Rozdział 4

1.2K 91 2
                                    

~Acalia~
Otworzyłam okno, rześkie zimne powietrze delikatnie szczypało moje policzki. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam kłąb pary ustami. Usiadłam na parapecie.
Nie wiem ile tak siedziałam patrząc sie na księżyc, gdy na niebie pojawiło sie złote światło. Zaczęło sie rozchodzić. Złote nici leciały do każdego domu. Również do domu Lily. Zeszłam na ziemię i przyglądałam sie jak jedna z nici przyleciała do dziewczynki i zatoczyła koło nad jej głową. Dotknęłam ręką nici światła, a ta zaczęła sie sypać jak piasek i wokół mnie zaczęły latać motyle. Po chwili wróciły do swojej dawnej formy. Nad głową dziewczynki zaczęły latać motyle z piasku. Zastanowiłam sie chwile. To pewnie jej sen. Usiadłam na swoim posłaniu. Było spokojnie, ale szybko to sie zmieniło. Coś czarnego, ale też z piasku wleciało do pokoju. Przypominało konia, było takie mroczne i zbliżało sie do snu Lily. Nie podoba mi sie to! Szybko sie podniosłam i stworzyłam płomyk, który posłałam do Lily. Jego światło spłoszyło konia, który zarżał przeraźliwie i podbiegł do mnie. Stworzyłam płomienie w dłoniach, przez co czarny koń wystraszył sie i wyleciał przez okno, uciekł. Czym on może być? Spojrzałam na Lily, wokół jej snu latał mój płomyk. Niech chroni jej sen pomyślałam. Dziewczynka uśmiechnęła sie przez sen. Jeśli to coś wróci to nie ma szans z moim płomieniem. Sama do siebie sie uśmiechnęłam i ziewnęłam. Powinnam już sie położyć. Spojrzałam na księżyc, nie wiem co przyniesie jutro, ale lepiej bym była wypoczęta. Wróciłam do mojego posłania. Położyłam sie i opatuliłam kocem. Stworzyłam płomyk, który latał wokół mnie. To takie zabezpieczenie, gdyby ten czarny koń na mnie się uwziął. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
~Szłam drogą, którą wyznaczał mi księżyc. Wokół wszędzie był lód i śnieg. Było mi strasznie zimno, ale szłam dalej. Porywisty wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. W oddali dostrzegłam duży budynek, pewnie tam prowadzi mnie księżyc. Tylko po co? Mocno odbiłam sie od ziemi i poleciałam razem z wiatrem w strone budynku. Po chwili gładko wylądowałam przed dużymi drewnianymi drzwiami. Słyszałam głosy dobiegające ze środka, lecz przez głośne świsty powietrza nie mogłam nic zrozumieć. Jednak z tonu tych głosów wydaje mi sie, że sie kłócą. Czułam ciepło zza drzwi.
Po chwili wahania uchyliłam po cichu drzwi i nie zauważona zakradłam sie do środka. Grunt to element zaskoczenia, prawda? Przed wielkim globusem pełnym małych światełek stały eee... trzy dziwne stworzenia i dwóch ludzi. Ludzi, ale nie typowych. Jeden z nich, to chłopak koło mojego wzrostu o śnieżno białych włosach ubrany w niebieską bluze i był bez butów. Drugi był duży i ubrany na czerwono. Gadali chwile, gdy nagle umilkli i odwrócili sie. Spojrzeli na mnie...~
Sen zaczął sie rozpływać, a ja się obudziłam.
Przeciągnęłam sie i otworzyłam oczy. Dostrzegłam srebrny piasek "odlatujący" od mojej głowy. Wyraźnie księżyc chciał, żebym zobaczyła co dziś mnie czeka. Ciekawe czym są te dziwne stworzenia. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, a przynajmniej nie pamiętam. Wstałam z posłania, choć chętnie bym jeszcze pospała, złożyłam koc i razem z poduszką odłożylam na łóżko Lily. Chwile później przyszła mama dziewczynki i zabrała brudne naczynia.

Gdy wchodziła wyszłam przez otwarte drzwi i szukałam łazięki. Trafiłam w odpowiednie drzwi i weszłam do pomieszczenia. Podeszłam do umywalki i umyłam twarz zimną wodą, dzięki czemu odrazu sie obudziłam. Moje włosy były...... no były rozwalone na wszystkie strony, że wygladałam jak koszmar nie człowiek! W koszyku, dostrzegłam szczotke do włosow. Lily chyba sie nie pogniewa jeśli pożycze szczotke? Rozczesałam włosy, od razu lepiej. Włożyłam szczotkę spowrotem na jej miejsce. Wróciłam do pokoju, Lily dalej spała, a mój płomyk jej strzegł. Postanowiłam zobaczyć co u mamy Lily, a tak w ogóle to ciekawe gdzie jest jej tata. Z kuchni dobiegała cicha muzyka, więc tam poszłam. Mama Lily krzątała sie w kuchni nucąc pod nosem melodie z radia. Przyglądałam sie jak gotowała. Wyjęła z lodówki boczek, jajka, mleko. Hym... pewnie robi jajecznice. Boczek wesoło skwierczał na patelni, a potem ucichł zalany rozmieszanymi jajkami. W kuchni unosił sie pyszny zapach. Wróciłam do Lily, by obudzić ją na śniadanie.
Spała smacznie, aż żal było ją budzić, ale śniadanie jej wystygnie!
L: Lily.... Lily obudź sie- potrząsnęłam nią delikatnie. Dziewczynka mruknęła coś i otworzyła oczy. Wtedy przyszła jej mama
ML: Wstałaś kochanie? Śniadanie na stole.
L: Dobrze mamo- powiedziała ziewając. Kobieta wyszła z pokoju...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Wiem że długo mnie nie było, ale ostatnio mam doła i w ogóle zły humor. Ale jest już rozdział :)

Moja historia Strażniczki MarzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz