//1//

59.1K 1.9K 372
                                    

Obudziły mnie oślepiające promyki słońca wdzierające się przez nie zasłonięte okno do mojego pokoju.

Z nie chęcią obróciłam się na drugi bok i sięgnęłam po telefon. Godzina 7:34. Świadomość iż że dziś pierwszy dzień szkoły, wpędzała mnie w myśli samobójcze.

Wuhu! Kolejny nowy rok z tymi cymbałami. Co może być lepsze niż rok z osobami które cię nie zauważają bo myślą że są lepsi? Wszystko.

Większość licealistów mnie nie lubiała. Byłam tą przeciętną, nie wyróżniającą się dziewczyną z nie najbogatszego domu. Tą której nikt nie zapraszał na te "fajne" imprezy.

Przyjaźniłam się z Madison i Adrianem, którzy też nie byli najpopularniejsi. Ale żadne z nas w rzeczywistości nie narzeka na nasz trójkącik dziwaków. Z nie chęcią wyczołgałam się z łóżka.

- Dzień dobry.
Przywitałam mamę oraz tatę wchodząc powolnym krokiem do kuchni. Mama odwróciła się i z wielkim uśmiechem na twarzy podała mi tosty i świeżo parzoną kawę. Tata na chwile oderwał wzrok od gazety i zapytał na którą mam do szkoły.
- 8:30.
Odpowiedziałam po czym wzięłam łyk kawy. Mama usiadła na przeciwko mnie i w ciszy zjadłyśmy śniadanie.

Gdy skończyłam jeść podziękowałam i wróciłam do pokoju się szykować. Otworzyłam moją skromną szafę i wpatrywałam się w moją skromną górę porozwalanych ciuchów. I jak codzień stwierdziłam że nie mam w co się ubrać.

Wyciągnęłam pare czarnych jeansów z dziurami i bordową koszulkę rozkloszowaną od talii. Wcisnęłam się w to po czym poszłam do łazienki umyć zęby, podmalować oczy, i spróbować doprowadzić włosy do ładu.

Na końcu się poddałam i po prostu je związałam w luźnego warkocza na boku. Gdy skończyłam się szykować spojrzałam na telefon. Godzina była 8:15. Miałam jeszcze 15 minut. Ubrałam jakieś białe trampki, pożegnałam się z rodzicami i wyszłam.

Do szkoły miałam nie cały kilometr. Człapiąc w jej stronę zamyśliłam się. Czy naprawdę muszę iść do tej szkoły? Czy naprawdę jest mi to potrzebne? Tak Brooke. Czy tego chcesz czy nie, musisz wysiedzieć z tymi cymbałami do godziny 16, starając się nikogo nie zabić.

Czy ja naprawdę gadam sama do siebie? Tak. I widzisz, przez tych cymbałów głupiejesz. Uh. Chciała bym mieć taką moc unicestwiania osób których nie lubię. Nie Brooke, wyeliminowała byś większość społeczeństwa. No tak, to jednak nie najlepszy pomysł.

Myślenie przerwało mi wstrząśniecie, którego dostałam wchodząc w kogoś. A dokładniej w jakiegoś wysokiego bruneta.

- Uważaj jak leziesz.
Burknął. Przypatrzałam się mu, i go nie widziałam wcześniej w tej szkole. Pewnie jest nowy. Nie ważne, to kolejny cymbał.
- Boże, wyluzuj.
Prychnęłam omijając go, na co on mruknął coś złośliwie pod nosem.
- Kretyn.
Wymamrotałam na tyle głośno że musiał mnie usłyszeć. A przynajmniej mam taką nadzieję.

Weszłam do szkoły i się rozejrzałam. Same znane mi, znienawidzone przeze mnie twarze. Dzwonek zadzwonił a ja weszłam do klasy. Wszyscy juz byli. Madison i Adrian siedzieli razem, a nie miałam najmniejszego zamiaru siedzieć z kim kolwiek innym z tej klasy, więc podreptałam do przedostatniej ławki, gdzie usiadłam sama.

Zaczęłam wyciągać książki, gdy nagle do klasy weszła nauczycielka, a za nią ten kretyn w którego weszłam kilka minut temu.



Sorry, I'm different. Can you still love me? ©Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz