11. Forteca Kansky'ego

14 5 0
                                    

Prudence wróciła do domu około osiemnastej. W garażu Darcego spędziła całe południe i część wieczoru. Oprócz bezy poczęstował ją jeszcze herbatą i pizzą z mikrofali. Nie rozmawiali ze sobą za wiele, ale samo przebywanie w jego obecności było dla dziewczyny dość miłe. Dużo lepsze niż przebywanie w przytłaczającym domu Victora.

Darcy naprawiając samochód obdarowywał ją czasem miłym uśmiechem odsłaniającym równe białe zęby. Kiedy wjechał na niskim wózku pod maskę pozbywając się wcześniej bluzy i zostając w samym podkoszulku mogła podziwiać jego mięśnie ramion. Czasem łapała się na tym, że gapi się jak chłopak napina je, dokręcając grube śruby. Strofowała się wtedy w myślach, bo jeszcze niedawno prychała czytając o takich dziewczynach w książkach i wtedy wydawało jej się to zwyczajnie śmieszne.
Te kilka godzin sprawiły, że Prudence poczuła, że oddycha pełną piersią, czuła się jakby zostawiła cały balast przykrości za sobą.
Z jej wewnętrznej euforii wyrwał ją skrzekliwy głos Victora.

- Gdzie ty byłaś?! Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?!!

Victor zaatakował ją zanim zdążyła zdjąć buty. Stał trzymając w dłoniach gruby pas i mrużył małe oczy. Dyszał ciężko jakby szykował mu się stan przedzawałowy.
Prudence szybko przybrała swój codzienny bezpłciowy wyraz i powiedziała na tyle obojętnym tonem na ile pozwolił jej drżący głos.
Bała się Victora, tak bardzo, że wbijała paznokcie we wnętrzu zaciśniętych pięści.

- Byłam w kościele - powiedziała unosząc głowę, aby nie mógł zarzucić jej kłamstwa.

Wiedziała, że pewność siebie odegra w tym starciu kluczową rolę.
Odległość jaką musiałaby pokonać Prudence na nogach do kościoła zajęłaby jej około godziny, więc wybór był według niej naprawdę dobry, zwłaszcza że nie znała za dużo miejsc ani dokładnego planu miasta.

- Byłaś w kościele?

Victor szukał w jej twarzy potwierdzenia a jednocześnie doszukiwał się kłamstwa. Jakieś najmniejszej wskazówki, drgnięcia powieki, które dałyby mu najmniejsze wątpliwości.
Ale kłamstwo Prudence było przekonywujące, zwłaszcza kiedy dodała.

- Chciałam porozmawiać z Bogiem. Ksiądz zawsze mówił, że w domu Bożym słyszy najlepiej.

- To prawda - pokiwał poważnie Victor z uznaniem dla zmyślonego przez dziewczynę duchownego - Poszłaś wyzbyć się grzechów - powiedział prawie radośnie. Jego oblicze pojaśniało a pasek odłożył do szuflady zamykając ją zupełnie niezawstydzony, że po niego sięgnął.

Uwierzył jej i wewnętrznie mogła odetchnąć. Przez krótką znajomość z Victorem zdążyła nauczyć się, że dla Niego kościół był prawdziwą świątynią. Zajmował kluczowe miejsce w jego życiu a modlitwa była dla niego święta.

- Może coś z ciebie będzie. Bóg zawsze wybacza, więc i ja przebaczę ci twoje przewinienia, ale pilnuj się dziewczyno - pogroził jej palcem z uśmiechem dobrotliwego, pełnego miłosierdzia człowieka.

Uśmiech judasza przeszło przez myśl dziewczyny, kiedy chciała czmychnąć do swojego pokoju.
Victor dalej jednak stał na jej drodze, widziała, że ma jeszcze coś do powiedzenia więc przystanęła.

- Jutro jesteśmy zaproszenie na obiad do ważnej osobistości. Samego Naczelnika Pana Roberta Kansky'ego - powiedział przez zaciśnięte zęby - To dla mnie ogromna szansa w ścieżce mojej kariery. Jeśli przyniesiesz mi wstyd...

Jego twarz znów poczerwieniała. A Prudence pomyślała, że obiad z Kanskym był ostatnią rzeczą w niedzielę na jaką miała ochotę.
Westchnęła.

- Chodzę z nim na koło teatralne - mówiąc to starała się nie patrzeć w oczy ojczyma. Bała się tej jego dzikości. Naprawdę przerażał ją ten człowiek.

Silent TearsWhere stories live. Discover now