XXVI

142 24 6
                                    

Ciasno. Ciasno i duszno - chyba tylko te dwa słowa kołatały w jej głowie, kiedy znalazła się pod powierzchnią skalnej skorupy. W sumie to sama już nie wiedziała, w którym miejscu trudniej się oddychało: na powierzchni, gdzie powietrze wymieszane z pyłem paliło w gardło i płuca, czy też pod ziemią, kiedy łapiąc kolejny oddech, miało się wrażenie, że zdecydowanie za mało było w nim tlenu.

- To moja mama Cyntia i tata Seil, a to Aylin ... - głos Ulana, ukryty jakby za kurtyną, dotarł do niej z opóźnieniem, odwracając uwagę od świadomości konieczności łapania kolejnych oddechów.

Nocna wędrówka w pyle i chłodzie wyczerpała ją do cna. Czuła dziwne pulsowanie w skroniach i ból w klatce piersiowej. Ktoś coś mówił, ale ona uciekła wzrokiem od nowo poznanych osób do Ulana, który dostrzegł, że coś z nią było nie tak. Bolesny kaszel wydobył się z jej gardła, a łzy spłynęły po policzkach. Nie mogła dłużej znieść tego stanu - wszystko ją bolało. Czuła się bardzo źle.

Gorąco! Było zdecydowanie za ciepło! Skóra paliła, a płuca płonęły. Zakręciło jej się w głowie, obraz zaszedł mgłą i upadła.

- Co jej się stało? - spytała Aylin, siadając na posadzce obok dziewczyny, gdy Cyntia podłożyła zwinięty pled pod głowę nowoprzybyłej. Dziewczyna, którą przyprowadził Ulan, lekko drżała, jakby z zimna, choć jej skóra wydawała się rozpalona. - Czy coś jej dolega?

- Najpewniej - odparł ojciec, podając żonie naczynie z wodą, a ta spróbowała ją napoić. Większość spłynęła po twarzy dziewczyny. - Jej ciało nie jest przystosowane do tutejszych warunków.

- To prawda - usłyszeli zdenerwowany głos Ulana. - Ja również po powrocie nie czułem się dobrze przez parę dni, ale u niej reakcja będzie o wiele silniejsza. W ogóle o tym nie pomyślałem - zasępił się, zaciskając dłoń w pięść.

- Ma gorączkę i chyba trudności z oddychaniem - zawyrokowała Cyntia.

- Czy ona umrze? - zapytała Aylin.

- Cicho dziecko - zgromił ją ojciec, który przykucnął obok małżonki. - Odsuń się - dodał - bo i tak ciężko jej łapać kolejne oddechy. Rozepnij ubranie pod szyją - polecił Cyntii, która od razu przystąpiła do działania. - A ty synu idź do składziku i poszukaj butli tlenowej. Z tego, co pamiętam, powinna mieć zamontowaną maskę. Pytanie tylko, czy jest w niej tlen - dodał ciszej i jakby bardziej do siebie, gdy Ulan doszedł w pośpiechu.

Kiedy Cyntia rozplątała ostatnią chustę, uniosła dziewczynie głowę i odsunęła z pleców splątane włosy. Aylin, która obserwowała wszystko w ciszy, wyciągnęła dłonie i pogładziła je, pełna zachwytu i podziwu.

- Są cudowanie długie - wyszeptała. - I takie miękkie. Delikatne.

- Zupełnie nietutejsze - mruknął ojciec.

- Jak i ona cała - dodała matka zmartwionym głosem. - Jej skóra, oczy i usta. Dla takiego organizmu to musi być o wiele za dużo. Biedne dziecko, jak mogło skazać się na coś takiego? - mruknęła.

Umilkła jednak natychmiast, słysząc zbliżającego się Ulana. Odsunęła się, robiąc mu miejsce obok ojca. Mężczyzna zabrał z rąk syna niedużą butlę i sprawdził zawór. Cyntia przypomniała sobie ostatnie dni swojej matki, której ów sprzęt służył.

Tlen był bezwonnym gazem, więc Seil nie umiał stwierdzić, czy znajduje się w środku, ale mimo to zbliżył maseczkę do ust dziewczyny. Po chwili jej oddech jakby się uspokoił i nie towarzyszyły mu podejrzane świsty.

„Patronkom niech będą dzięki!" - Chyba wszyscy zgromadzeni wkoło dziewczyny, pomyśleli o tym samym. Cyntia obmyła oblicze chorej wodą i przycisnęła do czoła zimny kompres.

UtopiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz