1. To tylko praca

29.2K 882 81
                                    

Z trudem przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi. Byłem przeraźliwie zmęczony. W tamtej chwili marzyłem tylko o tym, by wyłożyć się wygodnie na kanapie ze szklaneczką whisky w dłoni. Chciałem po prostu zapomnieć o wszystkich troskach i zmartwieniach, porządnie się wyspać i odpocząć.

Zrzuciłem buty oraz kurtkę i wszedłem w głąb domu. Zamarłem, gdy usłyszałem brzdęk filiżanki dochodzący z salonu. Z dziwnym przeczuciem ruszyłem w tamtą stronę.

- Witaj, Harry.

Przywitał mnie chłodny głos jednej z pracownic Modestu. Szczerze nienawidziłem tej kobiety i wiedziałem, że jest ona tego świadoma. Była niska, raczej pulchna, z przenikliwymi, szarymi oczami i ciemnymi włosami zawsze spiętymi w ciasnego warkocza. Jej przyjście prawie zawsze zwiastowało kłopoty, których starałem się unikać.

- Dobry wieczór, Roxanne- przywitałem się z wyraźną niechęcią, przystając w progu drzwi i rozwiązując czarny krawat.- Czemu zawdzięczam tę wizytę? Przyznam, że nie spodziewałem się gości o tej porze. Nie wspominając nawet o tym, że podchodzi to pod najście.

- Muszę ci kogoś przedstawić- stwierdziła z chytrym uśmieszkiem, ignorując moje wcześniejsze słowa i wskazując głową na miejscie naprzeciwko niej. Odwróciłem się w tamtą stronę i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że w pomieszczeniu znajduje się jeszcze jedna osoba. Na jednym z foteli siedziała sztywno wyprostowana brunetka z dużymi, trochę wystraszonymi, brązowymi oczami. Zlustrowałem ją wzrokiem od góry do dołu, odnotowując w myślach, że nie jest brzydka, jednak kompletnie nie w moim typie. Pomijając fakt, że preferowałem blondynki, lubiłem pewne siebie i śmiałe dziewczyny, natomiast nieznajoma była wyraźnie speszona. Denerwowało mnie to, że nerwowo bawiła się swoimi palcami.

- Powinienem panią kojarzyć?- spytałem, odwracając się z powrotem w stronę Roxanne.

- To jest Caroline.

Zmarszczyłem brwi w niemałej konsternacji i przez dobre kilka sekund zastanawiałem się, kim, do cholery, mogła być ta cała Caroline. Nie pasowała mi do żadnej wcześniej poznanej dziewczyny. Dopiero po jakimś czasie przypomniałem sobie ostatnią rozmowę telefoniczną z jednym z przedstawicieli zarządu. Zaśmiałem się sarkastycznie na samo wspomnienie.

- Moja narzeczona i matka mojego dziecka?- zapytałem z dobrze wyczuwalną kpiną w głosie, obserwując, jak Roxanne bierze solidnego łyka herbaty z pamiątkowej porcelany mojej mamy. Kątem oka dostrzegłem, jak dziewczyna na fotelu zgarbiła się pod wpływem moich słów i tym razem zaczęła ciągnąć rękawy swojego swetra.

- Dobrze, że się rozumiemy- stwierdziła bez żadnych emocji blondynka i wstała z kanapy.

- A gdzie jest to dziecko?- spytałem, zagradzając drogę kobiecie.

- Mollie śpi na górze- powiedział głos za moimi plecami. Odwróciłem się niemal natychmiastowo i spojrzałem zaskoczony na dziewczynę, która wpatrywała się we mnie niepewnie. Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Fakt, że ta Caroline i jej córka najwyraźniej już się zadomowiły w moim domu, doprowadzał mnie niemal do mdłości. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym dzielić moje mieszkanie z kimś innym.

- Na górze?- powtórzyłem przez zaciśnięte zęby.

- Dziewczyny się do ciebie wprowadziły, żeby ta cała szopka była bardziej przekonywująca. Zajęły już pokój gościnny- powiedziała z triumfującym uśmiechem Roxanne, widząc moje zdezorientowanie. Następnie wyminęła mnie bez słowa i przeszła w stronę drzwi.- Powodzenia, Styles. Od dzisiaj musisz troszczyć się nie tylko o siebie.

Prychnąłem pod nosem, gdy zamknęły się za nią drzwi, po czym ruszyłem po schodach w stronę sypialni, nie zerkając nawet na zaniepokojoną dziewczynę. W mojej głowie huczało, ale przebijała się tylko jedna myśl- nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Chyba nie liczyli na to, że zrezygnuję z imprez i mojego ukochanego alkoholu?

Koniecznie potrzebowałem zimnej kąpieli. I whisky. Dużo whisky.

~*~

Zszedłem do kuchni, przeciągając się i głośno ziewając. Od dawna tak źle nie spałem. Przez całą noc śniły mi się jakieś koszmary, więc miałem cichą nadzieję, że cała sytuacja z poprzedniego wieczora również mi się przyśniła. Niestety, okazało się, że byłem w błędzie. Przy stole kuchennym siedziała Caroline z włosami spiętymi w wysoki kucyk i owinięta białym, puchatym szlafrokiem. W dłoniach trzymała mój ulubiony kubek w kolorowe kropki, ale postanowiłem tego nie komentować. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem z niej inny kubek, po czym włączyłem ekspres do kawy, bez której nie mogłem żyć podczas każdego poranka. Dziewczyna drgnęła, wyraźnie zaskoczona i wyrwana ze swoich myśli.

- Wcześnie wstałeś- powiedziała cicho, jednak zupełnie ją zignorowałem, obserwując w skupieniu, jak kawa leje się do kubka. W głębi ducha musiałem przyznać, że miała bardzo przyjemny, melodyjny głos.- Pozwoliłam sobie zrobić herbatę...

- Od wczoraj to też twój dom. Możesz robić, co tylko chcesz- stwierdziłem w dalszym ciągu odwrócony do niej plecami, choć czułem na sobie jej palący wzrok. Spokojnie poczekałem, aż kawa będzie gotowa, po czym skierowałem się w stronę schodów.

- Harry, zaczekaj!

Zatrzymałem się na dźwięk tych słów i odwróciłem się na pięcie. Caroline stała w progu kuchni, patrząc na mnie z nadzieją w oczach. Założyłem ręce na piersi i spojrzałem na nią wyczekująco. Nie miałem najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę z nią. W pewien sposób wręcz się nią brzydziłem.

- Słucham.

- Możemy porozmawiać?- spytała, wpatrując się w moje oczy. Szczerze się zdziwiłem.

- Porozmawiać? Niby o czym chciałabyś rozmawiać?

- Myślałam, że może moglibyśmy się lepiej poznać- powiedziała, tym razem odwracając głowę delikatnie w bok i usilnie unikając mojego wzroku. Wyraźnie się mnie bała, co bardzo mi się spodobało. Lubiłem mieć przewagę nad swoim rozmówcą. Chciała coś jeszcze dodać, bo nawet otworzyła usta, ale przerwał jej mój donośny śmiech.

- Wybacz, Caroline, ale my nie mamy tematów do rozmów- stwierdziłem, a jej zmieszana mina dostarczyła mi jeszcze większej satysfakcji.- To tylko praca. Praca, za którą oboje dostaniemy pieniądze. Nic więcej nas nie łączy i nie będzie łączyć. Pokażemy się kilka razy publicznie i tyle.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony wbiegłem po schodach i z głośnym trzaskiem zamknąłem drzwi od swojej sypialni, na co rozległ się zduszony płacz jakiegoś dziecka. Tylko tego mi brakowało. Potrzebowałem spokoju i chwili wytchnienia, a nie jakiegoś rozryczanego bachora pod dachem. Nie podobał mi się ten pomysł z udawaniem, ale wierzyłem, że to całe przedstawienie nie potrwa zbyt długo. Odłożyłem kubek z gorącą kawą na szafkę nocną, po czym rzuciłem się na łóżko i nakryłem poduszką głowę, licząc na to, że stłumi ona krzyk.

Pokochaj Nas || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz