Rozdział 1

3 0 0
                                    

Leże w swoim pokoju na łóżku, Ben jak mnie odwiózł do domu ciotki został do rana i uciekł do szkoły, ja akurat mam zwolnienie do końca tego czerwca!
-Susan, chodź na chwilę! -krzyczy mój wujek Martin, szybko wstaje z łóżka i idę w stronę kuchni, widzę jak wujek jest cały czerwony na twarzy a ciotka zaczyna patrzeć na mnie błagalnym wzrokiem.
-Co robiłaś wczoraj z Benem? -pyta się Martin, patrzę na ciotkę i widzę w nich naprawdę smutek, cholera.
-Wczoraj.. Byłam z Benem w klubie. -mówię na co on kiwa głową.
-A czemu wczoraj pobiłaś mężczyznę za nazwanie cię małą? -zrobił cudzysłów w powietrzu na słowo "małą".
-Bo nie jestem mała! Jestem duża już wujku.. Za niedługo mam 28 lat! Nie widzisz że jestem dorosła?! -krzyczę w jego stronę nie panując nad swoimi emocjami. -Wujku! Pogódź się że Carl nie żyje oraz Elizabeth! Nie przywrócisz im życia nawet jeśli miałbyś taką wolę! Tęsknie za nimi jak ty więc proszę, zostaw to wszystko na bok i zaupiekuj się ciotką, widziałeś ją w nocy płaczącą nad zdjęciem Elizabeth? Widziałeś jak prawie zabiła się przez szkło w łazience? Widziałeś jak próbowała dodać trutkę do swojego jedzenia?! Nie widziałeś bo zająłeś się nimi! Zajmij się swoją żoną a nie tylko nimi! -krzyczę i zaczynam odrącać złe emocje od siebie, ciągle czuję gulę w gardle i suchość w ustach.
-Jesteś wpatrzony tylko w siebie. Martin. -syczę do niego i wracam na górę, zamykam drzwi i kładę się na łóżko.

Dlaczego ja muszę się zastanowiać na wszystkim, oprócz samej siebie?
Popatrzyłam się na mój pokój, ściany kolory bordowo czerwonego, podłoga z drewna i szafa z ubraniami, biurko obok toaletki do makijażu a obok komody drzwi od łazienki, balkon jest naprzeciw łóżka ukazujący naturę jaką kocham do teraz, widać małe jeziorko i las prowadzący do opuszczonego rollercoastera gdzie miałam iść z Benem albo Joem, a nawet z samą Cloe, ale nikt nie chciał z mnś iść więc jak miałam 18 lat poszłam sama do tego lasu, niby w połowie drogi zemdlałam i znalazła mnie moja ciotka, jak się obudziłam niby upadłam na kołek drewna i mam bliznę na brzuchu.
Wychodzę na balkon patrząc na drzewa lasu, niby nikt tam nie wchodził od parędziesięciu lat, czyli od śmierci moich dziadków.
Zawsze chciałam ich zobaczyć ale umarli po moim porodzie, a potem rodzice i teraz jestem tylko ja z ciotką oraz wujkiem, jest jeszcze moje kuzynostwo, Harry i Dave, mieszkają w Hiszpanii a ja w nowym Jorku więc widzimy się tylko w wakacje.
Spoglądam na las widząc coś, a raczej kogoś przyglądającego się mi, po chwili znika i nic. Wyparował.
-Susan!!! Joe, Ben oraz Cloe są już!! -krzyczy wujek Martin, ale jego głos przeraża mnie, po chwili słyszę stukanie w drzwi pięściami.
-Susan!? Otwórz te drzwi! -krzyczy głos wujka, ale jego głos jest bardziej poważniejszy.
-Ej..Ty blondi, chodź tu bo cię zje ten potwór... -słyszę głos, od razu się odwracam głowę i widzę chłopaka na wiek około trzydziestki.
-No chodź bo cię zabije! -krzyczy i łapie mnie za szyję, podciąga na płytki dachu i zaczyna biec, słyszę jak drzwi od mojego pokoju się otwierają a na balkonie staje na sto procent jak się nie mylę wilkołak. O kurwa.
-O japierdole, co to ma być!? -krzyczę do chłopaka, ale ja spadam za nim na ziemię, szykuje się do upadku ale nic nie czuję, chłopak biegnie właśnie na ziemi trzymając mnie w swoich ramionach.
-Zamknij się, czują twój zapach i słyszą sto razy lepiej, i tak jak wcześniej myślałaś jest to wilkołak, Blondi. -odpowiada mężczyzna, wyszczerzam oczy na jego słowa i dopiero po chwili rozumiem. On jest kurwa wampirem jak z książki.
-O japierdole! Czyli tamten co do mnie  pisał też jest waszym wampirem?! -krzyczę cicho do jego ucha na co on dostaje gęsiej skórki.
-Jaki pisał? My ciebie dopiero znaleźliśmy, wiesz jak ciężo jest odkryć wampira w takim domu pojebańców? -mówi do mnie chłopak na co ja dostaję szoku. Słyszę powiadomienie na telefonie, chłopak szybko mnie puszcza i posadza na drzewo.
-Zostań tu na około sześć minut i się nie ruszaj, zgubię ich. -mówi i zaczyna biec w lewą stronę, szybko wyciszam dźwiek w telefonie i sprawdzam wiadomość.

Od: Nieznany.
Oj Różyczko, Ben został zjedzony, zostań na miejscu zaraz ciebie też zjem.

Napisał do mnie ten sam numer, japierdole ale oni bedę mnie wkużać!
-Kici kici! Susan to ja twój pomocnik! -krzyczy głos chłopaka, widzę jak coś zaczyna chodzić obok drzew, czuję jak wydziera wzrok na mojej sylwetce próbując mnie znaleźć.
-Zapomniałem które to drzewo, możesz wyjść! -krzyknął i popatrzył się obok mnie na inne.
-Nicholas! Nie ma jej tutaj wogule. -krzyczy nieznany mi głos, od razu się wychylam i spadam na tyłek krzycząc z bólu.
-Jednak jest, ale ten Ash jest debilem. -syczy w moją stronę, zaczyna do mnie podchodzić i od razu rozpoznaje mężczyznę obok niego, ten garniturek, szefuńcio.
-Witaj droga Susan. -mówi na tyle by usłyszał to każdy, dosłownie.
Jego ręka wędruje na moje udo, do razu odpycham go i kopie w krocze. Zaciskam jego ręke z tyłu pleców i przytrzymuje jedną nogą jego nogi.
-Nienawidzę kiedy mówią na mnie Susan, wolę Georgia. -syczę a on sztywnieje.
-O kurwa, jednak wampirzyca! Zgadłem! -zaczyna krzyczeć i uwalnia się z mojego uścisku, podchodzi do szefa i prosi o pieniądze a on mu je daje.
-Spierdalaj Nicholas, ja też mogłem wygrać. -syczy w jego stronę na co on pokazuje mu język.
-Dziady!! Wychodzimy jednak Wampirzyca!!! -krzyczy czerwonooki na co widzę ludzi a bardziej wampirzy lud.
W tym ludzie jest też ten co mnie uratował.
-Ona jest jakaś głupia.. brzydka na dodatek.. -szepcze jakaś dziewczyna, widzę grupę która zaczyna rozmawiać i patrzeć na mnie.
-Ty! Sama jesteś brzydka więc się odpierdol i spójrz w lustro. -grożę jej na co ona rozszerza oczy.
-Ale to wyszeptałam... -odpowiada głośno dziewczyna, patrzę na ludzi którzy patrzą na mnie a później na szefuńcia.
-Jednak też wilkołak! Dawaj dwie stówy. -krzyczy garniturowiec, bierze pieniądze na co tamten się focha.
-Dobra, skoro mamy konkrety, kim do cholery jesteście i czemu żyjecie w moim jebanym lesie?! -krzyczę na co dwóch odwraca się w moją stronę.
-Jestem Wilkołakiem a ci to wampiry, a ty jakąś mieszkanką nie wiem z jakiego rodu ale masz wybór, ale mieszkasz z mną albo z nimi. -kończy rozmowe i porusza ramionami do góry.
-Wole bardziej być gejem nić mieszanką.- mówię i patrzę na garniturowca który sztywnieje patrząc na mnie, a bardziej tłumacząc za mnie.
-Jeśli chcesz być gejem dziewczynko, zmień sobie płeć, ale jeżeli chcesz mogę być twoją prostytutką. -odpowiada rażący mnie w uszy lodowaty głos.
Odkręcam się i widzę starszego mężczyznę ubranego w czarny garnitur i czarne lekko spodnie, brąz rozczochrane włosy na boki oraz tatutaż na obojczyku i szyi jak widzę.
-Wolę być prostytutką najgorszego burdelu niż twoją. -syczę w jego stronę, na co on uderza mnie w policzek bardzo mocno.
-Nie odzywaj się tak do mnie, dziewczyno. -syczy i rzuca mnie na ziemię, czuję jakbym miała się rozpłakać, ale nie z tego, obiecałam nie płakać nawet przez największego dupka na świecie.
-A ty, pawiani kutasie, nie rzucaj mną o ziemię, bo ci przyjebie. -wstaje z ziemi i słyszę jak inni zapowietrzają się, patrzę się na mężczyznę na co on staje się cały czerwony i uderza mnie w nos, oddaje mu i uderzam w krocze, chłopak się za nie łapie i upada pod szybkim bólem, siadam na nim okrakiem i uderzam nie odrywając sie w jego szczęke, słysze trzask kości i widzę jak leci mi krew z nosa.
-Hej, hej! Susan zostaw go! -krzyczy Nicholas, odciąga mnie ale ja go też uderzam w krocze, jeszcze bardziej biję chłopaka który mną rzucił na ziemię. W ostatnim momencie kiedy miał zemdleć, zostawiam go.
-Nigdy nie wyzywaj dziewczyny, jeśli nie wiesz jaka jest, durniu. -syczę i patrzę na ludzi, szybko podbiegają do chłopaka i pomagają mu, nawet ten w garniturze.
-Tu vas mourir, Susan. -mówi chłopak który po chwili mdleje.
-Allez, espèce d'idiot. -odpowiadam i opieram się o drzewo, teraz widzę jak moje kostki są w krwi oraz całe czerwone, czuję przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej, zaczynam coraz łapczywiej łapać powietrze, jakiś wampir zwraca na mnie uwagę i rozszerza oczy, szybko do mnie podbiega i zaczyna mnie cudzić, widzę czarne plamy przed oczami.
-Hej! Nie zasypiaj Blondi, zaraz będziesz w domu. -mówi na co ja od razu się odsuwam i zaczynam wymiotować krwią.
-Odsuńcie się. -szepcze cicho, ale każdy się odsuwa, czołgam się w stronę mężczyzny na co inni patrzą na mnie jak na idiotkę.
Podnoszę lekko jego głowę i odkrywam obojczyk, czuję ja wysuwają mi się kły i wgryzam się w obojczyk chłopaka. Słyszę jak inni krzyczą, ale nic mu nie będzie, przeze mnie będzie chyba żył.
-Ona... Pomóżcie jej!! -krzyczy jakiś chłopak, puszczam mężczyznę i upadam obok niego oddychając ciężko.
Mężczyzna się wybudza, a ja zaczynam nie kontaktować z światem, widzię jedynie jak on patrzy na mnie z przerażeniem, a potem nic. Pustka ogarnia mnie wewnątrz.

True love or false friendship Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz