1

3.5K 214 21
                                    

Z uśmiechem wjechałam na podjazd mojego domu. Wróciłam ze szkoły w dobrym humorze, co nie zdarzało się zbyt często. Od czasu, gdy moja przyjaciółka wyjechała do Australii nie zaprzyjaźniłam się z nikim, co spowodowało, że praktycznie odizolowałam się od innych, czasami padałam ofiarą żartów kolegów ze szkoły,ale nie przejmowałam się nimi, przecież kiedyś muszą mi odpuścić. Zawsze starałam się myśleć pozytywnie. Oparłam rower o drzewo i pobiegłam do domu.

- Zjesz obiad?! - Krzyknęła mama, gdy wskakiwałam po schodach.

- Nie, dzięki!

Wpadłam do pokoju, rzuciłam plecak pod biurko i opadłam się na łóżko. Byłam szczęśliwa, miałam ochotę skakać i wrzeszczeć z radości. Jimmy O'Donnell, najprzystojniejszy chłopak w szkole zaprosił mnie na bal jesienny. Podkochiwałam się w nim już w gimnazjum i nigdy nie sądziłam, że taki chłopak jak on zaprosi właśnie mnie. Bal był już za niecały miesiąc, nie mogłam uwierzyć, że tak szybko Jimmy zdecyduje się MNIE o to zapytać. Myślałam, że spędzę ten wieczór w łóżku cicho płacząc, że nikt mnie nie zaprosił lub po prostu oglądając filmy. 

Otworzyłam okno i przeszłam przez parapet. Moje stopy zetknęły się z ciepłym dachem, nie był jakoś specjalnie gorący, dlatego usiadłam kawałek za oknem i przyglądałam się pracującym ludziom w domu obok. Od trzech miesięcy słychać było odgłosy zbijanych desek, wiertarki, młotka, koparek i różnych sprzętów. Ktoś ewidentnie postanowił zrobić remont w starym domu państwa Reg, ktoś nowy miał wprowadzić się tuż obok i robił to z hukiem. 

W tym domu zawsze pachniało starością i ziołami. Pani Reg zawsze stosowała uzdrawiające ziółka, nigdy nie przepadała za lekami, wolała leczyć siebie i męża domowymi sposobami. Pan Reg co tydzień kosił trawę w swoim zadbanym ogródku, gdzie teraz powstała wielka dziura wyłożona kafelkami. Zawsze zapraszał mnie na herbatkę, gdzie jego żona częstowała szarlotką. Opowiadali mi historie, jak się poznali, o ich pierwszym dziecku, zawsze rozklejałam się, a staruszka podsuwała mi chusteczki, sama nie potrafiąc opanować łez. "Mięczaki" mruczał Stephen, gdy wychodził z domu, mimo, że nigdy tego nie okazywał, sam wzruszał się, gdy przypominały mu się stare czasy.

Jeden z ogrodników sadził wzdłuż płotu nowe drzewka, inni zajęli się sadzeniem kwiatów na skalniaku, a jeszcze inni wysadzaniem dróżki drobnymi kamyczkami. Już teraz mogłam wyobrazić sobie, jak będzie wyglądał, gdy prace się skończą. 

Z domu wyszedł mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych i kapeluszu na głowie, ciemne rurki opinały jego nogi, pierwsze trzy guziki błękitnej koszuli były odpięte, ukazując wytatuowane jaskółki. Momentalnie zrobiło się duszno, widywałam go od 2 miesięcy, zawsze nosił rzeczy w tym stylu, co uważałam za gorące. Z uśmiechem podchodził do każdego i zagadywał, czasami śmiał się z czegoś tak głośno, że mogłam to usłyszeć, miał najcudowniejszy śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałam. 

Zadziwiające było to, że nigdy mnie nie zauważył, w każdym razie miałam taką nadzieję. Wzdychając, oparłam łokieć o kolano, a głowę na dłoni. Chciałam poznać mojego przyszłego sąsiada, ale zapewne, uciekłabym gdzie pieprz rośnie, byle by nie skompromitować się przed przystojnym nieznajomym. Wyobrażałam sobie, jak mijam jego dom, a on wtedy krzyczy do mnie "Dzień dobry", nie stąd ni zowąd pojawia się obok, zaczyna rozmowę, a ja siłą umysłu próbuję zdjąć mu te przeklęte okulary, przez które w życiu nie widziałam jego oczu. Dotyka mojego policzka, a ja z szoku odsuwam się i upadam przewracając się o krawężnik, wtedy uderza we mnie samochód. 

Wzdrygnęłam się na tę myśl, zdecydowanie nie zamierzam nawiązywać żadnych kontaktów z nieznajomym, już z daleka wywołuje u mnie lekki zawał, a co dopiero, gdyby coś do mnie powiedział. Leżałabym jak długa na trawniku z głupim uśmiechem, a on patrzyłby na mnie jak na wariatkę. Cholera, za dużo myślę. 

Nagle ktoś z ogrodników krzyknął, mężczyzna rzucił wiadro, które trzymał w dłoni i podbiegł do niego, a właściwie niej. Przez obszerne rybaczki i kapelusz na głowie, wcześniej nie dało się zauważyć. Dziewczyna siedziała na trawie i trzymała się za dłoń. Mężczyzna chwycił jej rękę i przez chwilę oglądał ją i przyduszał w niektórych miejscach. Po jej policzkach płynęły łzy, drugą dłonią wskazała mu na wąż leżący na trawie, musiała się przewrócić. Chłopak rozejrzał się wkoło i momentalnie zawiesił na mnie wzrok, spięłam się i  zwiałam przez okno. Przecież nie mogłam tam siedzieć i gapić się na niego, gdy on musiał pomóc jednej z pracownic. W domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka, powolnym krokiem wyszłam z pokoju, zatrzymałam się w połowie schodów, gdy usłyszałam ciche głosy.

- Kochanie, czy możesz przynieść jakiś bandaż i maść? - Zapytała mnie mama, gdy tylko wychyliłam się za barierę. Pokiwałam głową i pobiegłam do łazienki. Z szafki wyciągnęłam kilka bandaży elastycznych i maść. Zeszłam na dół, mama stała przy schodach i czekała na mnie, w momencie, kiedy chciałam podać jej paczuszki coś zaczęło piszczeć.

- Mój placek! - Wrzasnęła i z prędkością światła pobiegła do kuchni. Poszłam za nią, w kuchni pachniało świeżym ciastem, które mama dopiero co wyciągnęła na stół. - Mogłabyś zanieść te bandaże? - Zapytała i pochyliła się, majstrując przy cieście. Pokiwałam głową i udałam się do drzwi wejściowych, wyszłam na dwór, gdzie na schodach siedziała brunetka, a przed nią kucał mój nieznajomy i pocierał jej ramię. Stanęłam przy nich, wyciągnęłam rękę w stronę mężczyzny, nawet na mnie nie patrząc wziął ode mnie paczuszkę i rozerwał ją. Drżącymi dłońmi rozsmarował maść, dziewczyna cicho pojękiwała, a z jej oczu płynęły łzy.

- Pomogę. - Powiedziałam i usiadłam obok dziewczyny, gdy zauważyłam, że mężczyzna przez drżenie rąk nie może zawinąć ręki brunetki. Wzięłam od niego bandaż i przyłożyłam do dłoni, zawijając ją nie za mocno, ale dokładnie, zaczepiłam końcówkę zapinką o materiał. Zerknęłam na mężczyznę, który przez cały czas przyglądał się mojej twarzy, nie miał na głowie ani kapelusza, ani okularów. Dopiero po chwili odważyłam się spojrzeć w jego oczy. Zielone tęczówki obserwowały każdy milimetr mojej twarzy, czułam się jakbym tonęła w szmaragdowym morzu, wypełnionym troską, strachem i szokiem. Odwróciłam wzrok speszona.

- Nie za mocno? - Zapytałam cicho dziewczyny.

- Dziękuję. - Uśmiechnęła się w bólu i podniosła się.

- Gem, idź do domu proszę. - Pokiwała głową i zostawiła mnie samą z przystojnym nieznajomym.

- Jestem Harry. Harry Styles. - Wyciągnął w moją stronę rękę, po chwili wahania ujęłam ją. Spojrzałam na niego, ale od razu odwróciłam wzrok. Był naprawdę przystojny, jego spojrzenie mnie onieśmielało. Serce waliło mi jak oszalałe. Próbowałam ignorować dziwne uczucie w dole mojego brzucha.

- Evelyn.

- Chyba właśnie zostaliśmy sąsiadami. - Zaśmiał się, pokiwałam głową i uśmiechnęłam się nieśmiało. Boże, co się ze mną dzieje? Puściłam jego dłoń, gdy zorientowałam się, że już przez dłuższy czas nasze ręce były splątane.

- Ja chyba już pójdę. - Schowałam dłonie w kieszeń i odwróciłam się kierując do domu.

- Dziękuję za pomoc. - Powiedział, gdy weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i spojrzałam przez zasłonięte okno, Harry szedł na swoją posesję z przygryzioną wargą i lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Przystojny jest nie? - Ni stąd, ni zowąd pojawiła się mama i zajrzała przez moje ramię, gdzie Harry właśnie znikał za białym płotem.

- Mamo. - Jęknęłam, wbiła mi palec w żebra, podskoczyłam i zaśmiałam się cicho.

- Gdybym tylko była młodsza. - Parsknęła śmiechem i wróciła do kuchni. Pędem pognałam po schodach i rzuciłam się na po raz kolejny na łóżko. Mama, miała rację, był przystojny, ale zapewne dużo starszy ode mnie. Nawet Jimmy O'Donnell nie mógł się z nim równać.


 Harry na tym zdjęciu <3 cudowny

Luv ya.


Smak twoich ust || h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz