05;

2.4K 346 166
                                    


Luke szedł niepewnym krokiem w stronę drzwi wielkiego, zniszczonego domu, którego adres wysłał mu Ashton. Budynek z zewnątrz wyglądał przerażająco i Luke naprawdę musiał wziąć się w garść, by przekonać siebie do tego, aby się chociaż do niego zbliżyć. Sam nie był do końca pewien, po co tu przyszedł.

Pół godziny wcześniej, na jego telefon przyszła wiadomość od Irwina, której treścią było: "Musimy się spotkać, chodzi o Jacka." Nawet się nad tym nie zastanawiał.

I tak o to się tu znalazł.

Rozejrzał się dookoła siebie i przełknął głośno ślinę, zanim zapukał do drzwi. Jego pukanie odbiło się z głuchym echem. Czekał przez chwilę i zapukał jeszcze raz, gdy nikt mu nie otworzył. Już miał się wycofywać, gdy nagle usłyszał dochodzący z środka krzyk. Jego oczy się rozszerzyły, a jego ręce zaczęły się pocić. Nie wiedział, co powinien zrobić, dlatego dał się ponieść intuicji.

Złapał za klamkę i pociągnął ją w dół. Ku jego zdziwieniu, drzwi otworzyły się z raniącym uszy skrzypnięciem. Niepewnie i ostrożnie wszedł do środka.

- Halo? - zawołał. Jego głos rozniósł się z echem po pustym pomieszczeniu.

Wnętrze budynku było równie zdewastowane co zewnętrze. Luke niemal od razu znalazł się w ogromnym i pozbawionym jakichkolwiek mebli pomieszczeniu. Nagle coś nad nim zaskrzypiało, więc czym prędzej uniósł głowę i spojrzał na sufit. Kilka odprysków białej farby spadło na jego twarz. Przetarł ją swoimi dłońmi i znów się rozejrzał.

Czy się bał? Mało powiedziane. Był przerażony i nie czuł się bezpiecznie.

W kącie tego wielkiego pomieszczenia dostrzegł zasypany kurzem barek, na którym stały puste butelki po drogich alkoholach, kilka popękanych kieliszków i szpikulec do lodu. Drżącą ręką sięgnął po ostrze, by w razie czego, mieć się czym obronić.

Coś znów zatrzeszczało tuż nad jego głową. Obrócił się na pięcie i czujnym spojrzeniem zbadał pomieszczenie.

Po jego lewej stronie zauważył schody. Zdecydował się pójść na górę, z której dochodziły dziwne i niepokojące odgłosy. Gdy stanął na pierwszym stopniu, usłyszał nagle: "Jack, przestań. Pomocy!"

Słysząc to imię, Luke czym prędzej wspiął się po schodach na górę. Tam od razu rzuciła mu się w oczy wysoka sylwetka przyciskająca Ashtona do zakurzonej i oblepionej pajęczyną ściany. Zacisnął swój uścisk wokół szpikulca i wbił swoje spojrzenie w plecach blondwłosej postaci.

- Zostaw go! - zawołał. Postać ani drgnęła. Widmo jego zmarłego brata nieustannie dusiło Irwina. Luke przełknął nerwowo ślinę i na giętkich nogach do nich podszedł. - Jack, zostaw go! - krzyknął, łapiąc brata za skrawek koszulki. - Proszę!

Luke czuł się słabo. Łzy znów szczypały jego oczy, a oddech był nierównomierny. Z całej siły próbował odepchnąć od lokatego chłopaka wysoką postać, lecz na nic to się mu zdawało.

Szarpnął blondyna za bark, by stanąć z nim twarzą w twarz, lecz Jack rozszyfrowując jego zamiary, mocno go odepchnął. Luke złapał się za jego rękę, by nie upaść i gdy odzyskał równowagę, bezmyślnie się zamachnął i wbił szpikulec w nogę widma.

Blondyn zawył z bólu i natychmiast wypuścił z swojego uścisku Ashtona. Złapał się za krwawiącą nogę i w tym samym czasie, rozzłoszczony pchnął Luke'a do tyłu. Ten tym razem nie miał tyle szczęścia i z zduszonym krzykiem spadł ze schodów. Zanim jednak jego krucha czaszka i delikatny kark zderzyły się z podłogą, zdążył spojrzeć jego napastnikowi prosto w oczy.

I to wcale nie był Jack.

~*~

Calum z szeroko otwartymi oczami i z rozdziawioną buzią wyszedł z swojej kryjówki. Telefon, który trzymał w swojej dłoni, o mało co nie wyśliznął się z jego uścisku, gdy spojrzał na dół, a jego spojrzenie wylądowało na wygiętym w nienaturalnej pozycji ciele, które otaczała powoli powiększająca się kałuża krwi. Natychmiast wyłączył nagrywanie i schował urządzenie do kieszeni swoich spodni. Spojrzał na swoich równie przestraszonych przyjaciół. Michael i Andrew stali przy drzwiach do pokoju na przeciwnej stronie, Brandon siedział na podłodze, skomląc i trzymając się za swoją zranioną nogę, Ashton oparty o brudną ścianę szybko oddychał.

- O mój Boże, - wymamrotał - co my zrobiliśmy?

Michael pierwszy ocknął się z swojego zamyślenia. Potrząsnął głową i prędko zbiegł po schodach na dół. Przykucnął przy nieruchomym ciele blondyna i przyłożył palce do jego tętnicy. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na swoich wyglądających z góry przyjaciół.

- Zabiliśmy go - powiedział niemrawo. - Cholera, my go zabiliśmy.

Pomiędzy nimi znów nastała cisza. Reszta grupy również przeniosła się na parter (Brandon przy pomocy Ashtona). Z nieobecnym wzrokiem ustawili się wokół chudego ciała ich znajomego.

- Co my teraz zrobimy? - zapytał drżącym głosem Brandon. - To miał być tylko żart, a on teraz nie żyje. Pójdziemy przez to do więzienia. Kurwa... Ja- 

Michael przeniósł wzrok z kałuży krwi na niebieskie oczy Brandona. - To ty pójdziesz siedzieć - powiedział z zaciśniętą szczęką. - To ty go zepchnąłeś, Brandon. To twoja wina. Ty go zabiłeś.

Blondyn gorączkowo potrząsnął głową. Przykuśtykał na jednej nodze do czerwonowłosego i złapał go za kaptur jego bluzy.

- To tak samo twoja wina, jak i moja. To wy chcieliście się nim zabawić! - wrzasnął.

Michael odepchnął kulejącego kolegę i rzucił się na niego z pięściami. Zanim jednak zdążyli wyrządzić sobie nawzajem krzywdę, zostali od siebie oddzieleni. Stanął pomiędzy nimi Andy i spokojnym głosem (zupełnie tak, jakby nie zabili przed chwilą pieprzonego człowieka) zaczął mówić.

- Nikt z nas nie pójdzie siedzieć - oświadczył pewnie. - Musimy to posprzątać.

Calum zmarszczył brwi i spojrzał na ciemnoskórego chłopaka z zmieszaniem wymalowanym na twarzy. Miał nadzieję, że się przesłyszał. - Jak to posprzątać?

Andy stanął nad martwym chłopakiem i podniósł jego bezwładne ciało z ziemi. Blondwłosa głowa nienaturalnie mocno się odchyliła, a z rany na głowie jeszcze mocniej zaczęła cieknąć krew. Calum czuł jak żółć łaskocze jego gardło, więc szybko zakrył swoją buzię dłonią, z trudem powstrzymując wymioty. 

Andrew obrócił się w ich stronę i z ciężkimi zwłokami w ramionach zaczął do nich mówić. - Calum, - wskazał brodą na ciemnowłosego chłopaka - idziesz znaleźć łopatę. Michael zostajesz z Brandonem, macie tu posprzątać. Ashton, idziesz ze mną go zakopać - powiedziawszy to, ruszył w stronę tylnego wyjścia.

Irwin niepewnie ruszył zanim. Jego ciało drżało, gdy myślał o tym, co właśnie zamierzali zrobić. Gdy wyszli na zewnątrz, Andy stanął koło wejścia do piwnicy i tam zrzucił chłopaka. Nieruchome ciało o mały włos nie wpadło do środka wilgotnej piwnicy. Po chwili Calum dołączył do nich z łopatą w dłoni i z pustym wyrazem twarzy podał ją Andy'iemu. Ciemnoskóry chłopak od razu zabrał się za wykopywanie dziury w ziemi.

- Nie sądzę, że to dobry pomysł - wydusił Irwin. - Kurwa, Andy, to złe.

Andrew zignorował jego słowa i kontynuował kopanie. Gdy dół zdawał się być wystarczająco głęboki, niedbale i bez szacunku wrzucił tam ciało Luke'a, podczas gdy Ashton i Calum na drżących nogach przyglądali się jego poczynaniom.

Irwin przełknął głośno ślinę i wymienił się z Calumem spojrzeniami. Obaj zdawali się czuć to samo.

Cholera, to było naprawdę bardzo złe.

cry babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz