XXXV

38 5 0
                                    

Nie mógł tu dłużej zostać, bo i tak był za długo. Codziennie obiecywał sobie, że dzisiaj pożegna się już na zawsze, a mimo to nie mógł tego zrobić. Jej widok ... Jej słodkie oblicze nie pozwalało mu się uwolnić od tego miejsca. Poniekąd zaczynał sobie coraz lepiej zdawać sprawę z tego, że nie ma dla niego w Betli przyszłości. Teraz, kiedy Rubi była jeszcze panną, mógł chłonąć bezkarnie jej obecność, pozostając gdzieś z boku. Jak, jednak miałby przyglądać się jej zamążpójściu? Temu, jak zakłada rodzinę. Jak jakiś inny, obcy mężczyzna, zdobywa serce takiej kobiety? Nie chciał być tego świadkiem, gdyż sama myśl o tym, burzyła mu krew i odbierała zdrowy rozsądek. A dzisiaj ujrzała nie tylko jego szpetotę, ale i ubóstwo. Tak, fundusze były na wyczerpaniu i sam musiał zadbać o swój opierunek. Wszak w Betli nie zarabiał, a jedynie dostawał jedzenie. Zresztą, nie ośmieliłby się prosić o pracę. To było poniżej jego godności. Finalnie dobrze się złożyło, gdyż w końcu się zdecydował. Zakupił bilet, wymówił pokój i jutro z samego rana opuści tę część Zjednoczonych Stolic na zawsze. Nie przypuszczał, że cokolwiek mogłoby go jeszcze skłonić do wizyty w tym miejscu.

Delikatne pukanie do drzwi sprawiło, że na moment zaprzestał pakowania.

„Być może jedynie ktoś trącił je przypadkiem." – Pomyślał, ale nim wznowił pakunek, nastąpiło ponownie.

Podszedł więc i otworzył.

- Panie – dygnęła dziewczyna. – Wybacz, że cię niepokoję, ale czy moglibyśmy zamienić słowo?

Chwilowe zakończenie pomieszane z euforią sprawiło, że milczał, by w końcu odsunąć się od drzwi i wpuścić ją do środka. Czy nie odpokutował już swoich win? Dlaczegóż Patronki nie mogły zesłać mu choć odrobinę miłosierdzia, by odszedł stąd w spokoju?

- To dla ciebie – zobaczył, jak Rubi wyciąga w jego stronę kopertę.

Zabrał ją, a że chciał uniknąć jej widoku, odwrócił się i wznowił pakowanie swoich rzeczy.

- Czy byłbyś tak miły i przeczytał to teraz?

Westchnął, wiedząc, że nie będzie w stanie odmówić jej żadnej prośby. W kopercie znajdowała się pojedyncza kartka złożona na pół. Otworzył ją i zaczął czytać.

Jestem tu już jakiś czas

I wiem

Że będę

Na zawsze w miejscu tym

Czuję się niewidzialna

Nikt nie widzi mojej twarzy

Nadal jest tak samo

Jednak moja dusza

obolała

złamana

roztrzęsiona

Gdy wszyscy bliscy odeszli.

Ale jakiś głos sprawia, że oddycham,

wybaczam,

wierzę,

Może kiedyś to się zmieni.

W ich oczy

W moje oczy

I próbuję być dzielna

nosi moje serce

drogą w dół

Czuję jakbym się topiła

Niewidzialne ciepło

Wpuść mnie proszę

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 05 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

UtopiaWhere stories live. Discover now