Rozdział 5

2 0 0
                                    

-Kurde moja mać! -krzyczy głos który mnie obudził z snu, otwieram bolące oczy i rozglądam po pokoju, w przejściu stał Teodor trzymający Nicholasa za szyję i bijący go w nos.
-O cholera jasna.. Nicholas! -krzyczę widząc na jego szczęce krew a przy tym dużego siniaka.
-Teodor! Puść go! -krzyczę ponownie, Teodor spogląda na mnie i puszcza chłopaka, czuję jak zaczyna mnie boleć gardło z wzroku parzącego moją szyję.
-A ty, Susan pozwoliłaś mu spać z sobą?! Wiesz że on chce cię tylko przelecieć?! Ma jebany układ! -odkrzycza głośniej niż ja, patrzę na niego ciągle po czym spuszczam wzrok na swoje ręce i zaczynam sie nią bawić. Chłopak rzuca Nicholasa na fotel obok i wychodzi stukając mocno drzwiami od mojego pokoju, wchodzę do łazienki i biorę apteczkę, od razu podchodzę do Nicholasa trzymając jego podbródek.
-Wybacz mu jego zachowanie, Nicho. -mówię cicho na co on kiwa głową i syczy przy opatrywaniu rany. Daje mu szybko plaster i przemywam krew z jego twarzy.
-Idź do siebie, za niedługo wyjdę do kuchni i zrobię śniadanie dla wszystkich. -mruczę i uśmiecham się przelotnie, chłopak wstaje a ja idę w stronę łazienki, chowam apteczkę do szafki pod zlewem i patrzę na siebie w lustro, na mojej twarzy pojawia się grymas wywołany brzydkim moim wyglądem, od kiedy byłam mała nie lubiłam swojego wyglądu, jestem starsznie gruba chodź każdy mówi że wyglądam jak patyk, moje blond włosy są roztrzepane na wszystkie strony świata a oczy zaczynają tracić cząstkę swojej radości.
Zagryzam wargę i wyciągam szczotkę z szafki i zaczynam przeczesywać blond faliste włosy i poprawiam za długą na mnie koszulkę, spodenki mam czarne pasujące do niebieskiej jasnej koszulki.
Ubieram swoje kolczyki z kształtem kółeczka i zaczynam myć zęby, zastanawiam się na wszystkim, co się stało z moją rodziną? Czy rodzina Horennel jest moją? A może akurat to wszystko jest snem który zaraz się skończy? Wiele pytań, zero odpowiedzi.
Wypluwam pianę z ust i wycieram twarz ręcznikiem.

Wychodzę z pokoju robiąc z swoich koka, podchodzę do kuchni i otwieram lodówkę wyciągając z niej mleko, jajka oraz zimną wodę, postawiam je na szafce i wyciągam miskę i mikser.
Szybko robię sos do naleśników i wyciągam patelnię, szybko podpalam planik i nakładam sos rozprawadzając na całej patelni.
-Czuję naleśniki! -krzyczy ktoś znany mi, spoglądam w stronę łazienki i wichodzi z niej Jess, od razu jej mina zrzędła, za nią wychodzi Teodor, dobra to już za wiele. Najpierw sam krzyczy że ktoś chce mnie przelecieć a sam robi to w łazience.
-Dobry Jessy, chcesz jednego? -pytam sie miło na co ona uśmiecha się i podchodzi do mnie biorąc z lodówki dżem.
-Poproszę jak mogę. -uśmiecha się w moją stronę, również biorę talerz i kładę dwa naleśniki na talerz dając jej.

Po zrobieniu naleśników wstaje od blatu i zaczynam wkładać talerze do zmywarki, chowam rzeczy po których zjadłam śniadanie i zaczynam iść w stronę drzwi frontowych i wychodzę na podwórko, czuję jak zimny wiatr owiewa moją twarz i nagie łydki, wychodzę jeszcze dalej czując chłód na moich plecach. Drzewa w okolicy były albo kasztanowcami albo dużymi dębami który idealnie komponowały się z dopiero wzniesionym słońcem, czuję się naprawdę źle z tego powodu iż muszę zostać z tymi ludźmi na nawet nie wiem ile, a tym bardziej z Teodorem któremu obiecałam że zabije każda dziewczynę którą przeleci, Jessica jest akurat pierwszą którą muszę zabić, będzie naprawdę łatwo to zrobić, nie mogę tego tylko nikomu jak narazie wyjawić, zaciągnę ja na imprezę i będę i będę mówiąc lekko szantażować a potem lekko, tortury i szybka nagła śmierć z powodu alkoholu.
-She's crazy, but she's mine, damn i lose my mind, she' dancing every night, singing sha-la-la-la-la.. -podśpiewuje piosenkę którą śpiewałam, zaczynam poruszać biodrami idąc coraz bardziej w głąb lasu, z zakrętu widzę wodę, szybko idę w jej stronę i widzę małe jeziorko. Zaczynam tańczyć do śpiewanej piosenki i kręcić się wokół własnej osi, przez przypadek zachaczam o kamyk i upadam do wody, nurkuje i zamykam oczy, czuję jak coś zaczyna ciągnąć mnie za nogę, otwieram oczy i patrzę się w dół widząc czarną jak smoła łapę, bo ręką tego nazwać nie można.
Zaczynam kopać trzymającą mnie łapę ale coraz bardziej brakuje mi tlenu. Próbuję wypłynąć ale to też na marne mi idzie, czuję jakbym zaraz miała zemdleć, lecz szybko czuję że woda kończy się i upadam gdzieś gdzie jest tlen, otwieram usta i nabieram tlenu rozglądając się, jest ciemno więc niczego narazie nie widzę, w oddali jest trochę jaśniej, widzę że jest tam jaskinia z mchem.
-Witam, jestem David. -mówi głos obok mnie, spoglądam w bok i widzę przyczynę przez którą zostałam wciągnieta, zwierzę podobne do psa jak i człowieka, czarne ciało pokryte futrem i uszy sterczące i nadsłuchujące odpowiedzi, miał na sobie czarną koszulkę i spodnie całe brązowe na dodatek rozszarpane.
-Cześć.. Ja Susan.. Emm.. Co tu robię? -pytam się zwierzęcia na co on od razu się zmienia w normalnego człowieka, brunet z czekoladowymi oczami i wcześniejszymi ciuchami.
-Przyprowadziłem cię tu z jednego powodu, jest to powód taki że nowi z ras, czyli Wilkołaki, Wapmiry, Smoki, Guardiany czyli taki jak ja i Syreny muszą być zadeklarowane u króla każdej rasy by wiedzieć z kim mamy do czynienia, ty jak nam się wydaje nie leżysz do Guardianów ani Syren więc albo Smoków, Wilkołaków lub Wampirów, ostatnich najbardziej nie polecam jak i pierwszych bo są jak diabły, pojawią się, omotają i strącą do piekła, czyli świata z którego nie ma ucieczki, jak narazie widzę że ci nic nie opowiedzieli droga Susan, jesteś nowa racja? Bo to tereny Wilkołaków oraz Wampirów a naprzeciw jakbyś szła miałabyś góry a w nich Smoki, my akurat zamieszkujemy wody albo jeziorka oraz rzeki by być lepiej schroninymi przed atakami wrogów. -kończy a ja wszystko zaczynam układać w głowie, Smoki i Guardiany a nawet Syreny?!
-Tak.. Jestem nowa, a jestem mieszanką Wilkołaka i Wampira.. a o Smoku nie wiem. -mówię a chłopak uśmiecha się i po chwili klaszcze i światło się zapala, łapie mnie za rękę i ciągnie, po chwili jesteśmy w mieście, na serio w mieście takim co ma normalne domy.
-Na przeciw jest zamek króla Auraian'a który nie lubi nowych, a tym bardziej mieszanek więc musisz być miła, a jak cię polubi będziesz jedyną która mu zakręciła w głowie, i jakby nie martw się o strażników przy wejściu, możesz tu zawsze przychodzić. -mówi i uśmiecha się wchodząc do zamku, zaczyna machać moją ręką na co cicho się śmieje na taki widok.

True love or false friendship Where stories live. Discover now