Rozdział 5

557 29 2
                                    

Z samego rana pojechałam do domu pogrzebowego. Pan Broks złożył mi kondolencje. Przyjęłam je, po czym razem zaczęliśmy omawiać szczegóły pogrzebu. Było to dla mnie strasznie trudne. W końcu tata zmarł dopiero wczoraj i wszystko jest jeszcze świeże. A do tego wszystkiego jestem z tym sama. Nie mam nikogo z rodziny, przyjaciół mam niewielu. Głównie z powodu tego, że nasza rodzina często wiązana jest z zdrajcami. Niegdyś ziemie South Shields, należały do Szkocji, jednak po drugiej wojnie światowej zostały przyłączone do Anglii. Dokładnie tak samo jak Irlandię Północną do UK. Ludziom z tych terenów nie spodobało się to, więc wszczęli bunt. Niestety został on dość szybko ugaszony, przez królewskie wojsko. Powiada się, że Rodzina Królewska dowiedziała by się o buncie trochę później, gdyby nie tajemniczy donosiciel. Jeden z miejscowych oskarżył o to mojego przodka. Od tamtego czasu nasz ród nazywany jest "Rodem Zdrajców" i to właśnie przez to mam niewielu znajomych. Rodzice tych dzieci nie chcieli, żeby ich pociechy zadawały się z Zdrajcami. Więc jak widać nie mam, co liczyć na znajomych. Nawet Pan Broks patrzy na mnie krzywo, co strasznie mnie denerwuje. Przecież jestem tylko człowiekiem i nawet jak by moi przodkowie byli Zdrajcami. W, co nie wierzę. To nie mogą mnie obwiniać za coś, co zrobili ludzie w innych czasach. Jednak oni tego nie rozumieją. Dlatego właśnie wszystkich zmarłych z mojego rodu chowa się w jednym miejscu. Nie na cmentarzu ogólnym, a na bocznym. Od kiedy pamiętam, chodziłam z mamą modlić się do krypty. Krypty? Tak mamy rodzinną kryptę. Chowani tam są wszyscy z naszego rodu. Kiedyś pewnie i mnie tam pochowają.

— Wszystko dobrze panienko? – spytał się uprzejmie Broks.

— Nie. Nie będzie dobrze, w końcu umarł mi tata – warknęłam.

— Wszyscy kiedyś umieramy. Trzeba się z tym pogodzić – stwierdził.

— Jak mam się z tym pogodzić. Uznajecie nas za Zdrajców. Za coś, co niby zrobili nasi przodkowie. Nawet nie wie pan jak się teraz czuję. Nie mam nikogo, nawet przyjaciela. Bo "Nie wolno przyjaźnić się z Zdrajcami". Jestem w tym wszystkim sama jak palec. Nie wspominając o tym, że pewnie za niedługo będę musiała wyjechać na parę miesięcy – wyznałam.

Staruszek przyjrzał się mi dokładnie. Pewno czegoś szukał, ale nie znalazł nic prócz bólu i cierpienia. Tak przynajmniej myślę. Westchnął cicho.

— Przykro mi, że tak jest. Wiele razy powtarzałem iż nie można tak traktować dziecka. Jednak kto mnie słuchał. Oni wszyscy uważają się za lepszych, a tak naprawdę są tacy sami jak my – powiedział i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu przytulił się do mnie.

Przytuliłam się do niego. Tego potrzebuję przez ostatnie kilka godzin. A pan Broks, jak widać to dostrzegł.

— A teraz koniec ślimtania. Musisz przygotować się do pogrzebu – odparł i poklepał mnie po ramieniu.

— Dziękuję.

— Nie ma za co, kruszynko. A teraz jedź do domu. Jutro pogrzeb i jestem pewien, że musisz wiele jeszcze przygotować – stwierdził.

Skinęłam tylko głową. Broks odprowadził mnie do wyjścia. Pożegnaliśmy się. Wsiadłam do auta i ruszyłam w stronę domu.

Muszę przyznać, że zachowanie pana Broksa zaskoczyło mnie. Jednak jak sam zdążył zauważyć nie jest ze mną dobrze. Jestem sama, a potrzebuję kogoś kto był by przy mnie. Jednak przez tych ludzi nie mam tutaj nikogo. Mogłabym stąd wyjechać, ale trzymają mnie tu korzenie i dom. Wiec, co ze sobą zrobię? Najpierw odkryję rodzinną tajemnicę, a potem będę dopiero myśleć – stwierdziłam.

____________________________________

Następnego dnia, wraz z gośćmi jak i obsługą hotelu stałam przed kryptą naszej rodziny. Odprawialiśmy pogrzeb dla mojego ojca. Tak jak sądziłam niewiele ludzi z miasta, przyszło na pogrzeb. No, ale czego ja bym chciała? Nigdy nie przychodzili na pogrzeby zdrajców. Dla mnich to za wiele.

Patrzyłam się jak kapłan wnosi trumnę do krypty. Błogosławi ją i prosi Boga o wybaczenie grzechów. A potem wstawia trumnę w odpowiednio wyrzeźbione miejsce. Odmówiliśmy jeszcze modlitwę przebłagalną. Na końcu każdy z nas złożył kwiaty obok trumny.
Ludzie zaczęli wychodzić z krypty. Jednak ja jeszcze nie byłam na to gotowa. Stałam przed trumną i wpatrywałam się w miejsce pochówku ojca.

— Wszystko dobrze? – usłyszałam dobrze mi znany głos.

Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Harry. Oczy chłopaka były zaczerwienione. Czyżby płakał? Nie to jest nie możliwe!

— Nie.

— Powinnaś wyjść na zewnątrz – mruknął podchodząc do mnie.

Złapał mnie za biodra i przysunął do siebie. Westchnęłam cicho i wtuliłam się w chłopaka. Staliśmy tak przez dobrą chwilę.

— Chyba czas wracać – stwierdził.

Chwycił mnie za rękę, skierowaliśmy się w stronę wyjścia.

— Czekaj – powiedziałam nagle.

— Co jest? – spytał się Harry, zatrzymując się w miejscu.

Nie zwracając uwagi na chłopaka, weszłam do wnęki nad którymi była data: 1972-1990.

Weszłam tak. Rozejrzałam się dookoła i tak jak widziałam wcześniej. Dwa miejsca pochówków były puste.

— To dziwne. Papo zawsze mówi, że od śmierci Liama, chowają tutaj wszystkich z naszej rodziny.

— To czemu dwa miejsca są puste?

— Nie wiem.

— Ta krypta jest jakaś dziwna.

— Czemu?

— Są tu miejsca tylko na pięć osoby, a tymczasem pochowane są tu trzy– stwierdził Harry.

— Też fakt. Czekaj.

Podeszłam do jednej z trumn. Przetarłam ręką metalową tabliczkę.

Pegg Windsors.

A potem to samo zrobiłam z drugą tabliczką.

Elizabeth Elliot.

Zaskoczona spojrzałam się to na jedną to na drugą tabliczkę. Spojrzałam na ostatnią tabliczkę, ją również wytarłam.

Stan Elliot.

— Pochowany mąż z żoną i ich córka?

— Nie spójrz na datę. Obie kobiety są w tym samym wieku. Natomiast mężczyzna ma tylko osiemnaście lat – wyjaśniłam pokazują daty.

— Matka z synem i siostra?

— Na to wygląda.

— A te dwa pozostałe?

— Chyba na mężów. Tylko czemu tu nie ma ich trumien?

— Nie wiem. Lepiej chodź już na górę.

Chwycił mnie za rękę i wyprowadził z krypty. Zamknęłam ją. A potem dałam się poprowadzić Harremu do domostwa. Chłopak zaprowadził mnie do mojego pokoju i oświadczył, że zostaje ze mną do rana. Nie mając siły na kłótnie. Umyłam się, przebrałam w piżamę. Wskoczyłam do łóżka, chwilę potem znalazł się w nim i Harry. Westchnęłam cicho, a on przysunął mnie do siebie zamykając w żelaznym uścisku. Nie mama pojęcia skąd wiedział, że potrzebuję bliskości. Ale jestem mu za to wdzięczna. Gdyby nie on, to nie wiem jak przetrwała bym ostatni czas.

— Śpij dobrze – powiedział.

Zamknęłam oczy i oddałam się macką Morfeusza.

Autorka: Witam was w kolejnym rozdziale ;)
Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Przepraszam już po raz kolejny za nieobecność. Postaram się poprawić i dodać rozdział w czwartek.
Przesyłam całuski

Black MagicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz