Rozdział 8

1.1K 91 6
                                    

~Acalia~
Szybkim krokiem ruszyłam ulicą do spalonego budynku. Przy drzwiach stało kilka zapalonych zniczy i kwiatek.
A: Ktoś tu musiał umrzeć...- powiedziałam do siebie. Wzięłam wdech i weszłam do środka.
Gdy wychodziłam stąd wczoraj było ciemno i nie widziałam zbyt wiele. Teraz widziałam pustą czarną przestrzeń korytarza. Mam przebłyski wspomnień. Zadymiony korzytarz....... poszłam dalej do schodów, a nimi w góre. Palące sie obrazy, wokół dużo ognia. Rozglądałam sie od okoła. Musiałam już tu kiedyś być! Ale nie rozpoznawałam nic. Poszłam prosto korytarzem, płacz dziecka za ścianą. Spojrzałam w strone z którego dobiegał płacz. Ściana, a kawałek dalej drzwi, to znaczy futryna gdzie powinny być drzwi, ale ich tam nie ma. Podeszłam, słup ognia, ale on nie był naturalny...... Podeszłam bliżej wchodząc do pokoju głos, tajemniczy i mroczny, krzyczący "Nie idź tam!" Byłam w pokoju, w którym sie obudziłam. Stanęłam na środku i zamknęłam oczy. Przerażony głosik chłopca mówiący " Boje sie" i mój spokojny ciepły głos odpowiadający z przekonaniem "Wszystko będzie dobrze, jestem z tobą". Na tym sie skończyło. Nie było więcej wspomnień. To miejsce ma jakieś ważne znaczenie, tylko jakie? To wszystko jest strasznie pomieszane.
Zostałam w domu przez jakąś godzine próbując odnaleźć miejsca w których "włączały" by sie moje wspomniena. Niestety nie znalazłam nic.
Za oknem zrobiło sie już ciemno. Słońce zachodziło. Myślami wróciłam do mojego snu. Księżyc obudził, stworzył mnie (sama nie wiem jak to nazwać) i musiał mieć w tym jakiś cel. Może niedługo sie dowiem jaki. Siedziałam na oknie. Delikatny wiatr rozwiewał mi włosy. Miałam wrażenie że zachęcał mnie bym razem z nim kołysała wierzchołki drzew... We śnie latałam to może i na jawie sie uda? Stanęłam na oknie, byłam zdecydowana. Skoczyłam. Spadałam chwile i wzbiłam sie w powietrze. To było magiczne uczucie, ja latam! Leciałam niesiona wiatrem. Robiłam beczki. Moja radość nie miała granic. Jestem wolna jak ptak! Wylądowałam na gałęzi. Spojrzałam za siebie, pojawił sie księżyc.
A: Jestem gotowa - powiedziałam pewnie. Wzleciałam w góre i leciałam kierowana przez księżyc...
~Jack~
J: Ja już spadam. Narazie dzieciaki! - powiedziałem i poleciałem w strone bazy Mikołaja. Dzień szybko upłynął. Ale przy zabawie czas zawsze szybciej płynie. Słyszałem za sobą krzyki pożegnania dzieci. Dziś zebranie. Bedziemy gadać o Acalii. Może księżyc nam powie skąd sie tak nagle na ziemi pojawiła? Raz dwa doleciałem na Biegun. Wszedłem do bazy. Byli wszyscy prócz zająca.
J: Czyli nie jestem ostatni?- zapytałem uśmiechając sie pod nosem. Zwykle to ja sie spóźniam, a nie nasz zadufany zajączek.
N: Zając zaraz powinien sie pojawić- odezwał sie North i jak na zawołanie w podłodze pojawił sie tunel, a z tunelu wyskoczył Zając.
J: O wilku mowa - zaśmiałem sie.
Z: Nie drażnij dobra? Ty nie miałeś dnia pełnego roboty. - powiedział nieco wkurzony Zając. Był jak widać zmęczony Wielkanocą. Dziś mu odpuszcze, ale niech nie myśli, że to koniec.
J: Dobra, dobra nie spinaj sie tak.
N: Starczy tych pogaduszek. Zwołałem was tu, bo najprawdobodobniej księżyc stworzył nowego strażnika.
Z: Co? Ale dlaczego? Przecież pokonaliśmy mroka 10lat temu. Po co nam kolejny Strażnik?
J: Pozwole sie wtrącić, że to dziewczyna.
Wszyscy spojrzeli sie po sobie, a potem wzrok wbili we mnie. Egh o co znowu im chodzi?!
J: No co? Stwierdzam fakty. Tylko ja ją widziałem...- chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale Zając mi przerwał.
Z: Czekaj, czekaj. Zwołałeś nas tu, bo Jack wypatrzył sobie panienkę?!- powiedział patrząc na Northa z niedowierzaniem. Jeny im tylko jedno w głowach. Ja nie potrzebuje żadnej panienki!
J: Ja nie znanalazłem sobie pankenki tylko przypadkiem znalazłem nową Strażniczke! - krzyknąłem. Zając miał mnie gdzieś tylko dalej wykłucał sie z Northem, Ząbek była chwilowo zajęta, a piasek.... pokazywał jakąś strzałkę? Spojrzałem sie w strone w którą wskazywała strzałka. Księżyc chce rozmawiać.
J: Ej! Halo! Księżyc!- zwrócenie uwagi tych dwóch jak sie kłócą to nie lada wyczyn. No nic nie mam wyjścia. Stworzyłem dwie śnieżki. Oboje dostali w tył głowy.
Z,N: Ej!- krzyknęli równoczeżnie, obracając sie w moim kierunku.
J: Eghem eghem księżyc?- powiedziałem pokazując na otwarte okno w dachu.
N: Jack mogłeś mówić szybciej. Stary przyjacielu 10lat minęło. Co nowego sie święci? - blask księżyca padł na kamienny okrąg na podłodze. Pojawił sie obraz.....
Cień jakieś dziewczyny, płakała. Była zrozpaczona. Z niej wydobywała sie szara chmura nie wiadomo czego. Leciała do znanej nam dobrze postaci, do Mroka. Od karmił sie cierpieniem tej dziewczyny. Ona jednak zebrala sie, pojawiła sie sylwetka dziecka, otaczał go ogień. Dziewczyna wyciągnęła dziecko, dając płomieniom sie pochłonąć.
"Film" sie skończył. Tylko co on miał wogóle znaczyć?
Z: Widzieliście to? Ta dziewczyna to pewnie nasza stażniczka.
N: Możesz mieć racje. Ale co znaczyła to chmura?
Z: To chyba jasne? Ona karmiła mroka swoim cierpieniem. A księżyc ją wybrał bo oddała życie za dziecko. Wydaje mi sie, że ona może jeszcze nam zaszkodzić...- nie mogłem tego dłużej słuchać. Ta dziewczyna miała by nam zaszkodzić? Jest ciepła i niegroźna.
J: Nie wydaje mi sie. Ja jedyny ją widziałem. Ona nie ma nic wspólnego z mrokiem, włada ogniem. A światło i ciepło to jego przeciwieństwo.
Z: Nie możesz wiedzieć czy sie nie zmieni i nie przejdzie na strone Mroka. Nie znamy jej, nie możemy jej ufać!
Kłótnia trwała w najlepsze...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Jednak zdecydowałam się jeszcze dziś dodać rozdział! Czy Zając miał racje co do Acalii? A może jednk było całkiem odwrotnie? Tego dowiecie sie w przyszłych rozdziałach a next już za tydzień ;)

Moja historia Strażniczki MarzeńWhere stories live. Discover now