Gra poza torem

16 4 2
                                        

Layla siedziała na masce swojego samochodu, oparta plecami o przednią szybę. Silnik zdążył już ostygnąć, ale w powietrzu wciąż unosił się zapach spalonej gumy i rozgrzanego asfaltu. Wokół panował chaos, choć dla niej było to coś znajomego. Ludzie świętowali, śmiali się, analizowali każdy zakręt i manewr, a dźwięki muzyki mieszały się z odgłosami nocnego miasta. Layla jednak czuła, że coś jest nie tak.

Zwycięstwo powinno smakować lepiej. Powinna czuć adrenalinę, euforię, triumf. Tymczasem w jej głowie wciąż krążyły obrazy z wyścigu – momenty, w których Teo niemal wymusił na niej błąd, i ten dziwny sposób, w jaki Rayan trzymał się na dystans, jakby nie zależało mu na wygranej, a na czymś innym.

Jej wzrok przyciągnęła znajoma sylwetka stojąca na uboczu. Rayan opierał się o maskę swojego szarego samochodu, z rękami w kieszeniach kurtki, jakby całkowicie ignorował panujący wokół gwar. Jego twarz wyrażała zamyślenie, a może coś jeszcze – coś, czego Layla nie potrafiła nazwać.

Nie zastanawiając się dłużej, zeskoczyła z maski swojego auta i ruszyła w jego stronę.

– Coś cię gryzie? – zapytała, stając obok niego.

Rayan uniósł na nią wzrok, a jego usta wykrzywiły się w ledwie zauważalnym uśmiechu.

– A co, wyglądam na zmartwionego?

Layla skrzyżowała ramiona, unosząc brwi.

– Raczej na kogoś, kto wie więcej, niż mówi.

Na chwilę zapadła cisza. Layla czuła, jak jej wzrok przenosi się z Rayana na tłum ludzi za nimi. Gdzieś w oddali ktoś śmiał się głośno, inny kierowca warknął silnikiem swojego auta, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Ale tutaj, w tym spokojnym kącie, wszystko zdawało się być bardziej poważne.

– Nie zastanawiało cię nigdy, czemu te wyścigi są takie... ważne? – zapytał Rayan cicho, spoglądając przed siebie.

Layla zmarszczyła brwi.

– Jasne, że są ważne. To adrenalina, pasja, wyzwanie...

– Nie o to mi chodzi. – Jego głos był nagle bardziej szorstki, jakby starał się opanować emocje. – Chodzi o to, kto za tym stoi. Kto wygrywa na tym naprawdę.

Layla poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.

– O co ci chodzi, Rayan?

Odwrócił się do niej, a jego spojrzenie było tak intensywne, że niemal zmusiło ją do cofnięcia się o krok.

– Layla, myślisz, że to tylko zabawa? Że przychodzisz, ścigasz się, wygrywasz i wszystko jest proste? – W jego głosie zabrzmiała nuta frustracji. – Ktoś organizuje te wyścigi, ktoś zbiera zakłady, ktoś zarabia fortunę na każdej przegranej.

– O czym ty mówisz? – zapytała ostro.

– Mówię o kasie. O wielkich pieniądzach, które przechodzą z rąk do rąk za każdym razem, kiedy ktoś stawia na nas w tych wyścigach. Mówię o tym, że my tu jeździmy, a na końcu ktoś inny zgarnia całą pulę.

Layla milczała, próbując przetrawić jego słowa. Oczywiście wiedziała, że wyścigi były czymś więcej niż tylko pasją. Były zakłady, pieniądze, ale nigdy nie pytała o szczegóły. Nie chciała wiedzieć.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytała w końcu, patrząc na niego podejrzliwie.

Rayan westchnął, jakby ważył, ile może jej powiedzieć.

– Znam ludzi, którzy są w to zamieszani – odparł wymijająco.

Layla zmrużyła oczy.

– Ludzi jak Teo?

Rayan zaśmiał się krótko, ale bez cienia humoru.

– Teo? Teo jest tylko pionkiem. Tak jak ty, tak jak ja. Ale on myśli, że może to zmienić.

Layla nie zdążyła odpowiedzieć, bo nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Obróciła się i dostrzegła Teo, który stał w cieniu, wpatrując się w nich z czymś na kształt gniewu. Jego spojrzenie przesunęło się z Rayana na Laylę, a potem z powrotem.

– No proszę, proszę – rzucił z przekąsem, ruszając w ich stronę. – Ciekawe, o czym to tak cicho rozmawiacie.

Rayan nawet nie drgnął, jego twarz pozostała spokojna, choć Layla widziała, jak napięły mu się mięśnie szczęki.

– Nie twój interes – odpowiedział chłodno.

Teo zatrzymał się kilka kroków od nich, a na jego ustach pojawił się wyzywający uśmiech.

– Wszystko, co się dzieje tutaj, jest moim interesem – powiedział cicho, a w jego głosie zabrzmiała groźna nuta.

Layla poczuła, jak atmosfera gęstnieje.

– Teo, przestań – powiedziała stanowczo.

Teo spojrzał na nią, a jego wyraz twarzy na chwilę złagodniał.

– Powinnaś uważać, Layla. Nie wszyscy są tutaj tym, za kogo się podają.

Rayan skrzywił się, jakby chciał odpowiedzieć, ale powstrzymał się. Teo odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie.

Layla spojrzała na Rayana, czując niepokój.

– O co chodziło Teo?

– To, co zawsze – odparł Rayan, wzruszając ramionami. – Bawi się w groźnego faceta.

Layla wiedziała, że to nie była cała prawda. Ale zanim zdążyła zadać kolejne pytanie, Rayan zrobił krok bliżej. Jego spojrzenie złagodniało, a głos stał się cichy.

– Słuchaj, Layla. Naprawdę powinnaś uważać. Ten świat jest bardziej skomplikowany, niż myślisz.

Jego słowa brzmiały jak ostrzeżenie, ale było w nich coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że Layla poczuła nieznany dotąd dreszcz.

– Dzięki, że mi to mówisz – powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała szczerość.

Rayan spojrzał na nią przez chwilę, a potem uśmiechnął się lekko.

– Nie chciałbym, żebyś wpadła w coś, z czego nie da się wyjść.

Layla poczuła, jak jej serce przyspiesza, choć nie była pewna, czy to z powodu jego słów, czy spojrzenia.

The lie loopWhere stories live. Discover now