1.

151 35 36
                                    

Cztery miesiące później

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Cztery miesiące później

– Koniec tego!

Ostry głos matki i huk po uderzeniu drzwi o ścianę, sprawiają, że otwieram powieki. Czuję się, jakby do mojej nory wrzucono nagle dynamit, bombę dymną, i wszystko inne, co burzy spokój, którego tak bardzo mi trzeba.

Z mojej piersi wyrywa się pełne frustracji sapnięcie.  Mam nadzieję, że to tylko kolejny koszmar odbierającym mi sen, a nie człowiek z krwi i kości. Wolę dręczące koszmary, niż własną matkę.

— Mówię do ciebie!

Nawiązuję z nią kontakt wzrokowy. Dzięki Bogu mam rozmazanym wzrok i nie muszę patrzeć na nią w pełnej krasie.

– Dałam ci już wystarczająco dużo czasu. Byłam dla ciebie wyrozumiała przez te ostatnie miesiące, ale pora wziąć się w garść.

Nie mam nawet siły prychnąć, czy chociażby odwrócić się do niej plecami.

W tej kobiecie nie ma za grosz delikatności. Gdziekolwiek by się nie pojawiła, wchodzi z całą swoją władzą i należy paść przed nią na kolana jak przed królową – nieistotne, czy jest się kaleką.  

Gdy byłam dzieckiem przypominała mi Królową Lodu – piękną i wyniosłą, spełniłabym każde jej wygórowane wymagania, aby zasłużyć sobie na ledwo widoczne kiwnięcie głową, czy uniesienie kąciku ust, wyrażające aprobatę. Jako dziecko byłam nią zafascynowana. Była nie tylko wspaniałą baletnicą, ale posiadała również siłę, która mi imponowała. Potrafiła sprawić, że ludzie jak psy jedli jej z ręki, żebrząc o choć jedno spojrzenie.

Zanim objęła posadę dyrektorki w akademii baletowej Virtuoso była w niej primabaleriną, a zajęcia z nią napawały nie tylko strachem, ale również nadzieją, że pod jej skrzydłami, drzwi do sukcesu otworzą się na oścież – powszechnie było wiadomo, że pod jej okiem z akademii wychodziły same gwiazdy. Każdy chciał, aby to właśnie na nim skupiła swój wzrok na dłużej niż ułamek sekundy.

Wszyscy twierdzili, że mam szczęście, że właśnie ona jest moją matką. Nic bardziej mylnego, choć do momentu, aż stałam się nastolatką, również tak uważałam.  Z czasem mój zachwyt nią coraz bardziej słabł. Zdałam sobie sprawę, że jej piękno to tylko powłoka, a wewnątrz jest zepsuta. W swoim dwudziestodwuletnim życiu, dni, w których nie usłyszałam, że mogło być lepiej, albo wytykania, że wciąż są lepsi ode mnie, mogłam policzyć na palcach jednej ręki.

Dlatego teraz, gdy już nie muszę pracować na jej zadowolenie, patrzę  obojętnie, czekając na ciąg dalszy. Straciła nade mną władzę, w momencie, gdy usłyszałam, że muszę liczyć się z tym, że moja noga już nigdy nie wróci do dawnej świetności. Skoro nie mogę tańczyć, nasza chora więź, którą tworzył balet, pękła.

Z cichym jękiem nakrywam się kołdrą, chroniąc oczy przed rażącym słońcem, gdy – przez brak jakiejkolwiek mojej reakcji –  matka odsłonia rolety, wpuszczając do środka promienie ostrego słońca. Na zewnątrz niewątpliwie trwa upał, ale wystarczy, że pojawiła się w sypialni, a ogarnął mnie chłód i potrzeba schowania się w swojej ciemnej norze.

Taniec duszWhere stories live. Discover now