Ciemność. Wszędzie dookoła otaczała mnie ciemność. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie się znajdowałam. Moja rodzina gdzieś zniknęła, a ja byłam związana grubym, mocnym sznurem. Praktycznie nie mogłam się ruszyć. Powoli traciłam nadzieję, że ktokolwiek nas uratuje. Jakimś cudem udało mi się podnieść na tyle, aby móc oprzeć się o ścianę. Poczułam ogromny ból w tylnej części mojej głowy. Z powrotem osunęłam się na ziemię z braku sił.
Nagle zobaczyłam światło, które dobiegało z drugiego końca pokoju. Stare drewniane drzwi zostały przez kogoś lekko uchylone. Z jednej strony byłam przerażona, że to mój oprawca wrócił, ale z drugiej strony miałam nadzieję, że ktoś przyszedł po mnie, by mnie uratować. Mnie i moją rodzinę.
Zobaczyłam smukłą, dość niską sylwetkę, ciężko było mi dostrzec cokolwiek więcej w ciemności. Osoba ta prędko skuliła się przy szafce zaraz przy drzwiach. Z korytarza było słychać ciężkie kroki. Serce biło mi jak szalone.
Po krótkiej chwili kroki ucichły, a osoba skryta w pokoju zbliżyła się do mnie po czym uklęknęła.
— Już spokojnie malutka, jestem przy tobie - usłyszałam ciepły głos mojej babci, jak ja się ucieszyłam, że po mnie przyszła - musimy być bardzo cichutko rozumiesz?
Przytaknęłam. Zaraz po tym kobieta zaczęła rozwiązywać sznury, chwilę jej to zajęło, ponieważ nasi oprawcy naprawdę starali się o to, by nikt z nas nie uciekł. Jej jednak się to udało. Kiedy byłam już wolna a moja babcia chciała coś do mnie powiedzieć usłyszałyśmy przeraźliwy kobiecy krzyk. To musiała być moja mama.
Chciałam zacząć krzyczeć najgłośniej jak tylko mogę, ale babcia zakryła moją twarz ręką i od razu pokazała abym się uciszyła.
— Teraz musimy jak najszybciej stąd uciekać, trzymaj się blisko mnie i staraj się być jak najciszej
— A co z mamą i tatą? - zapytałam zapłakanym głosem - gdzie oni są?
— Wszystko będzie z nimi dobrze, na pewno bardziej martwią się o ciebie - odparła do mnie babcia ciepłym głosem, starała się mnie pocieszyć. Wiedziała, że jeśli nie powie nic takiego to zaraz się rozpłaczę, a porywacze nas usłyszą - musimy iść
— Dobrze, chodźmy.
Złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić do drzwi. Powoli je uchyliła po czym wyszłyśmy z pokoju. Budynek, w którym się znajdowałyśmy był stary i zrujnowany. Wszędzie na ścianach było wymalowane pełno graffiti. Babcia poprowadziła nas w stronę schodów na parter.
Znalazłyśmy się w głównym holu. Podeszłyśmy do ogromnych drzwi wejściowych, kobieta szarpnęła za klamkę, ale było zamknięte. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu i dojrzała światło dochodzące z pokoju obok. Jak się okazało nie było to zwykłe światło, to były pochodnie zawieszone na ścianie.
Szybkim krokiem podążyłyśmy do pomieszczenia z pochodniami. Gdy weszłyśmy do środka sparaliżowało nas. Na dwóch krzesłach przy wielkich oknach byli przywiązani moi rodzice. Stało tam jeszcze dwóch ubranych na czarno facetów, byli odwróceni do nas plecami. I wtedy popełniłam ogromny błąd.
— Mamo! Tato! - krzyknęłam do moich rodziców, oprócz nich oczywiście podbiegli do nas zamaskowani mężczyźni.
Zamknęłam oczy ze strachu, a potem najprawdopodobniej zostałam czymś uderzona, bo straciłam przytomność.
***
— Valentina obudź się dziecko! - krzyczała mama
— Anne, ciszej! - skrytykował ją mój tata – co jeśli zaraz wrócą?
Otworzyłam oczy i popatrzyłam na moich zapłakanych rodziców i babcię. Znów byłam przywiązana, lecz tym razem nie czułam, aż tak okropnego ścisku w kończynach.
— Przepraszam mamusiu, nie chciałam - wyszeptałam zmartwiona
— Wiem kochanie, wiem - odparła mama
— Chwila! Moje sznury są bardzo luźne - powiedziała moja babcia, wszyscy przenieśliśmy na nią wzrok – sekunda... udało się! - wypaliła z radością.
— Szybko! Rozwiąż Valentinę i uciekajcie! - wydukał tata.
Babcia podeszła do mnie i zaczęła mnie rozwiązywać. Okazało się, że moje węzły również były bardzo luźne. Kobieta próbowała uratować też moich rodziców lecz oni byli związani za mocno.
— Idźcie! - krzyknęła mama słysząc nadchodzące kroki
— Kocham was - powiedziałam jeszcze na odchodne do moich rodziców.
Razem z babcią wybiegłyśmy przez dziurę w ścianie. Pędziłyśmy przez ciemny las, jedynie księżyc lekko oświetlał nam stronę, w którą mamy podążać. Po około dziesięciu minutach dotarłyśmy na wzgórze, z którego było widać opuszczony budynek, w którym byłyśmy przetrzymywane. Nie minęła chwila, a ten pustostan wybuchł.
Rzuciłyśmy się na ziemię, by uniknąć fali uderzeniowej. Chwilę później podniosłyśmy się i zastałyśmy tylko cały budynek w płomieniach. Zaczęłam szlochać, babcia przytuliła mnie i sama starała się, by nie wybuchnąć płaczem.
Później wszystko pamiętam jak przez mgłę, udało nam się dojść do małego miasteczka, z którego zadzwoniłyśmy na policję, a potem jakoś dotarłyśmy do domu.
Tego dnia mój świat się zapadł. Straciłam rodziców, którzy byli dla mnie wszystkim. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę, ale byłam pewna, że babcia mnie nie zostawi i razem przejdziemy przez to piekło.
Nikt mnie jednak nie uświadomił, że to dopiero początek moich problemów, i rozpoczęcie drogi, aby poznać prawdę.
