, idąc w ciszy i patrząc gdzieś w bok lub na swoje buty. Minęło kilka dni, bo Harry był zajęty i nie mógł się ze mną nigdzie wybrać, ale myślę, że odpłacił się idealnie, zabierając mnie na wykwintne jedzenie, którego może i nie jestem fanem, ale z uwagi na to, że Harry chciał mnie tam zabrać, zmusiłem się do zjedzenia piersi z kaczki. Było dość... Przyjemnie. Miło i elegancko, niezbyt sztywno, na co miałem wielką nadzieję i najważniejsze: nieformalnie. Zajęliśmy sobie jakiś stolik w odosobnieniu, Harry wyglądał pięknie w swojej gustownej koszuli i pochwalił mnie nawet za to, że ja również założyłem na siebie jedną, choć osobiście za nimi nie przepadam. Jak zwykle spłonąłem krwistym rumieńcem i zatopiłem nos w karcie dań, udając, że szukam dla siebie jakiegoś posiłku, a prawda była taka, że starałem się ochłonąć. Powiedział mi jeszcze jeden, może dwa inne komplementy, gdy sięgał lampką wina do ust i było to w pewien sposób filuterne, dlatego całą naszą kolację siedziałem naprzeciwko niego i wzdychałem do swojego talerza, bojąc się co będzie dalej, jednak nie było nic. Rozmawialiśmy, śmiejąc się i poznając bliżej, jeśli to w ogóle było potrzebne, a później opuściliśmy lokal, ja z ręką Harry'ego na swoich plecach, czując, że to wręcz nieodpowiednie kiedy to on otwierał mi drzwi.

Teraz wracamy do domu, na piechotę, bo to ja namówiłem go na mały spacer i może idziemy obok siebie w niewielkim odstępie, słysząc jedynie nasze oddechy, które mieszają się w powietrzu, ale nie ma tu żadnej niezręczności. Znamy się już trochę, by nie czuć tego aż tak, jednak to w dalszym ciągu nie zmienia faktu, że boję się, że za chwilę palnę coś ekstremalnie głupiego albo wywrócę na prostym chodniku, co jest bardzo prawdopodobnym przejawem mojej ofermowatości. Nabieram tchu i wypuszczam oddech przez usta, jest zdecydowanie za mroźno i sucho i naprawdę czuję, że ubrałem się niestosownie do panujących warunków, gdy powoli mam wrażenie jakby zbierało mi się na katar, bo nos zaczyna się zatykać. Ja i te przeklęte poczucie, że pogoda może ulec zmianie pod wieczór, przecież to logiczne, że temperatura maleje stopniowo do coraz późniejszej godziny.

- Zimno ci? - słyszę lekko ochrypnięty głos Harry'ego, nieużywany już od około dziesięciu minut odkąd wyszliśmy z restauracji.

- Jest w porządku. - mówię, czując, że moje dziurki są już kompletnie zawalone i za chwilę zacznie z nich płynąć okropny katar. I choć nie jest w porządku, to nie chcę, by było mu mnie szkoda.

alazia ● larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz