Rozdział I - Herbata

2 0 0
                                    



    Gdy w końcu udało mi się zwlec z łóżka, wolnym krokiem udałam się do kuchni.

    W mieszkaniu panował półmrok. Zegar wskazywał godzinę 17, ale była już późna jesień, więc nie było co liczyć na słońce za oknem. Po chwili namysłu, dotarło do mnie, że nie pamiętam, kiedy ostatnio wstałam przed południem.
    Słońce chowało się już powoli za horyzontem, a drzewa straciły już praktycznie wszystkie liście. Jesień-niegdyś moja ukochana pora roku - a teraz? Przegapiłam wszystko to co mnie w niej kiedyś cieszyło, bo ostatnie miesiące mijały, ale tak jakby bez mojego udziału.

    Nie świecąc światła w pomieszczeniu, nastawiłam wodę na herbatę i podeszłam do okna. Niczym osiedlowy monitoring obserwowałam bacznie okolice. Pustym wzrokiem patrzyłam na przechodniów, którzy wyszli ze swoimi pupilami na szybki spacer, osoby zmierzające do żabki, czy wracaj.ące po prostu do domów. Moją uwagę przykół młody kierowca, który nie radził sobie z parkowaniem równoległym. Zahipnotyzował mnie ten widok. Widziałam w nim siebie i było mi go żal. Dobrze wiem jak takie głupoty mnie stresują. Zawsze boje się, że tak naprawdę ktoś mnie obserwuje i się naśmiewa zza rogu. Wiec ja patrzyłam na niego trzymając za niego kciuki, bo wiem ze sama bym chciała, żeby ktoś kto ogląda moje nieudolne parkowanie wspierał mnie zza zasłony.

    Znowu łapię się na tym, że myślę o tym jak bardzo na świecie brakuje czułości. Chyba od zawsze była we mnie ta dziwna potrzeba szerzenia życzliwości dookoła. Chwile, w których mogłam być dla kogoś wsparciem były dla mnie najcenniejsze. Brakowało mi tego, bo od miesięcy jedyne, gdzie wychodziłam to do pracy - gdzie funkcjonowałam niczym robot. Od czasu do czasu jeszcze Daria wyciągała mnie do siebie na wspólne użalanie się nad wszystkim co nas ostatnio spotyka. Jednak to też zaczęło mnie już męczyć i widziałam to jako co tygodniowe wydarzenie do odklepania.

    Pogrążając się w swoich myślach znów zaczęło dręczyć mnie pytanie jak długo to jeszcze może trwać. Kiedy ta moja iluzjonistyczne bańka, w której wmawiam sobie, że wszystko jeszcze się ułoży w końcu pęknie i szarość świata naprawdę mnie dobije.
    Czułam, że to już niedługo, ponieważ z każdym kolejnym dniem coraz mniej entuzjastycznie myślałam o tym, że jeszcze karty w tym rozdaniu ułożą się na moja korzyść.  Zbyt długo czułam się jak główna postać w tym serialu i teraz ciężko mi zaakceptować, że nie wszystko zawsze kończy się Happy Endem.

    Wciąż patrzyłam martwym wzrokiem przez okno na pojedynczych przechodniów pod blokiem, a natłok moich myśli zaczął być coraz bardziej chaotyczny i nieznośny.

    Z tego zawieszenia wyrwał mnie gwizd czajnika, który na szczęście był głośniejszy niż głosy w mojej głowie.

    Wyciągnęłam ostatnia torebkę herbaty z opakowania i zalałam ją wrzątkiem.

- musisz wyjść w końcu na zakupy - odezwał się znajomy głos

- zrobię to później - odpowiedziałam nie odrywając wzroku od kubka z gorącym napojem. Obserwowałam jak powoli czerwony kolor rozchodzi się w wodzie.

- dobrze Ci to zrobi

Nic na to nie odpowiedziałam. Wiedziałam doskonale ze ta dyskusja nie ma sensu.

    Zabrałam kubek z kuchennego blatu i znów usiadłam na parapecie spoglądając przez okno. Tym razem nie patrzyłam w żadnym konkretnym kierunku, po prostu przed siebie. Nagle łzy zaczęły napływać mi do oczu, a ja nie umiałam ich powstrzymać.

-    To była ostatnia od niego, prawda? - westchnął spokojnie głos

-    Mhm...-przytaknęłam ocierając przy tym łzy rękawem - nie rozumiem, dlaczego wciąż tak reaguje na każda myśl o nim... to tylko głupia herbata.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 23 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

StarheadWhere stories live. Discover now