Rozdział 5 (Kim pan jest?)

245 16 11
                                    

– Halo, dziewczyno. Halo!

Nieznajomy kobiecy głos wyrwał Maddy ze snu, gdy leżała na ławce w najskrytszym zakątku parku. Zdezorientowana popatrzyła spod ciężkich powiek na sterczącą nad nią kobietę, która była ubrana w elegancki garnitur i trzymała neseser w ręce. Z powodu oślepiającego, porannego słońca nie dostrzegła jej twarzy, ale czuła na sobie karcące spojrzenie.

– To nie ośrodek dla bezdomnych. Tędy chodzą dzieci – dodała ostro nieznajoma. – Zadzwoniłam na policję, więc lepiej stąd uciekaj.

Maddy stęknęła otępiała i przyłożyła dłoń do czoła. Dziwiło ją, że ta kobieta się do niej przyczepiła, bo właściwie prawie nikt nie przechodził obok ławki. Ludzie nie mieli powodów, by spacerować po tym zarośniętym trawą i krzakami kawałku parku, dalekim od chodników, ścieżek i mostów nad rzeczką.

– Nie jestem bezdomna – wychrypiała Maddy przez suche gardło. – Odpoczywam.

– Policja tu jedzie. Aresztują cię za spanie tutaj – powtórzyła zjadliwie kobieta i odeszła szybkim, dumnym krokiem.

Dziewczyna zmełła w ustach przekleństwo. Czuła swoim ciałem, że nie wybiła jeszcze ósma godzina, a chciała zabić snem jak najwięcej czasu, zanim wróci do rzeczywistości, w której czekał na nią głód, pragnienie, niewygoda i wyłączany telefon z baterią naładowaną poniżej pięciu procent.

Podniosła się do pozycji siedzącej, zsunęła z siebie trencz, którym się przykryła przed snem, i wyciągnęła komórkę z kieszeni jeansów. Włączyła ją, ekran się podświetlił i wskazał siódmą czterdzieści. Maddy wyłączyła telefon i przesunęła wzrokiem po ścieżkach, wypatrując służb porządkowych. Złośliwa kobieta w garsonce naprawdę wezwała policję, czy tylko postraszyła?

Poduszka w postaci plecaka przyciągnęła Maddy niczym magnez i prawie uśmierzyła ból bolącego z głodu brzucha, ale dziewczyna oparła się senności i ociężale zeszła z ławki. Wolała nie ryzykować spotkania z policją. Nie chciała się tłumaczyć ze swojej sytuacji, nie chciała trafić do aresztu ani do żadnego ośrodka z pomocą dla potrzebujących, bo pragnęła być całkiem sama i robiło jej się niedobrze na samą myśl o przebywaniu z innymi ludźmi.

Z całego serca ich wszystkich nienawidziła. Gdyby mogła, to pstryknięciem palca zniszczyłaby świat.

Niestety, nie miała takiej mocy. Była zdolna niszczyć tylko siebie. I robiła to. Za karę z powodu decyzji, jaką podjęła w piątek rano. Zastanawiała się wtedy, czy powinna żyć, bo nie zasługuje na śmierć, czy umrzeć, bo nie zasługuje na to, żeby żyć, ale zaraz po tym uświadomiła sobie, że zadała sobie złe pytanie. Poprawne brzmiało „Którą opcję chcę wybrać?".

Odpowiedź była bardzo prosta. Maddy pragnęła śmierci. A skoro wierzyła, że zasługiwała na karę za zaniedbanie siostry, to wybrała to, czego wybrać nie chciała. 

I teraz karała siebie za ukaranie siebie, mimo że wcale tego nie planowała. Po podjęciu decyzji zapaliła się w niej iskierka przetrwania, może nawet szlachetnego odpokutowania za błędy, lecz gdy spróbowała zamówić jedzenie na dowóz do motelu i odkryła, że straciła dostęp do swojego konta bankowego, na którym miała trochę oszczędności z kieszonkowych od rodziców i, prawdopodobnie, jałmużnę od Sheili, to iskierka przetrwania zgasła.

Maddy nie mogła uwierzyć, że rodzice pozbawili ją środków do życia. Ledwo upłynęło pół doby od tragedii, jaka dotknęła Foxów, a Miles i Carla zrobili sobie pauzę w żałobie po jednej córce, by dobić drugą. Dziewczyna wyobraziła sobie, że jest bohaterką jakiegoś głupiego reality show, że całe jej życie to oszustwo i ktoś zza kamer się nią bawi, próbuje doprowadzić do szaleństwa. Próbowała w to uwierzyć, by jakoś utrzymać się na powierzchni bagna, w które wpadła.

Maddy gone badWhere stories live. Discover now