12.

12.2K 532 17
                                    

Zakręt.

Najazd.

Skok. W tej chwili ulatują ze mnie wszystkie emocje. Przez te kilka sekund nad ziemią, które zdają się być godzinami, nie czuję nic. Adrenalina bierze nade mną górę. Opanowuje całe moje ciało. Oddech zwalnia, wzrok skupia się w miejscu nad przeszkodą, a słuch wytęża.

I koniec. Kopyta Pacifica dotykają ziemi, a moje mięśnie się rozluźniają. Kolana zaciskam sztywno na siodle i napieram śródstopiem na strzemiona. Trzymam kurczowo wodzę w obu dłoniach i galopuję ponownie w kółko. Kiedy chcę oddać kolejny skok, coś w oddali przykuwa moją uwagę. Zatrzymuje miśka gwałtownie i odwracam go w stronę bramy ujeżdżalni. W oddali na pastwisku widzę mojego tatę. Przecieram ręką spocone czoło, a Pacific oddycha ciężko.

-Zmęczony? – poklepałam go po szyi. Koń tylko parsknął w odpowiedzi. – Nie było mnie tydzień, a ty już tak się rozleniwiłeś, no nie. Trzeba to zmienić. – Wydałam dla niego sygnał i ruszyliśmy kłusem w stronę bramy. Tata już stał przy płocie.

-Nie męcz go tak. – powiedział głaszcząc konia po chrapkach.

-Ja go nie męczę, to ty za mało z nim ćwiczyłeś, tato. - powiedziałam z wyrzutem. – Zazwyczaj trenujemy jeszcze ciężej, ale mojemu konisiowi przez ciebie nie chce się nawet najmniejszego oksera skakać! – Skrzyżowałam ręce na piersi.

-Dobrze wiesz, że ja nie skaczę. Trzeba było nie przeprowadzać się do Ian'a. – żachnął, a ja pokazałam mu język. Zsiadłam z Paci'ego i zdjęłam toczek. Następnie zabrałam się za zdjęcie siodła i uzdy. Przewiesiłam wszystko przez płot, z czystego lenistwa, bo nie chciało mi się tego nieść do stajni. Pacific zaczął wycierać główkę o moje plecy, przy czym prawdopodobnie pobrudził mi sierścią czarny crop top.

-Pacific! – odwróciłam się w jego stronę twarzą, a on szczerze zarżał. Po czym co zrobił? Ubrudził mnie również z przodu! – Nosz cholera jasna! Głupku! – zaśmiałam się i przytuliłam do jego szyi. Mój tata zaczął się z nas śmiać. Żeby jeszcze bardziej rozbawić rodziciela, zarzuciłam nogi na tors konia i spuściłam głowę do góry nogami. Tata wybuchnął jeszcze szczerszym śmiechem, a mój rumak ruszył z miejsca i zaczął chodzić w kółko.

Pan Williams już się nie śmiał, tylko zataczał na ziemi i płakał. Po chwili koń się zatrzymał a ja usiadłam przed nim tyłkiem na ziemi. Rozpuściłam kucyka i poczochrałam włosy, po czym spojrzałam w oczy mojego wierzchowca i zrobiłam smutną minkę. Koń szturchnął mnie głową, a ja oplotłam ją rękami i cmoknęłam między oczkami.

-Pacific! – zawołał tata, otwierając bramę pastwiska. Nalał mu wody do poidła, więc koń ruszył jak szalony w jego stronę. Siedziałam tak jeszcze chwilę po czym wstałam i udałam się do swojego pokoju. Po drodze zahaczyłam o kuchnię. Mama jak zwykle krzątała się po niej, rozmawiając przy okazji z kimś przez telefon.

-Muszę kończyć, przyszła moja córcia. Wiesz, koniara. – zaśmiała się. - To widzimy się wieczorem. Buziaczki, El! – rozłączyła się.

-Z kim mnie obgadywałaś? – spojrzałam na nią spod rzęs.

-Młoda, idź się wykąp, bo śmierdzisz Pacificiem!

-On nie śmierdzi! On pachnie! – powiedziałam z wyrzutem.

-Brzydko pachnie. – poprawiła mnie, rzucając mi jabłko.

-Gadaj sobie gadaj. No, z kim? – chwyciwszy jabłko, ugryzłam je.

-Z panią Anders, moją bliską znajomą.

Zaczęłam krztusić się jabłkiem. Moja mama podbiegła do mnie i poklepała po plecach.

I can't let you go. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz