P. XXXV / LISTA ZADAŃ

Start from the beginning
                                    

- Macie czas na wybór Opiekuna swojego pokoju do końca dzisiejszego dnia. Osoby chętne podjęcia się tej roli proszę o poczekanie w sali konferencyjnej - zakończył temat Newt uśmiechając się zachęcająco jakby to miało sprawić, że ktoś świadomie i bez żadnych korzyści wpakuje się w więcej pracy, niż jest to przewidziane. - Jeśli Opiekun nie zostanie wybrany przez was, zostanie wytyczony przez nas - dodał jeszcze na sam koniec i to stwierdzenie wywołało falę cichych, pełnych niezadowolenia pomruków.

- Dlaczego wspomnieliście o wypadach na miasto w kontekście ludzi? - spytała jedna z młodszych dziewczyn z Ruchu Oporu. Newt musiał zamrugać parę razy żeby uświadomić sobie, że nie. Wcale mu się nie przywidziało. Ta dziewczyna naprawdę podniosła rękę zanim się odezwała. Czy była to kwestia niespotykanego w tej grupie poziomu kultury czy nostalgia do starych, szkolnych czasów, ale sztamak nie potrafił powstrzymać uśmiechu.

- Bo w miastach też są różnej wielkości grupy. Grupy, które mniej czy bardziej znamy, ale które niezależnie od naszych uczuć również zasługują na ratunek - oznajmił spokojnie Thomas i też lekko się uśmiechnął.

Ta wypowiedź dotarła do uszu wszystkich a szmer w sali zdecydowanie urósł. Z jednej strony takie stwierdzenie wzbudzało zaufanie, bo pokazywało, że DRESZCZ pod rządami dzieci nie ma złych intencji. Że naprawdę chce pomóc każdemu godnemu zaufania człowiekowi, który tylko chce wysilić się na odpowiednią ilość pracy i szacunku. Z drugiej strony walka o zasoby była czymś niezwykle żywym w głowach większości z nich. A więcej osób oznaczało więcej gęb do wykarmienia. A to przekładało się na większe zużycie zasobów, których i tak mieli niezwykle mało. Dodatkowo byli już grupą, która miała konkretne zasady. Wśród której wytworzyły się mniejsze ekipy. Nagła konieczność życia w jednym miejscu z ekipą o zupełnie innym pochodzeniu i przeżyciach sama w sobie była stresująca. Wraz z nowymi, obcymi ludźmi zmieniała się ilość czynników, które trzeba było brać pod uwagę. A niezwykle łatwo było zapomnieć, że zanim stało się częścią jakiejś społeczności to samemu było się pojedynczym wędrowcem, któremu dana grupa zwyczajnie nie ufała dopóki na to zaufanie nie zasłużył.

- Obiekt nie ma nieskończonej ilości miejsc - zauważyła logicznie kobieta siedząca przy jednym stole z Vincem, choć ton jej głosu wskazywał na zaniepokojenie i potrzebę odpowiedzi, a nie na chęć wszczęcia dyskusji czy rozróby.

- Zdajemy sobie z tego sprawę i mamy na to plan - odpowiedział na to krótko i zwięźle Minho.

Tak naprawdę była to jedyna odpowiedź, której mogli i chcieli udzielić Ruchowi Oporu. Bo nie wytworzyli z nimi jeszcze żadnej więzi. Większość z nich nie była jeszcze nawet zaszczepiona. Dopiero co mieli sytuację, gdzie ich okradziono. I takiej ekipie mieliby powiedzieć, że będą musieli napadać na konwoje DRESZCZu i przejmować kolejne ich Obiekty? Przecież to brzmiało jak prosty przepis na katastrofę. Nie, takie plany chłopcy woleli zostawić dla siebie tak długo, jak tylko będzie trzeba.

- Na razie mamy uwierzyć wam na słowo? - prychnął mężczyzna siedzący kawałek dalej, a z całej jego postawy wręcz wydzierała się pogarda. Thomas musiał naprawdę mocno skoncentrować się na własnych słowach żeby nie palnąć czegoś głupiego, bo idiotyzm niektórych z jego słuchaczy zaczynał poważnie go irytować.

- Na razie macie spróbować przestać traktować was jak wrogów - oznajmił spokojniej, niż sam się tego po sobie spodziewał. - I to, co powiem jest idiotycznym argumentem, ale może on do was trafi. Gdyby nie zależało nam na waszym dobrze to pozwolilibyśmy wymrzeć wam w kryjówce Ruchu Oporu. I tak, wymarlibyście, bo parę dni po naszym przybyciu wcieliliście w życie genialny plan, który zwrócił na was uwagę DRESZCZu. Nie byłoby sensu marnować takiej ilości zasobów tylko po to by zabić was tutaj.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościWhere stories live. Discover now