Rozdział 12

221 61 15
                                    

Rozdział 12

Lena

W pracy cechowała mnie przede wszystkim dokładność, a także brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia i zahamowani, przez co zleceniodawcy chętnie wynajmowali mnie, gdy mieli kłopot. Działałam szybko, tak by w krótkim czasie wykonać powierzone mi zadanie.

Więc dlaczego teraz wszystko się pierdoliło? Dosłownie jakby wszechświat mnie nienawidził i podkładał mi pod nogi kłody.

Od tygodnia mieszkałam w rezydencji Salvatore i nie potrafiłam dobrać się do dupy Ignaziowi. Odniosłam wrażenie, że mężczyzna ukrywał się przede mną. Od naszego ostatniego spotkania nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa. Nie żebym za nim jakoś szczególnie tęskniła, ale mój zleceniodawca zaczął pomału się niecierpliwić, wyrażając to wiadomością, którą wysłała mi na drugi telefon. Na dodatek otrzymałam informację od pośrednika o kolejnym zleceniu. Ale jak miałam się go podjąć, skoro jeszcze nie posłałam na tamten świat młodego Salvatore?

Westchnęłam ciężko, po czym nabrałam na łyżeczkę zieloną breję i podałam ją Olivii. Mała nie zamierzała skosztować papki, mało tego od stóp do głowy była umazana jedzeniem, bo zamiast jeść, to się nim bawiła. Zauważyłam, że to dziecko nie zostało przystosowane do życia w społeczeństwie. Mając dwa lata powinna znać jakiekolwiek podstawy, a tu według podręczników była mocno w tyle. Matka z pewnością w ogóle nie poświęcała jej należytej uwagi, przez co dziewczynka wiele straciła.

– Proszę, tylko jedną łyżeczkę. Zrób to dla mnie. – Od dobrych dwudziestu minut próbowałam namówić ją na zjedzenie niewielkiej ilości. Ona jednak za każdym razem odmawia, zaciskając mocna usta. – Zobacz, to naprawdę jest dobre. Niebo w gębie.

W akcie desperacji wepchnęłam sobie do ust mało apetyczną papkę. I to było mój wielki błąd. Nie dziwiłam się Olivii, że odmówiła przyjęcia posiłku, skoro gówno z pewnością smakowało lepiej. Oni chyba chcieli pozbyć się kłopotu i otruć dzieciaka.

Nie byłam w stanie udawać przed Olivią, dlatego wyplułam zawartość ust z powrotem do miseczki i odstawiłam szklane naczynie na stolik. Sięgnęłam po małą, która zaczęła wiercić się w moich ramionach i udałam się z nią do łazienki, by naprawić szkody jakie wyrządziło jedzenie. Starałam się jak mogłam by przypominała człowieka, ale nawet umycie buzi i rąk nie pomogło. Jej rzadkie włosy były upaćkane tym paskudztwem, a o ubraniu nie było warto nawet wspominać. Nadawało się tylko do kosza, bo nie było możliwości je doprać

Postanowiłam na razie nie przejmować się jej wyglądem, bo miałam inną misję do wykonania. Ponownie wzięłam ją na ręce i wyszliśmy z łazienki, a następnie z pokoju w poszukiwaniu jedzenia. W kuchni na szczęście nie spotkałam żywej duszy, więc w spokoju, bez zadawania pytań mogłam w niej myszkować. Otworzyłam lodówkę i przejrzałam jej zawartość. Próbowałam znaleźć cokolwiek przydatnego do spożycia, ale większość produktów stanowiły warzywa.

Czy nikt w tym domu nie jadł mięsa?

W końcu wypatrzyłam na jednej z półek pęto kiełbasy. Urwałam kawałek i podałam go Olivii. Dziewczynka łapczywie wyrwała z mojej dłoni mięso i niczym człowiek pierwotny zatopiła w nim swoje kły. Uśmiechnęłam się na ten widok i postanowiła zabrać ze sobą resztę kiełbasy.

Będąc już na piętrze zauważyłam wychodzącego z gabinetu Ignazia, który z powodu roztargnienia nie zamknął na klucz swojego gabinetu. Odskoczyłam na bok i ukryłam się we wnęce. Przycisnęłam głowę Olivii do piersi i modliłam się o to, by siedziała cicho.

Nieznacznie się wychyliłam i z niewielkie odległości obserwowałam wściekłego mężczyznę, który trzymał przy uchu komórkę i na kogoś wrzeszczał. Miałam idealny widok ma jego muskularną sylwetkę. Dobrze skrojonym garniturze prezentował się nieziemsko. W takim wydaniu przyjemnie się na niego patrzyło, ale gdy tylko otwierał usta, czar momentalnie pryskał. Książę, który czarował urokiem znikał, a na jego miejsce wskakiwała odstraszająca swoim wyglądem żaba, która układała usta do pocałunku.

Królowa zabójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz