21-22 Stycznia

119 12 2
                                    

*Harry*
Myślałem, że nie doczekam się tego dupionego ostatniego dzwonka i jarania u Liama. Każda cząstka mnie domagała się palenia. Kończyliśmy o 14:25. Pięć minut później wszyscy mieliśny się spotkać w celu wspólnej integracji, o ile tak to można nazwać. Za dwadzieścia trzecia byliśmy już u Liama wszyscy, czyli stała ekipa: ja, Liam, Zayn, Perrie (dziewczyna Zayna), Soph (dziewczyna Liama) i jeszcze kilka innych znajomych, którzy chcieli razem z nami zapomnieć o bożym świecie i oddać się fali przyjemniści, która ogarniała nas po zapaleniu.
Uśmiechaliśmy się do siebie i rozmawialiśmy o błachych sprawach.
- Masz -powiedział Liam, a ja porządnie zaciągnąłem się dymem, wypełniając całe płuca przyjemnym ciepłem.
Tego potrzebowałem. Czekałem tyle czasu, żeby wreszcie osiągnąć ten idealny stan. Opadłem na kanapę i zamknąłem oczy. Kurwa... Nawet po czymś takim moje myśli dalej zajmuje sztyn o niebieskich tęczówkach.
Kiedy w miare nam minęło kilka osób wyszło (włączając w to Soph i Perrie) a ja zostałem sam z Liamem i Zaynem. Chwilę jeszcze posiedziałem z kumplami obgadując każdą osobę ze szkoły, a wieczorem wróciłem do domu.
I tak nie będę miał problemu z tym, że jestem tak późno w mieszkaniu...
**Louis**
Został mi do założenia tylko sweter i mogę biec do szkoły. Narzuciłem na siebie czarny, ciepły sweterek i jedząc jabłko szybko wyszedłem z domu. Moje czarne Vans'y zaprowadziły mnie wprost pod drzwi budynku gdzie się kształce, czyli tam, gdzie zawsze rano. Na korytarzu kręciło się wiele osób, lecz reszta przyjdzie dopiero po dzwonku, spóźniając się. Długo prowadzę obserwujący tryb życia w szkole, więc mogę dużo powiedzieć o nawykach i niezmiennych rzeczach, jak na przykład spóźnienia.
Ponura pogoda powodowała senny nastrój, a lekcje z przedmitów ciężkich - ból brzucha i głowy.
Oparłem się plecami o moją szafkę, która ma numerek 50. Wyciągnąwszy z niej potrzebne książki, przypomniałem sobie o mojej kieszeni, a bardziej o tym, co tam jest. Wyjąłem powoli małą, białą krateczkę, na której napisałem wczoraj przed serią cięć 'Dzień dobry. Środa to ciężki dzień, więc: Miłego dnia xx' - uśmiechnąłem się do siebie.
'Odpowiedzi na numer 50' - dopisałem małym druczkiem.
Idąc pod klasę, by jak zwykle siedzieć pod nią słysząc i widząc co się dzieje w tym budynku, rzuciłem, mam nadzieję, niezauważalnie kartkę do szafki (to był mój przypadkowy wybór, omijając ją, zdecydowałem, że ją tam porzucę) z numerem 69.
*Harry*
Ostatnio przeszy mi moje ataki gniewu. Byłem z siebie dumny bo nareszcie nad sobą pabowałem.
Czas wychodzić na zewnątrz...
Za chwilę gówniana szkoła...
Przykro mi, bo dzisiaj nie palimy, ponieważ Liam wyjechał gdzieś z rodzicami, więc musiałem się zadowlić się papierosem.
Na dworze było cholernie zimno, ale to chyba dlatego, że był styczeń, a właściwie jego końcówka. Wszedłem do szkoły, wrzucając do torby jakiegoś batonika i portefel. Telefon wylądował w kieszeni podobnie jak klucze.
Kiedy byłem już w środku budynku poczułem ciepło. Zdjąłem kurtkę, zostając w czarnej bluzie i szarej koszulce. Otworzyłem szafkę, żeby wrzucić do niej ubrania i wtedy w moje ręce wpadła mała karteczka...
Pismo było bardzo stranne, ale raczej należało do chłopaka.
,,Dzień dobry środa to ciężki dzień więc: miłego dnia xx" na dole doczytałem jeszcze ,,odpowiedzi pod numer 50".
No nieźle...
Od kogo to do cholery jest?! Szafka numer 50 jest na korytarzu, na który wstęp mają tylko klasy 3 liceum i studeńci. Super.
Jakiś pedofil chodzi do naszej szkoły...
Mimo to postanowiłem odpisać.
,,Możemy podagać o tym, jak bardzo to ciężki dzień... O ile powiesz mi kim do cholery jesteś Xx"
Jakoś dotarłem do zakazanej dla mojego wieku części szkoły i wrzuciłem liścik do szafki numer 50. Zobaczyłem jakiegoś nauczyciela, więc ewakuowałem się pod salę, w której miałem lekcje z głową w chmurach.

Why us?Where stories live. Discover now