Rozdział XXII

1.3K 133 13
                                    

Obudziły mnie jakieś jęki. Pierwszy raz od dawna nic mi się nie śniło, a zasypiając czułam dzwiny, nie spotykający mnie dotąd spokój. Teraz jednak ogarnął mnie strach, kiedy do moich uszu dobiegły ciche jęki. Zorientowałam się że nie ma obok mnie jednej osoby. Alexa. Ender jedną ręką obejmował mnie w pasie, co mnie trochę zirytowało. Powoli odsunęłam jego ramię i obróciłam się na drugi bok, w stronę gdzie powinien być Alexander. Jednak go tam nie znalazłam. Zaczęłam przeczesywać wzrokiem pomieszczenie.

W końcu zobaczyłam go. Siedział w jedynym kącie w tej jaskini. Był do mnie tyłem, więc nie mógł zauważyć że nie śpie, ani ja nie wiedziałam co robił, że z jego ust co chwilę wydobywały się jęki.

- Muszę to zakończyć - usłyszałam ledwo słyszalny głos. Cicho wstałam i bezszelestnie zbliżyłam się do niego.

Kiedy byłam już blisko, zajrzałam mu przez ramię. Poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Natychmiast się cofnęłam, ale niestety akurat los chciał, abym się potknęła o właśne nogi.

Z dziwnym trzaskiem upadłam na kamienne podłoże. Alexander odwrócił głowę. Miał dziwny, nieobecny wzrok, a jego piwne oczy zdawały się być zamglone. W ręku trzymał sztylet Denisa, który przytrzymywał przy swoim nadgarstku.

Kiedy mnie zobaczył, jego wzrok zładogniał i odsunął ostrze.

- Alex? C-co się stało?

- Oko za oko, ząb za ząb, śmierć za śmierć - rozbrzmiał jego głos, który mnie przeraził. Był niski i potężny, jakby mówiły dwie osoby naraz. Rozejrzałam się panicznie. Wszyscy spali. Nikt się nie obudził.

Znowu przyłożył metal do nagiej skóry i zaczął powoli przejeżdżać ostrzem. Na nadgarstku pojawiła się strużka krwi, która z każdą chwilą coraz bardziej się rozpływała.

- Alex! Przestań! - wrzasnęłam i rzuciłan się w jego stronę. Oboje wylądowaliśmy na kamiennej podłodze. Przycisnęłam jego rękę z nożem do ziemi i szybko wytrąciłam mu sztylet, który odsunął się o metr, a później podskoczył, jakby w coś uderzył. Dopiero teraz zauważyłam że znajdujemy się w jakiejś prawie przezroczystej bańce.

- Grisial, odsuń się - usłyszałam ciężki głos Alexa.

Spojrzałam na niego z wyrzutem. Byłam wkurzona. Wstałam i zacisnęłam dłonie w pięści, które ustawiłam przed nosem.

- Jeżeli chcesz ten durny sztylet, najpierw musisz powalić mnie - warknęłam na niego. Chłopak z szokiem w oczach wstał.

- Gris, skarbie. Nie chce cie krzywdzić.

Poczułam jak zły zbierają mi się w kącikach oczu. Nie. To nie możliwe. Chyba usłyszałam głos... Aqua.

- Kochanie, daj mi dokończyć to, co zacząłem.

Nie. To nie możliwe. On... przecież... nie żyje!

- Niby co?! Zabijanie siebie... Alexa... Czy kogokolwiek?! - wrzasnęłam i zaatakowałam pierwsza. Uderzyłam go z prawego sierpowego w brzuch. Blondyn upadł na kolana łapiąc się za miejsce ciosu.

- Nigdy więcej! Nigdy więcej nie zranisz mnie... - przerwałam pociągając nosem. Poczułam jak ciepłe łzy spływają po moich zimnych policzkach. Mimo że nieopodal paliło się ognisko, było strasznie zimno. - Ani nikogo innego!

Ręką zaciśniętą w pięść uderzyłam go w szczękę.

Pod wpływem uderzenia Aqua.. Alex... Nie ważne. W każdym razie chłopak upadł na kamienne podłoże. Nie wstawał.

- Boże, co ja zrobiłam? - szepnęłam zakrywając usta dłońmi. Łzy jeszcze większym strumieniem zaczęły płynąć po moich policzkach.

Uklęknęłam przy nim i obróciłam jego ciało tak, aby leżał na boku.

Szkoła żywiołówDonde viven las historias. Descúbrelo ahora