Rozdział 2

29 3 0
                                    

Hope


Szkoła.

Na co ona komuś?

Dla mnie to własne piekło na Ziemi.

A jego Hadesem jest Caroline i jej oddana świta.

Czym ja sobie na to zasłużyłam?

Bo umiem więcej?

Bo nie jestem taka jak oni?

Bo nie ubieram się wyzywająco i nie noszę tony makijaż?

Nie puszczam się na lewo i prawo?

Zaraz, oni uważają, że jest inaczej...

Po tygodniu nauki byłam już wykończona.. Nie przez nadmiar materiału, lecz przez Caroline i resztę. Codzienne wyzwiska, obelgi, kopniaki i kompromitujące foty... To stało się nie do zniesienia.

W końcu nad ranem nałożyłam więcej pudru na policzki, dłońmi rozgrzałam czoło, rozczochrałam włosy i w takim stanie zeszłam na dół. Mama krzątała się po kuchni nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek. Moja metamorfoza się udała, ponieważ gdy moja rodzicielka mnie ujrzała, od razu się przeraziła i podbiegła do mnie.

- Dziecko, co ci jest?! Źle wyglądasz, masz gorączkę?! Chodź tu, szybko! - zaczęła energicznie wrzeszczeć przykładając mi swoją zimną dłoń do czoła.

- Nie.. - zakaszlałam lekko. - Nic mi nie jest, tylko głowa mnie trochę boli.. Dobra, ja idę się pakować do szkoły.. - zrobiłam minę zbitego psiaka i szurając butami zrobiłam kilka kroków w kierunku schodów.

3.. 2.. 1..

- Nigdzie się nie wybierasz młoda panno, zostajesz w domu! - Bingo.

- Nie no, mamo, nic mi nie jest... - udawałam chrypkę i kichnęłam sztucznie.

- Idziesz do łóżka, a ja zaraz przyjdę z termometrem. - moja rodzicielka rzeczywiście się przejęła.

Gdy weszłam do pokoju zatańczyłam swój "taniec szczęścia", jednak kiedy tylko usłyszałam skrzypnięcie na schodach, zaprzestałam swoich pląsów. Położyłam się na łóżku i przyłożyłam dłoń do czoła. Mama weszła ze szklanką i termometrem.

- Zmierz sobie temperaturę. A! I przyniosłam Ci ciepłą herbatę. - ułożyła wszystko na mojej szafce nocnej i skierowała się do wyjścia. - Zawołaj mnie potem, dobrze?

- Dobrze, mamo. Kocham Cię! - uśmiechnęłam się do niej.

- Ja Ciebie też, myszko. - odpowiedziała i wyszła przymykając lekko przy tym drzwi.

Zaczęłam się zastanawiać co dalej zrobić. W końcu zdecydowałam, żeby zanurzyć termometr w ciepłej herbacie. Po około dwóch minutach wyjęłam urządzenie ze szklanki, uśmiechnięta spojrzałam na urządzenie po czym zamarłam. 49,7 stopnia. O cholera, nie żyje.

Zaczęłam energicznie potrząsać termometrem modląc się w duchu oby się udało i zawołałam mamę.


- 38,5 stopnia. Zostajesz w domu. - stwierdziła rodzicielka patrząc na sfałszowany wynik. Wypuściłam powietrze w ust czując jakby mi kamień spadł z serca.

- Ale mamo! - próbowałam się bronić, żeby nie było.

- Zostajesz i koniec. - była nieugięta, choć mi to wcale nie przeszkadzało. Wypuściłam głośno powietrze udając frustrację.

Better Late Than NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz