Piękna z zewnątrz

3 0 0
                                    

Przez całe życie starałam się wszystkich zadowolić. Byłam dobrze wychowana, poukładana i inteligentna, lecz w pewnym momencie zorientowałam się że dla tych wszystkich ludzi byłam nikim, zaledwie pionkiem. Nie pasującym elementem. Czułam się obco w świecie w którym byłam na świeczniku, obserwowana przez prasę, ludzi którzy wiązali ze mną nadzieję i mojego ojca. Szykowałam się na bal charytatywny jednego z biznesowych przyjaciół mojego taty. Tak na nich mówiłam, bo w zasadzie nie byli nawet blisko. Tego wieczoru założyłam czarną satynową suknię z wyciętymi plecami, lekko podkręciłam moje włosy i pozwoliłam im swobodnie opaść na moje ramiona. Przy czym postawiłam na mocniejszy makijaż oka. Lubiłam swoje oczy. W mojej opinii były takie same jak źrenice taty, tyle że z odrobiną zielonego, takiego jak oczy mamy. Zeszłam na dół do salonu, skąd rozchodził się widok na przepiękny zachód słońca nad Nowym Yorkiem. Pewnie bym usiadła na sofie i go oglądała, gdyby nie obecność ojca. Bez chociażby zerkania na niego, udałam się do windy, a następnie, do podstawionego już samochodu. Droga na bal dłużyłaby mi się w nieskończoność, gdyby nie rozmowa z moim kierowcą Hoganem. On był prawdziwym przyjacielem mojego ojca i przy okazji moim, ale w krótce miałam się przekonać ile tak naprawdę nasza więź jest warta. W autach za nami jechał mój ojciec i ochrona. Jedną z jego nie pisanych zasad było to że nie możemy razem podróżować. Była ona zaraz za zasadą braku kontaktu fizycznego i emocjonalnego, no bo po co uczyć swoje dziecko chociażby empatii czy miłości, jak można się od niego odciąć. On tak zrobił. Odszedł, tak jak zrobiła to mama. Nie wracałam do tego, jednak na każdym balu ktoś wyciągał historię mojej rodziny i stojąc przede mną żałował tego co się stało. I tym razem nie zabrakło takiej osoby. Stałam przed Panną Siris która popijała swoje martini i była żoną jednego z partnerów biznesowych ojca. W innym przypadku nie zamieniłam bym z nią nawet słowa.

- Wyrazy współczucia. To co się stało nie powinno mieć miejsca, ale takie minusy naszego statusu. - Powiedziała jakby z dozą wyższości. Co o włos skomentowałam przewróceniem oczami.

- Dziękuję, Panno Siris. - Zdążyłam dokończyć nim uwaga kobiety skupiła się na poprawieniu makijażu w lusterku.

Zdegustowana tą rozmową, udałam się, do baru po coś do picia. Obsługa znała mnie od początku mojej przygody z balami u tej rodziny. Mnie jako dziesięciolatke, potwornie to nudziło, a z tego że takie imprezy często trwają do późna musiałam zająć się sobą. Mogę powiedzieć, że w tedy zostałam przygarnięta, przez obsługę, bo pozwolili mi się schować przed grupą pijanych dżentelmenów. Od tamtej pory zawsze przychodziłam się do nich ukrywać. Tak poznałam Franka, który był starszym barmanem, już od wielu lat.

- Jak się bawisz słowiku?

- A jak się może bawić słowik w złotej klatce? - Mężczyzna się zaśmiał, a ja podparłam się ręką o ladę.

- Jak zwykle brokatową lemoniadę truskawkową z lodem, czy może specjał dnia?

Spytał jakby nie znał odpowiedzi, na co posłałam mu równie znaczące spojrzenie i skupiłam się na menu drinków. Jak byłam młodsza zawsze oceniałam je po ich intensywnych kolorach. Nieświadomie, sama przyczyniłam się do powstania nowego napoju, na bazie mojej lemoniady. Zerknęłam na drewniany blat, by zobaczyć, że nie stoi na nim moja brokatowa lemoniada truskawkowa z lodem, tylko inny napój. Podniosłam wzrok na dumnego barmana i jeszcze raz przyjrzałam się napojowi.

- Oto specjał dnia, tyle że bez alkoholu. - Wzięłam łyk słodko wyglądającej mikstury.

- Nie jestem przekonana czy jest bez alkoholowy, ale jest naprawdę dobre. Tyle że bez brokatu i tu jest pies pogrzebany. - Posłałam mu miły uśmiech, aby przynajmniej on czuł się dzisiaj spełniony. - Właściwie to, co on w niej widzi. Jego żona jest bardziej pusta niż lalki Barbie w sklepie. – Pełna pogardy odsunęłam szklankę od ust, by wyrazić swoje zniesmaczenie blondynką z którą jeszcze chwilę temu miałam okazję wymienić krótki acz bardzo męczący dialog.




- Miłość jest ślepa. - Rzekł nachylając się ku mnie.

- Ale że aż tak?! Przecież ona jest nie wiele starsza od jego syna, o ile dobrze pamiętam. Jeśli on ma ten sam sposób bycia, jesteśmy zgubieni.

- Zapewniam Cię, że w jej naturze nie leży relacja z przybranymi dziećmi. Bardziej ceni swojego psa.

Odezwał się głos który nie był Frankiem i nagle zdałam sobie sprawę, że stoi obok mnie wysoki ciemny brunet, którego włosy nie były idealnie zaczesane, a w uchu gościł srebrny kolczyk. Przyłożył kieliszek z szampanem do ust, dłonią na której błyszczał srebrny sygnet. Nie zdążyłam zauważyć inicjałów, ale nie musiałam, bo zaraz podszedł do nas jego ojciec, który po przywitaniu się ze mną, położył mu dłoń na ramieniu i przedstawił swojego syna, mojemu ojcu, który staną teraz obok mnie. „Mój syn Aron Siris." Zdążyłam usłyszeć nim strach i smutek odcięły mi dopływ tlenu do płuc. To uczucie, choć znajome, ogłuszało mnie. Stałam tam, niemal sparaliżowana, z paniką duszącą mnie wewnątrz. Kiedy odwróciłam się, aby spojrzeć na sylwetki mężczyzn ginących w tłumie, poczułam, że nie mogę się ruszyć. Stojąc jak wryta w ziemię, próbowałam złapać kontrolę nad własnymi emocjami. Nagle ktoś złapał mnie za łokieć i poprowadził w stronę wyjścia. Gdy tylko poczułam chłodne powietrze na twarzy, ugięłam się na kolana. Rozpłakałam się, niezdolna do złapania oddechu. Hogan przytulał mnie do siebie, usiłując mnie uspokoić, głaszcząc moje włosy. Jego marynarka okryła moje gołe plecy. Wzbraniałam się przed szlochem, starałam się poukładać myśli. Hogan milczał, ale jego obecność była jak ukojenie dla moich nerwów.

- Ta sytuacja nie miała miejsca. - szepnęłam, spoglądając na niego.

- Aurora, jeśli coś jest nie tak... -  zaczął, prowadząc mnie z powrotem do środka.

- Jest w porządku, potrzebuję tylko chwilę odpocząć.

Udałam się na górne piętro, aby zebrać myśli. Makijaż ledwo ucierpiał, ale moje oczy wciąż płonęły od łez. Poczekawszy chwilę, wróciłam na bal. Przechadzałam się między gośćmi, nie angażując się w rozmowy. W końcu mój wzrok padł na Aron, który stał na obrzeżach sali balowej, skupiając się na subtelnych ruchach ludzi tańczących w rytm muzyki. W tłumie elegancko ubranych gości, jego wzrok padł na mnie. Nie chciałam, by jego bystre spojrzenie odnalazło w moich oczach ślady łez, więc odwróciłam wzrok, nie zważając na to że może odebrać to jako moją porażkę  . Jednak to go nie zraziło. Patrzył na mnie z dystansem, czekając na najmniejszy przejaw słabości.

Na tarasie znalazłam chwilę spokoju. Oparłam się o barierkę, wdychając chłodne powietrze i próbując uspokoić nerwy. Nagle obok mnie pojawia się postać o pięknych włosach, które przykuły moją uwagę. Zauważyłam srebrny sygnet z literami"AS" – Aron Siris. Albo to kwestia oświetlenia, albo jego oczy naprawdę miały ciemny odcień. Nie tak jak moje, brązowe, ale z subtelną nutą zieleni.

- Aron Siris. Nie spodziewałam się, że Cię tu zobaczę. – Przeniosłam wzrok z pięknie ośnieżonego ogrodu na mniej niezwykłego chłopaka.

- Aurora West... Myślałem, że już nas opuściłaś.

- Nie jestem typem osoby, która ucieka z pola walki.

- Widzę że, uwielbiasz te przyjęcia tak samo jak ja. Lwica, wśród tych wszystkich pozorantów. – mówiąc to, opiera się o barierkę i nadal uważnie skupia na mnie wzrok.

-Zdajesz się być nieźle obeznany z pozorami. W końcu mówią, że przeciwności ujawniają prawdziwy charakter.

- Tak, zauważyłem to, ale twój charakter wydaję się być równie nie ugięty.

- Z pewnością nie da się mną manipulować, ale czy ty możesz powiedzieć to samo o sobie?

- Dotarłaś do sedna Panno West. Wydaje mi się, że już zmarzłaś. Chyba pora z powrotem odegrać swoję rolę.

- Chcesz żeby ta sytuacja była intrygująca. Przykro mi, ale muszę Będę wdzięczna jeśli już na siebie nie wpadniemy Panie Siris.

Bạn đã đọc hết các phần đã được đăng tải.

⏰ Cập nhật Lần cuối: May 09 ⏰

Thêm truyện này vào Thư viện của bạn để nhận thông báo chương mới!

PerfekcyjnaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ