4. Wolność dusz utrapionych

1.5K 70 20
                                    

Nie byłam pewna czy istnieje Bóg. W końcu, gdyby opiekował się nami dobry stwórca, nie musielibyśmy tak cierpieć za życia. Nikt nie powinien tak cierpieć. A może to winą naszej wolnej woli jest to, że ten świat gnije, rozpada się na kawałki. Mimo to mam nadzieję, że moi rodzice trafili do raju i są teraz razem, szczęśliwi jak kiedyś. Chcę wierzyć w piekło i błagać, aby ci, którzy zniszczyli nasze życie spłonęli w nim. Chcę widzieć w tym wszystkim sens. Ufać, że ktoś ma dla nas dobry plan.

Czy jestem godna szczęścia?

Po moim koszmarze nie spałam jeszcze godzinę. Niepokój powoli ustępował, a ja mogłam rozluźnić ciało i dać mu odpocząć. Liczyłam bicia serca śpiącego obok mnie chłopaka i na nową pogrążałam się we śnie. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, było już kompletnie jasno, a miejsce przy mnie było puste, choć jeszcze ciepłe.

-Aiden? - mój zaspany głos rozniósł się po sypialni. Na jego dźwięk, chłopak stojący przy drewnianej komodzie schował coś szybko do jednej z szuflad i zamknął ją. Szybko odszedł od niej i usiadł na skraju łóżka.

-Wesołych świąt, księżniczko - powiedział cicho, po czym złożył delikatny pocałunek na moim policzku. W chwili, gdy jego usta dotknęły mojej skóry, poczułam przyjemne ciepło, które niestety szybko zamieniło się w spleen. Pomimo mojej niepewnej wiary, święta były dla mnie wyjątkowe. Były nasze. Wyczekiwałam ich, a teraz zupełnie nie miałam na nie ochoty. Ten dzień to kolejna data skreślona czerwonym flamastrem na kalendarzu.

W pierwszej chwili Aiden wydawał się nie rozumieć mojego pogorszenia nastroju, lecz po chwili przymknął lekko powieki i westchnął. Jego dłonie spoczęły na moich, które nosiły jeszcze na sobie odciski od pogniecionej poduszki.

-Rozumiem co czujesz - zaczął spokojnie Aiden - Nie będę ci wmawiał, że to będą najlepsze święta w twoim życiu, wiem, że takie nie będą, ale pozwól mi, abym uczynił je dla ciebie czymś wyjątkowym.

Chciałam, żeby nasze pierwsze święta właśnie takie były - wyjątkowe. Chciałam się z nich cieszyć, zapamiętać je, ale jak mam to zrobić, gdy jej już nie ma. Wiem, że z czasem będzie prościej, już kiedyś to przeżyłam, ale fakt, że moje pierwsze święta z Aidenem są też pierwszymi świętami bez niej... boli. Tłumaczenie sobie śmierci, gdy musisz żyć dalej, jest rzeczą najtrudniejszą, bo tak naprawdę niewytłumaczalną. To, co dzieje się z duszą człowieka po śmierci, jest jedynie tłumaczone wiarą. Fizycznie, człowiek jedynie znika z tego świata. Może pewnego dnia wszyscy się spotkamy i będziemy razem na zawsze, a może tuż po śmierci dusza odradza się w innym ciele, albo wciąż chodzi po tym świecie, lecz jest dla nas niewidoczna. Może dusza po śmierci w końcu staje się wolna od wszelkiego utrapienia. Może jedynie śmierć jest wybawieniem...może, tylko może.

-Wierzysz w Boga? - zapytałam po chwili, wbijając wzrok w brązowe tęczówki.

Kącik jego ust po chwili uniósł się, gdy wzrok opadł na nasze dłonie.

-Teraz tak - odpowiedział krótko, spoglądając na mnie spod czarnych rzęs.

-Dopiero teraz? Czyli wcześniej nie wierzyłeś? - dopytywałam. Chłopak usiadł wygodniej na łóżku, splatając w tym czasie mocniej nasze palce.

-Kiedy byłem dzieckiem, nie potrafiłem tego pojąć, później, gdy byłem starszy, miałem nadzieję, że istnieje i pomoże mi, kiedy będę tego potrzebował. Gdy zacząłem pracę u Diega, zwątpiłem, poznałem złych ludzi, którzy sami żyli jak bogowie. W chwili, gdy chciałem odejść, potrzebowałem nadziei, może głupiej i złudnej, ale potrzebowałem jej, bo przestawałem wierzyć, że uda mi się być wolnym. Błagałem go o znak, każdego dnia. I kiedy już miałem się poddać, dał mi go. Dał mi ciebie, mój znak i ocalenie.

Divine SerenityWhere stories live. Discover now