Rozdział 4

2.3K 150 2
                                    

*Uwaga występują wulgaryzmy*
~Isabelle~
-холера! (buł.ch***ra)
Ja to mam farta.
Powoli wstaje i otrzepuje się, rozglądając się za współsprawcą wypadku.
Nagle słyszę ciche piski dochodzące za mojego przewróconego kufra. Szybko do niego podbiegam i podnoszę go. Za kufra wyłania się...
-Pies? -patrzę na niego zdziwiona- chyba w Hogwarcie nie można mieć psów, co nie? -mówię pod nosem jednocześnie upadając na kolana i głaszcząc psa.
-Jesteś uroczy i chętnie bym Cie zabrała, ale Twoi opiekunowie się o Ciebie niepokoją-mówię wymownie spoglądając na szybko idącą grupę z czarnowłosym chłopcem na czele.- No to czas się pożegnać. - mówię gdy nagle słyszę:
-Isabelle, gdzieś Ty była martwiliśmy się- mówi moja mama w trakcie szybkiego marszu. W odpowiedzi rzucam jej kpiące spojrzenie, na co ona się poprawia-No dobrze, ja się martwiłam, bo Twój ojciec od siedmiu boleści twierdził, że świetnie sobie poradzisz.- mówi obrzucając wrogim spojrzeniem wolno idącego tatę.
-I miał rację, nie jestem małym dzieckiem- odpowiadam wywracając oczami, nadal głaszcząc psa.
-Próbowałem to wytłumaczyć El, ale ona się uparła, że porwali Cię Śmierciorzercy- mówi tata.
I znowu się zaczyna'spokojna wymiana zdań' rodziców.
-Łapo, gdzieś ty się podziewał- mówi głośno czarnowłosy chłopak zauważając psa w moim objęciu. Moi rodzice natychmiast przestają mówić i ze zdumieniem spoglądają na psa. W ich oczach widzę zaskoczenie i jednocześnie nadzieję. Nagle mama upada na kolana, odpycha mnie od psa i sama mocno go przytula, cicho mówiąc:
-Łapo... Syriuszu... Ty... żyjesz. Ty ch***rny Pchlarzu nie dostaliśmy żadnego pie***onego listu przez 14 chol***ych lat. Przez pie***one 14 lat myśleliśmy, że nie żyjesz. A Ty żyjesz w Anglii zapewne pod samym nosem tego pie***onego Ministerstwa Magii. Ty żyjesz...
-Zapewne już niedługo Roznosicielu Pcheł. Uważaj, bo El jak wyjdzie z szoku to zacznie myśleć jak Cię ukatrupić- mówi cicho ojciec upadając na kolana po drugiej stronie psa i również go przytulając.
Wstaje zdumiona patrząc na moich rodziców. Czuję na sobie spojrzenie czarnowłosego, ale nie zwracam na niego uwagi, nadal zdumiona patrząc na rodziców. Co do ch***ry im odbiło? Jasne, przekomarzali się publicznie nie raz, ale nigdy nie popadali w tak skrajne emocje na widok jakiegoś psa! Co go jasnej i ciasnej się tutaj dzieje?
Wkrótce dochodzi do nas reszta gromady -jak mniemam- opiekującej się psem. Dominują w niej rudzielce, choć jest jeden karmelowy blondyn i szatynka, posiadające długie kręcone włosy. Chyba gdzieś już ją widziałam.
Nagle odzywa się blondyn:
-Przepraszam, ale czemu Państwo przytulacie naszego psa, jeżeli mogę spytać?
I wtedy po raz kolejny moi rodzice mnie zaskakują. Mama szybko odwraca głowę i z szokiem oraz radością patrzy na blondyna jednocześnie mocniej przytulając psa, a tata szybko wstaję i mówi z radością pomieszaną z niedowierzaniem:
-Lunatyku... Wilczku... Ty żyjesz- na te słowa blondyn zwany Lunatykiem zamiera, a ojciec szybko podchodzi do niego mocno go obejmując. Po chwili 'Wilczek' wychodzi z szoku i również przytula tatę i mówi cichym drżącym ze wzruszenia głosem:
-Luke... ale przecież na granicy was zaatakowali... i was nie odnaleziono... stwierdzono, że nie żyjecie... że porwali was i torturowali do śmierci...
Ciekawych rzeczy się o tu się dowiaduję.
-Odpowiednie zaklęcia potrafią zamazać ślady- odpowiada smutno mój ojciec.
Nadal w lekkim szoku rozglądam się. Mama pochlipując cicho nadal przytula psa, który liże ją po twarzy, tata znajduję się w uścisku blondyna i razem z nim prowadzi cichą rozmowę,a grupa rudowłosych ludzi z brunetką i czarnowłosym patrzą na nich w szoku.
Przyglądając się uważniej zauważam głębokie podobieństwo pomiędzy rudowłosymi. To pewnie jedna rodzina. Z kolei szatynka z kręconymi włosami i czekoladowymi tęczówkami nie jest do nich w ogóle podobna tak samo jak czarnowłosy chłopak z jadowicie zielonymi oczami.
Zaraz zaraz ta szatynka z kręconymi włosami jest mi bardzo znajoma... Chyba widziałam ją na... zdjęciach! Tak już wiem- Wiktor pokazywał mi ją. Więc to musi być ukochana Kruma- Hermiona Granger.
A więc czarnowłosy chłopak o zielonych oczach to Harry Potter. Dopiero teraz zauważyłam cienką bliznę w kształcie błyskawicy na jego czole. A rudowłosa część grupy to muszą być Weasley'owie.
Zwracam jednak swój wzrok na Chłopca-Który-Przeżył. Jest niski oraz szczupły, można powiedzieć, że aż za bardzo. Na bladej twarzy widać jadowicie zielone oczy w kształcie migdałów. Kruczoczarne włosy są roztrzepane jakby nigdy nie widziały porządnej szczotki. Wtedy on również spogląda na mnie i... i wtedy czuję uderzenie w serce więc odruchowo się za nie łapie. Po chwili czuję uderzenie w głowę oraz brzuch. Jednak w tej samej chwili czuję ciepło rozchodzące się po mojej głowie.
Ostatnie co słyszę to cichy pisk, a potem...
Potem jest znowu ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Da da da...
Rozdział jest wcześniej z powodu mojej choroby (jak cudownie jest spać do 10) i dedykuje go Amisiek
Proszę o komy! Następny rozdział będzie ze strony Harry'ego.

Na górze są... sami wiecie kto ;p

Do (najpóźniej) 2 październiaka -Isiak



Magia jest mną, a ja jestem magią |zawieszone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz