Prolog

6 1 1
                                        

KN-218 - planeta z nizynnym ukształtowanie terenu, pokryta głównie lasami I ocenami. Skrywa w sobie mieszkańców, którzy mają postać ludzką, ale jak się przyjrzysz to dotrzesz 2 metrowe istoty o pięknej błękitne karnacji, których umaszczenie przypomina ocean, mają długie proste białe włosy, które nigdy nie ścinają. Ich oczy są duże i podłużne jak u Azjatów.

Nazywają się sami potomkami Erona, Boga życia I śmierci, naukowo nazywają ich Caelarinami.

Zajmują się uprawą jagód I łowiectwem. Mają stosunki pokojowe I są istotami myślącymi, lecz ich mózgi są bardziej rozbudowane od ludzkiego mózgu, to pozwala im czuć rzeczy głębiej niż ludzie je czują, czują intensywniej I mają bardziej złożony tok myślenia.

Pewnego dnia, gdy słońce wchodziło nad horyzontem, w lasach panowała cisza, ptaki jeszcze spały, nawet te większe zwierzęta nadal chrapały do góry brzuchem położone.

Nagle zza wielkiej Belki drewna wyłoniły się turkusowe oczy, które świeciły pod promieniami wystającego słońca. Obserwowały nature Jak dzikie zwierzę ofiarę. Nagle wyłoniła się cała głowa, był to chłopiec, jego białe włosy były splecione w kok, który był niestaranny I niechlujnie splątany w Pewnego rodzaju gumkę do włosów.

Wysunął się powoli spod belki, trzymał w dłoniach drewniany łuk, Jego ramiona były długie i chude. Wyprostowany wycelował W cel Nie zamykając ani jednego oka by cel mu nie zniknął z pola widzenia. Skierował strzałę I wypuścił cięciwe, której dźwięk poszedł echem Po lesie.

Chłopiec podszedł do upolowane go celu, był to królik. Kucnął przy zwierzynie, naciskając telikatnie dłoń do miejsca, gdzie strzała się zatrzymała. Patrzył się głęboko w jego czarne oczy, by umierał z poczucie, że ktoś przy nim jest, gdy iskra w jego oku zgasła I ciało przestało się ruszać, wtedy wyjął okrwawioną strzałę I Z ponurą miną wrócił do domu.

Chłopiec miał na sobie długą przepaska biodrową, która zakrywała Jego miejsca intymne, na ramieniu miał swego rodzaju branzoletke zrobioną Z kamieni szlachetnych, na szyji miał łańcuszki zrobione z pereł I muszelek.

Na imię miał Uri, syn wodza Jego wioski.

Gdy wracał do wioski to przywitała go najpierw jego młodszą siostrzyczka, Ura, miała 5 lat. Młody chłopak, choć miał zaledwie 8 lat, to nie powstrzymywał się od tego by się chwalić, że jest już myśliwym.

Matka wybiegła mu na powitanie, ale chyba raczej bardziej za małą uciekinierką, która pewnie uciekła z łóżka z samego rana.

Matka była piękną kobietą. Na imię miała Iri. Była szczupła i wysoka, miała długie białe jaskrawe włosy, które sięgały jej do pasa. Szczupła twarz dodawała jej uroku, Co sprawiało wrażenie, że wygląda jak księżniczka. I miała jasne niebieskie oczy, w których odbijało się niebo.

Przytuliła mocno syna nie zwracając nawet uwagi na to, że jest brudny od ziemi i mchu.

- Uri... Co ci mówiłam na temat polowania z samego rana? - Powiedziała stanowczym tonem.

- Wybacz matko, lecz nie chciałem byście czekały na śniadanie i chciałem wyręczyć ojca, bo wiem jak ciężko pracuje jako nasz wódz.

Kobieta przytuliła syna z czułością i zaprowadziła go do chatki zrobionej z drewna I błota zmieszane go z gliną.

Gdy wszyscy zaczęli się zajadać śniadaniem przy ognisku to nagle ziemia się zatrzęsła jakby piorun walnął w ziemię. Każdy to poczuł. Spojrzeli się po sobie, na każdej twarzy malowało się zaskoczenie zmieszane z strachem.

Deep empty heartWhere stories live. Discover now