Gra o wszystko

22 4 0
                                        

Asfalt wciąż parował po nocnym deszczu, a latarnie rzucały zimne światło na opustoszałe ulice miasta. Layla stała na rogu, opierając się o murek budynku, który od lat groził zawaleniem. Jej telefon wibrował po raz kolejny, ale nie sięgnęła, by go odebrać. Wiedziała, kto dzwoni – Teo zawsze chciał wyjaśnień. A ona nigdy nie była dobra w tłumaczeniu się.

Zamiast tego spojrzała na zegarek. Była 22:47. Miała trzynaście minut, zanim zacznie się wyścig. Tyle wystarczy, by zastanowić się, czy w ogóle powinna się tam pojawić. Ale czy miała wybór?

– Spóźniasz się – usłyszała głęboki głos za sobą. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, kto to był. Rayan zawsze pojawiał się bezszelestnie, jakby wychodził z cienia.

– Nie przyszłam dla ciebie – rzuciła, zerkając przez ramię.

Rayan uśmiechnął się kątem ust, tym swoim kpiącym uśmiechem, który doprowadzał ją do szału. – Zawsze tak mówisz, a jednak jesteś tutaj.

Przewróciła oczami i ruszyła przed siebie, ale Rayan podążył za nią, jego kroki zlewały się z jej własnymi. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Wiedziała, że czekał, aż sama zacznie. Zawsze grał cierpliwego, chociaż w środku kipiał od emocji, które starał się ukryć.

– Jakie są dziś zasady? – zapytała w końcu, przerywając ciszę.

– Proste. Wygrywasz, bierzesz wszystko. Przegrywasz... – zawiesił głos, jakby celowo chciał, by dokończyła myśl za niego.

– ...tracisz wszystko – dokończyła, odwracając się do niego. W jego oczach widziała ten znajomy błysk, który mówił, że dla niego wszystko to gra. Że nic nie traktował poważnie, nawet wtedy, gdy stawką było życie.

– A Teo? – zapytała cicho.

Rayan przestał się uśmiechać. Jego twarz spoważniała, a spojrzenie stało się twardsze. – Nie martw się o niego. Wie, na co się pisał.

To nie była odpowiedź, jakiej chciała, ale wiedziała, że nie dostanie innej. Rayan nigdy nie mówił za dużo, a to, co mówił, zawsze miało drugie dno.

Kiedy dotarli na miejsce, tłum już się zbierał. Zimne światła reflektorów samochodów rozświetlały mrok, a zapach benzyny i palonej gumy unosił się w powietrzu. Layla poczuła, jak jej serce przyspiesza. Nie przez wyścig, nie przez hałas ani tłum, ale przez to, co miało się zaraz wydarzyć.

Teo stał po drugiej stronie okręgu, opierając się o maskę swojego samochodu. Jego spojrzenie spotkało jej wzrok, a potem powędrowało na Rayana. Napięcie między nimi było namacalne, jakby każdy z nich czekał tylko na pretekst, by wybuchnąć.

– Wygląda na to, że mamy komplet – rzucił ktoś z tłumu, przerywając ciszę.

Teo ruszył w stronę swojego samochodu, nie mówiąc ani słowa. Rayan również zajął swoje miejsce. Layla wsiadła swojego do swojego samochodu, czując, jak coś w niej pęka. Wiedziała, że gdy wyścig się zacznie, nic już nie będzie takie samo.

Silniki zawyły, tłum zaczął krzyczeć, a ona po raz pierwszy poczuła, że stawka jest znacznie wyższa, niż mogła przypuszczać.  Nie chodziło już tylko o zwycięstwo. Chodziło o nich troje. O sekrety, które skrywali. I o to, kto pierwszy postanowi pociągnąć za spust.

The lie loopWhere stories live. Discover now