- Grisial! Skup się! - wrzasnął na mnie dyrektor. Spojrzałam na niego spode łba. Jego oczy były przepełnione gniewem. - Nie możesz pozwolić na to, aby reszta broniła twojego tyłka! To prawda, jesteś najważniejsza, ale to nie oznacza, że masz po prostu stać!

Poczułam jak Jess obrzuca mnie gniewnym spojrzeniem.

- Ja... - rozejrzałam się i zobaczyłam wszystkich oblanych potem. Patrzyli na mnie groźnie i trochę pogardliwie. - Przepraszam.

Nie wytrzymałam i odbiegłam. Nie wiem gdzie zmierzałam. Pędziłam przez las, a po policzkach spływały mi łzy. To wszystko mnie przerastało. Jak mogę być tą najważniejszą, skoro nawet nie potrafię się obronić, współpracować. To na pewno jakaś pomyłka. To nie ja miałam być tym krysztalnikiem. To musiał być ktoś inny, ktoś kto teraz nie żyje. Jęknęłam z rozpaczy. To ja powinnam umrzeć w tunelach. To ja powinnam obronić tą wybraną, a nie na odwrót. To jedna wielka pomyłka. Nagle potknęłam się o korzeń i upadłam. Nawet nie miałam siły się podnieść. Zwinęłam się w kulkę i płakałam. "Jesteś taka słaba. Za słaba. Nie zasługujesz na zaszczyt jakim cię obdarzono!" Tak. Ten głos w głowie znowu ma rację.

- Grisial! - usłyszałam krzyk z oddali. Zdołałam otworzyć oczy i zobaczyć poruszające się krzaki. Powoli i ociężale zaczęłam się podnosić. Przetarłam oczy brudnymi od ziemi dłońmi i ruszyłam dalej wgłąb lasu. - Cholera jasna! Grisial! Odzywaj się do mnie!

Poczułam jak ktoś mnie szarpnął za ramię. Był do pan Roberts. W jego oczach widziałam furię, ale i troskę. Martwił się o mnie. Wiedziałam to.

- Co się z tobą dzieje? - szepnął, a ja spuściłam wzrok. - Wiesz przecież że możesz mi powiedzieć.

Westchnęłam i spojrzałam na dyrektora.

- Chodzi o naszą misję. Obawiam się proszę pana, że to nie ja jestem tym właściwym krysztalnikiem. Nie potrafię współpracować z innymi w walce. Nie wiem gdzie jest moje miejsce, co mam robić.

Zakryłam twarz dłońmi.

- Grisial. O to chodzi w tych treningach, abyś się tego nauczyła. I czy posądzasz Cristallum o to, że źle wybrała? Byłaby na ciebie zła za to, że tak sądzisz - w tej chwili wskazał na mój nadgarstek, na którym była zawieszona bransoletka. - Cristallum nigdy się nie myli.

Na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech. Czy to na pewno ja? Nie wiem, ale muszę spróbować, prawda?

***

Dni mijały w błyskawicznym tempie, a mi współpraca szła coraz lepiej, a misja zbliżała się nieubłaganie. Strach przed nią z każdą godziną wzrastał coraz bardziej, jednak wiedziałam że nie mogę się ugiąć. Musiałam walczyć. Nie tylko dla siebie, lecz dla całego świata. To nie tylko głupia zabawa, ale prawdziwa bitwa. A nasza piątka (lub szóstka jak wynika ze snu) musi sobie poradzić.
Moje oczy powoli się otworzyły. Na twarzy czułam ciepłe promienie słoneczne. Siedziałam na trawie po terecku, a dłonie trzymałam na kolanach. Delikatny wiatr rozwiewał moje już naturalne włosy i dając mi chwilową ulgę od upału. To dzisiaj. Serce kolatało mi w piersi. Tamtej nocy nie mogłam zasnąć z powodu silnego bólu brzucha, a moją głowę cały czas zaprzątały jakieś depresyjne myśli.
- Grisial - usłyszałam suchy, bezbarwny głos Alexa. Od czasu pierwszego wspólnego treningu, wszyscy zrobili się dla mnie oschli. A ja tego zupełnie nie rozumiem. Przecież wróciłam. Trenowałam. Poprawiłam się i naprawdę bardzo dobrze nam idzie. Więc czemu tacy są? Może chodzi o coś innego? Może coś złego powiedziałam lub zrobiłam? Spojrzałam na niego smutno i kiwnęłam głową na znak, aby mówił.
- Pan Roberts cię prosi - szepnął i odszedł. Westchnęłam i ruszyłam za nim.
Znalazłam się w domku, a dyrektor siedział na sofie z zamyśloną miną. Wskazał miejsce obok siebie, a ja posłusznie usiadłam.
- Wyjdź i nie przeszkadzaj nam.
Alex bezwiednie wykonał jego polecenie i trzasnął drzwiami. Westchnęłam sfrustrowana i spojrzałam na nauczyciela.
- Dlaczego oni mnie tak nienawidzą? - spytałam i schowałam twarz w dłoniach.
- Ponieważ nie chcą się pogodzić z tym, że to ty jesteś ta najważniejsza. Że to ty jesteś niezbędna tej misji, a nie oni...
- Ale przecież bez nich ja również sobie nie poradzę! Musi być ktoś ze mną.
- Tak, tylko że ciebie, w porównaniu do nich, nie da się zastąpić nikim innym.
- Dlaczego to akurat ja jestem tą wyjątkową?
Dyrektor westchnął zażenowany.
- Na pewno chcesz to wiedzieć? - przytaknęłam na znam że tak. - Nigdy nie zastanawiałaś się czemu masz taką wielką moc? Inni krysztalnicy nie potrafiliby stworzyć coś swoją magią z niczego. Ty to potrafisz. To dlatego że... - urwał i spojrzał na mnie przeciągle - nie jesteś czystokrwistym magiem kryształu. Jesteś hybrydą. Córką największej z krysztalników. Cristallum. Nie wiemy kto jest ojcem, ponieważ ona nic nie chce powiedzieć.
Zatrzymał się po to, abym mogła przetrawić te informacje.
- Ale jak to? Przecież krysztalnicy są niepłodni.
- Lecz nie pierwszy mag. Reszta owszem, ale nie ona. Ty jesteś naprawdę potężną czarodziejką Grisial i nie możesz tego talentu zaprzepaścić.
Przetarłam twarz nic nie rozumiejąc. Jak to hybrydą? Nie. To nie prawda. Ja wychowałam się w tunelach. Zaopiekowali się mną krysztalnicy, a ja jestem mieszańcem? Cholernym mieszańcem, który jest niby tak potężny?
- Czy inni wiedzą? - spytałam drżącym głosem.
- Nie licząc ciebie, mnie i Cristallum, nie.
- Dobrze. I niech tak zostanie.
Wstałam i ruszyłam schodami na górę.
- Grisial! Bądź gotowa o czternastej na polanie. O tej godzinie wylatujecie.
Bezszelestnie weszłam do pokoju i usiadłam na moim materacu. Rozejrzałam się. Moje posłanie stało w kącie, a reszta po drugiej stronie pomieszczenia. Nie chcieli mnie znać. Nie chcieli ryzykować życia dla tak nieistotnej osóbki jaką jestem ja. Zerknęłam na zegar. 13;39. Mam niewiele czasu aby pożegnać się z tym miejscem. Na zawsze. Zerwałam się na równe nogi i wyskoczyłam przez okno. Zeszłam z drzewa i miękko wylądowałam na soczystej, zielonej trawie. Westchnęłam i powoli ruszyłam wgłąb lasu.
W końcu znalazłam się nad wodospadem. Podeszłam do zwalonego drzewa, a mnie oblała fala wspomnień. Jak opętała mnie furia. Jak znalazłam tutaj Aqua po kłótni z nim. Właśnie. Aqua. Miałam tutaj tyle wspomnień związanych z nim. Usiadłam nad jeziorkiem i spojrzałam na swoje odbicie. Skórze już zaczął powracać naturalny kolor. Zamknęłam oczy i pozwoliłam aby wspomnienia całkowicie mnie pochłonęły.
Nagle z rozmyślań oderwał mnie głos:
- Grisial.
Był tak nieśmiały i cichy, że ledwo go słyszałam. Lecz i tak go rozpoznałam. Zmarszczyłam nos i wlepiłam wzrok w powierzchnię wody.
- Czego chcesz? - warknęłam. Chyba trochę za ostro. Chłopak usiadł obok mnie. Czułam jego zrok na sobie.
- Przeprosić. Za wszystkich. Za pięć minut mamy razem lecieć na misję, więc przydałoby się pogodzić, prawda?
W końcu spojrzałam na niego i zobaczyłam smutny wyraz jego piwnych oczu. Potarłam się zmieszana po karku i przytaknęłam. W końcu na twarzy Alexandra pojawił się uśmiech. Niewielki, ale jednak. Wstał i wyciągnął w moją stronę dłoń. Ujełam ją z wdzięcznością i postawiłam się na nogi. Szybkim tempem ruszyliśmy przez las. Między nami panowała cisza. Jednak nie była ona niezręczna. Wręcz przeciwnie. Czułam jak porozumiewamy się bez słów.
W końcu dotarliśmy do polany. Czekali już tam pan Roberts, Ashley, Jessica i Denis. Za nimi stało pięć smoków, a pośród nich Squamis. Podeszliśmy do nich. Dyrektor uśmiechnął się do nas i podał nam plecaki.
- Macie w nich wszystko co potrzeba. Ubrania, jedzenie i woda. Misja nie powinna potrwać dłużej niż tydzień, dwa. Aha, Grisial. Trzymaj.
Podał mi jakąś naklejkę w kształcie tarczy, a pośrodku niej coś czerwonego, błyszczącego.
- To jest bomba. Naklej ją sobie na jakieś niewidoczne miejsce. Jak będziesz chciała ją uruchomić, naklej ją na wybrany przedmiot, nacisnij na czerwoną kropkę i wpisz łatwy kod "2231". Bomba niestety... Nie jest czasowa. Parę sekund po włączeniu wybucha, więc...
Popatrzył na nas smutno.
- Ktoś musi się poświęcić - szepnęłam i popatrzyłam po wszystkich. Nie zamierzałam dopuścić do tego, aby ktoś z nich stracił na tej misji życie. Nie, póki ja będę oddychać. Usadowiłam bombę nad pępkiem. Pan Roberts dał nam ostatnie wskazówki i kazał wylecieć. Podeszłam do Squamis. Smoczyca się spojrzała na mnie swoimi mądrymi ślepiami i skłoniła się, pozwalając mi wejść na jej grzbiet.
- Dlaczego akurat ty? - spytałam samą siebie.
"Ponieważ ja będę waszym portalem. Beze mnie nigdzie się nie przedostaniecie". Usłyszałam jej śmiech. Jakim cudem?
"Tak naprawdę jestem przeznaczona dla ciebie. France miał tylko mnie przetrzymać". Uśmiechnęłam się sama do siebie mimo że nic nie rozumiałam. Obejrzałam się za siebie sprawdzając czy wszyscy są gotowi. Kiedy tak było, wzięłam głęgoki wdech i pokazałam im znać, aby podążali za nami. Squamis machnęła skrzydłami i znalazłyśmy się w powietrzu. Pogłaskałam gładkie i ciepłe łuski smoczycy. Czas zacząć przygodę swojego życia. Niestety ostatnią.

"Odwaga a głupota różnią się jedną rzeczą. Jeśli robisz coś w dobrej wierze, to to odwaga. Ale jak coś robisz i nawet nie pomyślisz lub robisz to dla zabawy, to głupota".

-----------------------------------------

Hej, jestem trochę po czasie, za co przepraszam. W tym rozdziale niewiele się dzieje, za co przepraszam, ale sądzę że w następnym rozdziale będzie trochę akcji ;). Jeśli wam się podobało to gwiazdkujcie, komentujcie i do następnego :)

Skeletina :*

Szkoła żywiołówWhere stories live. Discover now