01;

8K 499 359
                                    

Luke mocniej naciągnął rękawy swojej niebieskiej bluzy i jeszcze raz poprawił spadający mu z ramion plecak. Zamknął swoją szafkę, do której wcześniej schował wszystkie niepotrzebne książki i rozejrzał się dookoła. Z racji tego, iż lekcje już dawno się skończyły, korytarz świecił pustkami. Ani jednej żywej duszy. Chłopak przełknął gulę w gardle i ruszył w stronę wyjścia, które (jeśli dobrze pamiętał) znajdowało się na prawo. Trzymając mocno jedno ramiączko swojego plecaka, niepewnym krokiem szedł wzdłuż pustego korytarza jego nowej szkoły.

Luke nienawidził tego. Tej całej zmiany, którą wymusili na nim jego rodzice. Po śmierci Jacka państwo Hemmings postanowili się przenieść i zacząć wszystko od nowa. Luke nie spodziewał się aż tak drastycznej zmiany, dlatego gdy oznajmili mu, że przenoszą się do Ameryki, był zaskoczony i z początku nic do niego nie dochodziło. Otrząsnął się dopiero w tym małym miasteczku w Rhode Island, które było po prostu okropne. Luke tęsknił za swoim starym domem w Australii i za swoim starym, dobrym życiem, którym żył przed śmiercią Jacka. I cóż, Luke cholernie tęsknił za samym Jackiem. Brakowało mu jego starszego brata, który zawsze czochrał jego włosy i dokuczał mu przy każdej możliwej okazji. Tęsknota za nim czasem rozrywała mu serce.

Blondyn zagryzł wnętrze swojego policzka i rozejrzał się po holu, do którego właśnie dotarł. Po jego lewej stronie znajdowały się dwie pary drzwi, które nie wyglądały mu na główne wyjście z budynku. Mimo to postanowił sprawdzić, co się za nimi kryję, by następnym razem gdy tu trafi, wiedzieć gdzie konkretnie się znajduje. 

Niepewnie złapał za klamkę i słabo za nią szarpnął. Drzwi otworzyły się, a nozdrza Luke'a zaatakował zapach przypominający mu papierosy, jednakże ten miał w sobie jeszcze coś innego. Coś mocniejszego. Chłopak przełknął głośno ślinę, gdy poczuł na sobie palące spojrzenia. W pomieszczeniu, które okazało się być męską toaletą, oprócz Luke'a znajdowała się jeszcze grupka chłopców. Było ich pięcioro. Każdy z nich wydawał się być nieźle umięśniony, byli przystojni i cóż, wyglądali jak typowi przedstawiciele tej popularniejszej części szkoły.

- Och, kogo my tu mamy? - wydusił czerwonowłosy chłopak, odsuwając od swoich warg dymiącego skręta. Oprócz nienaturalnego koloru włosów, Luke zauważył jeszcze błyszczący w jego brwi kolczyk. Coś w wyglądzie tego chłopaka go odpychało.

- Spokojnie - odparł blondyn, który opierał się przy ścianie i z przymkniętymi powiekami, zaciągał się swoimi zawiniątkiem. - To tylko nowy dzieciak.

Reszta grupy przeskanowała Hemmingsa wzrokiem. Luke czuł się w tym momencie bardzo niezręcznie. Przełknął głośno ślinę i wycofał się w stronę wyjścia.

- Nowy? - Czerwonowłosy chłopak uniósł swoją przekłutą brew. Odepchnął się lekko od kabiny, przy której stał i na giętkich nogach podszedł do blondyna. - Cześć, nowy. Jak masz na imię?

- Luke - wymamrotał niewyraźnie Hemmings. Przeczyścił gardło, gdy usłyszał jak niepewnie i słabo brzmiał jego głos. Nie chciał wyjść przy nich na mięczaka. - Jestem Luke.

Z nieznanego mu powodu, grupa nastolatków zaczęła się śmiać. Nie był to złośliwy śmiech, po prostu coś ich rozśmieszyło i Luke nie był w stanie dokładnie stwierdzić, co było tak zabawne.

Czerwonowłosy amator marihuany podał mu rękę, którą Luke niepewnie uścisnął. - Michael - przedstawił się. Luke potrząsnął lekko ich splecionymi dłońmi i gdy już miał uwolnić się od tego uścisku, Michael mocniej zacisnął swoją dłoń i przyciągnął blondyna w swoją stronę, by później z całej siły uderzyć nim o ścianę. Z racji tego, iż cała ściana wyłożona była zimnymi i twardymi płytkami, uderzenie to nie należało do mało bolesnych. Luke syknął z bólu i otworzył szeroko oczy, gdy Michael złapał go za kołnierz bluzki i mocniej przycisnął go do ściany. - Nie zamierzasz nikomu powiedzieć o tym małym incydencie, prawda? - wyszeptał mu prostu do ucha.

Luke automatycznie potrząsnął głową. - Nie powiem, obiecuję - wydusił.

Michael zmniejszył nieco swój nacisk na ciało blondyna, lecz gdy ten powoli wyślizgiwał się z jego uścisku, jeszcze raz uderzył nim w ścianę. - Mam nadzieję, że to nie są puste słowa i naprawdę nas nie wydasz - powiedział, po czym uśmiechnął się przebiegle. - Inaczej będę musiał nasłać na ciebie moich kolegów. I pozwól mi wyjaśnić. Moi koledzy nie są z tego świata - dodał, złowrogo przy tym rechocząc.

Następnie odwrócił wzrok na swoich koleżków i posłał im porozumiewawcze spojrzenie. Luke dobrze wiedział, że to wszystko to tylko głupie żarty. Oni po prostu się z niego nabijali. Mimo to jeszcze raz potrząsnął głową. Michael uwolnił go z swojego uścisku, przez co Luke wylądował z powrotem na ziemi. Hemmings rzucił się w stronę wyjścia i czym prędzej zamknął za sobą drzwi. Gdy tylko je zatrzasnął, usłyszał po drugiej stronie głośne śmiechy. 

Luke przewrócił oczami, poprawił swoją zmiętą przy szyi koszulkę i złapał za szlufkę swojego plecaka. - Popieprzona szkoła.

~*~

Dzień później Luke niczym ognia unikał grupy chłopców ubranych w szkolne bejsbolówki. To nie tak, że się bał. Może i był chucherkiem z oczami szczeniaka, ale potrafił się bronić i miał w sobie ten ostatni męski pierwiastek. Po prostu nie chciał prowokować niepotrzebnych spięć. Nie chciał wchodzić im w drogę. To wszystko. Luke był pokojową osobą, nie strachliwą.

Z początku szło mu to nawet dobrze. Przy każdej okazji na to, by ich drogi się na siebie naszły, Hemmings sukcesywnie się wymykał. Do czasu.

Blondyn szybkim krokiem szedł w stronę szafki. Jego plecak podskakiwał i obijał się o plecy w rytm jego kroków. Próbował ignorować ciekawskie spojrzenie każdej mijanej osoby i z niewzruszoną miną szedł przed siebie. Dobrze wiedział, że tego nie uniknie. W końcu był tym nowym, więc każdy był zainteresowany jego osobą. Zapatrzony w czubki swoich stóp, nie zauważył stojących przed nim nastolatków, których od samego ranka tak unikał. Zanim ich dostrzegł i z zamiarem ucieczki cofnął się o kilka kroków w tył, czerwonowłosy Michael kiwnął na niego głową i cwaniacko się uśmiechnął. 

Luke przełknął głośno ślinę i zaklął pod nosem. - Wspaniale - wymamrotał.

- Nowy! - wykrzyknął Michael, machając przy tym do niego. - Dobrze cię widzieć - powiedział, po czym z wiernymi kompanami ruszył w jego stronę, by potem poklepać go lekko w ramię. - Jak tam? Przyzwyczaiłeś się już do szkoły? Do nowego otoczenia?

Luke wzruszył ramionami i znów cofnął się o krok.

- Zostaw go, Mikey. Lewis najwyraźniej nie ma ochoty na rozmowę z nami - powiedział chłopak z ciemnymi blond lokami. Jego usta również rozciągał ten cwaniacki uśmiech. Luke'owi robiło się od nich niedobrze. Najchętniej wydrapałby im te parszywe uśmieszki z gęby.

- Spokojnie, nie będziemy go tak męczyć. Zaraz się stąd ulotnimy. Chcę się tylko upewnić, czy koleś nadal pamięta o naszej małej umowie?

Luke przewrócił oczami i pokiwał głową. - Tak, pamiętam.

Czerwonowłosy pokiwał z uznaniem głową i odsunął się od Hemmingsa a zanim zrobili to i jego znajomi. Luke znów miał możliwość ucieczki. - To wspaniale - wymamrotał. - Dobrze, że się rozumiemy. Ale jeśli tylko najdzie cię taka myśl, by nas wydać, przypomnij sobie o moich znajomych - dodał, po czym z błyskiem w oku ruszył przed siebie.

Luke po chwili znów był sam (nie do końca, na korytarzu było również paru innych uczniów). Zagryzł wnętrze policzka i przeczesał palcami swoją opadającą na oczy grzywkę. Nie myśląc dłużej o tym dziwnym spotkaniu, podszedł do swojej szafki. Walczył przez chwilę z zacinającym się z zamkiem, który i tak po czasie ustąpił. Otworzył drzwiczki, a gdy zobaczył, co znajdowało się w środku, o mało co nie zemdlał. Jego serce przyspieszyło swoją pracę a plecy oblały się zimnym potem.

W środku jego szafki wisiał na sznurówce zdewastowany i popruty miś, do którego rozprutej piersi doczepiona była na agrafkę karteczka. Na ów karteczce niechlujnie napisane było jedno słowo. Będąc dokładniejszym, imię.

Jack.  



cry babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz