- Gdzie idziesz?- usłyszałam lekko zachrypnięty głos za sobą. 

- Do domu- odparłam obojętnie- Tobie też radziłabym to zrobić, ponieważ zaraz malutki Justin się pochoruje- dodałam i przyspieszyłam kroku. Nagle jednak poczułam delikatne szarpnięcie, momentalnie odwróciłam się twarzą do chłopaka.

- Bardzo śmieszne- powiedział ironicznie blondyn- Muszę odzyskać klucze- widać, że był już dość wkurzony, postanowiłam podnieść mu jeszcze bardziej ciśnienie.

- Musisz to ty umyć zęby, bo chyba dawno z pastą się nie spotkały- mówiąc to patrzałam się prosto w jego karmelowe tęczówki i próbowałam nie wybuchnąć śmiechem.

Momentalnie jego twarz przybrała kolor dojrzałego buraka i przysięgam, że można było zauważyć dym lecący z jego uszu. Wykorzystując jego chwilę nieuwagi wyrwałam się z jego uścisku, szybko zbiegłam po schodach i tanecznym krokiem ruszyłam w stronę domu.


Niespodziewanie niczym spod ziemi pojawił się blondyn. Mogłam się tego spodziewać, wybrałam dłuższą drogę, chłopak pewnie poszedł jednym ze skrótów. Cały on- przemknęło mi prze myśl. Zaśmiałam się pod nosem widząc wyraz jego twarz, był nieźle poirytowany całą sytuacją, która dla mnie była komiczna.

- Co ty wyprawiasz?! Myślisz, że kim ja jestem?! Byłem miły, ale przekroczyłaś granice mojej cierpliwości!- krzyczał w niebo głosy, a ludzie mijający nas zatrzymywali się zaciekawieni całą sytuacją. Ja natomiast uśmiechałam się chytrze i czekałam kiedy skończy swój, długi i jakże interesujący monolog. 

- Nie denerwuj się bo ci ta żyłka zaraz pęknie- wskazałam palcem w miejsce delikatnie wystającego naczynia krwionośnego-  i co będzie? Już nigdy nie zobaczysz tych swoich kluczy- ostatnie zdanie mówiłam z udającym smutkiem.

Wiedziałam, że chłopak próbuje się uspokoić, ponieważ zamknął oczy i starał unormować oddech, który był spazmatyczny. Uśmiech cały czas gościł na mojej twarzy. Miałam plan, widząc, że chłopak dalej miał przymknięte oczy, po cichu zaczęłam okrążać jego ciało i stanęłam centralnie za jego plecami.

- Kurwa! Gdzie ona znowu jest?- warknął pod nosem i już miał się obracać, kiedy podłożyłam mu nogę, a ten upadł jak długi. Upadając zdążył jednak wyciągnąć ręce i uchronić swoją twarz przed nieprzyjemnym zetknięciem z betonem- Hope!- krzyknął już rozdrażniony do granic możliwości.

- Słucham księciu smrodzie?- mówiąc ukłoniłam się. 

- Czy łaskawie możesz mi pomóc wstać?- zapytał przez zaciśnięte zęby.

- O panie. Ja niegodna?- złapałam się za serce i udawałam wzruszenie. Widząc jego minę wybuchłam śmiechem i podałam mu rękę. Kiedy już mnie złapał niespodziewanie pociągnął mnie prosto na siebie. Z moich ust wyleciał cichy pisk. Moja głowa uderzyła w jego twardą klatkę piersiową i muszę przyznać, bolało- Idiota- wysyczałam łapiąc się za bolące miejsce, którym był nos. 

- Mamusia cię nie uczyła, że wrogą się nie ufa?- na te słowa momentalnie zesztywniałam. W moich oczach pojawiły się szklanki. 

- Nie nauczyła- powiedziałam zaciskając pięści i podnosząc się z chłopaka- Bo nigdy jej nie miałam- dodałam po chwili.

Otworzyłam swój plecak i wyciągnęłam wcześniej spakowane klucze. Miałam zamiar mu je oddać kiedy znów bym go zobaczyła, a w domu mógłby się zagubić, więc postanowiłam je spakować. Rzuciłam je na beton obok chłopaka i biegiem udałam się w stronę domu, już nie powstrzymywałam łez, było mi wszystko jedno. Już niedługo wszystko miało się skończyć.

JUSTIN

Nie nauczyła, bo nigdy jej nie miałam- jej słowa w kółko krążyły po mojej głowie, kiedy leżałem wygodnie na swoim łóżku i brzdąkałem na gitarze. Wróciłem już do domu, byłem cały przemoczony ponieważ wracając znów zaczął padać deszcz, a moje auto stało pod domem państwa.. No właśnie nawet nie wiem jak ma na nazwisko dziewczyna, przez którą miałem kompletny mętlik w głowie. Kiedy już tam dotarłem wszystkie światła były zgaszone, a dom tym razem wydawał się pusty.

Po kolejnej godzinie bezczynnego leżenia, postanowiłem wstać i odłożyć instrument na miejsce. Sięgnąłem po swój telefon w zamiarze sprawdzenia godziny, jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że moja bateria padła. Sfrustrowany rzuciłem mojego Samsunga na łóżko i skierowałem się w stronę łazienki. Zdjąłem z siebie przemoczone ubrania i rzuciłam je w stronę kosza na brudne pranie, jednak jak na złość nic nie wpadło. Przekląłem pod nosem.

Kiedy już się umyłem i wyszedłem spod gorącej wody, prawie się przewracając przez mokrą podłogę, zauważył za oknem promienie słoneczne co oznaczało, że niedługo będzie szkoła, do której nie miałem zamiaru dzisiaj się udać. Muszę wszystko przemyśleć. Mimo, że ten mały krasnal wkurzał mnie bardziej niż Dan i reszta chłopaków razem wziętych, co myślałem że nigdy się nie wydarzy, to było w niej coś niezwykłego.

Chcę ją poznać bardziej, dowiedzieć się o niej wszystkiego, co lubi robić? Kim są jej rodzice, jeśli w ogóle ich ma? Czy ma rodzeństwo? Kiedy ma urodziny? Jaki jest jej ulubiony kolor? Interesowały mnie nawet tak mało istotne sprawy, interesowała mnie ta mała istota. Kiedy tak o niej myślałam, powieki same mi się zamknęły i odpłynąłem w ramiona Morfeusza.

~~~~~~~***~~~~~~~

TO JUŻ 4 ROZDZIAŁ!

Jak wrażenia? Co myślicie o zachowaniu Hopy co się z nią stało?

Chciałabym Wam też BARDZO podziękować za każdą gwiazdkę, komentarz czy nawet wyświetlenie. Wiele to dla mnie znaczy i mam nadzieję, że będzie Was co raz więcej!

Wiem, że trochę się spóźniłam ale sami rozumiecie, szkoła a teraz jestem chora więc mam czas to postanowiłam napisać:)

Mam nadzieję, że uda mi się niedługo znów coś napisać. Do następnego;*



What Do You Mean?Where stories live. Discover now