2. Prywatny ideał

1.9K 100 31
                                    


Za wszelką cenę starałam się uniknąć tej rozmowy. Zdzierała ona ze mnie każdą maskę, którą przez lata przyklejałam do twarzy, kreując kogoś zupełnie innego. Cassie, którą wykreowałam, była ideałem. Była lubiana, ładna i dobrze się uczyła. Tamta Cassie nie rozumiała, dlaczego niektóre osoby celowo niszczą własną reputację i wystawiają się na niepochlebne opinie innych. Aiden Wood był wszystkim, czego tamta Cassie żywiła wstręt. Nie przejmował się tym, co inni mówią na jego temat. Rozumiał swoją przeszłość i otwarcie żałował błędów. Zrobił wszystko, aby odciąć się od niej i iść dalej, ale przy tym nigdy o niej nie zapomniał. To była część jego. To historia, która go ukształtowała, niezależnie od tego, jak ciężkie chwile przeszedł. Nigdy nie zapomniał. Nigdy się jej nie wyparł. Tamta Cassie nienawidziła Aidena Wooda, bo miał wszystko to, o czym ona tylko marzyła.

Nie sądziłam, że to będzie tak cholernie trudne, ale dla niego zrobię wszystko. Zejdę za nim do samego piekła, bo to dzięki niemu powstała nowa Cassie. Powoli i delikatnie ściągał każdą maskę, pod którą ukryłam prawdę.

Mimo to bałam się, że przez prawdę, która podobno ma mnie wyzwolić, stracę człowieka, którego kocham. Wolałam uciec z myślą, że mnie kochał, niż patrzeć, jak iskra w jego oczach gaśnie, a on sam powoli zaczyna mną gardzić. Narcystyczna część mnie kazała mi zniknąć, bez ostatniego spojrzenia prosto w oczy, bo wiedziałam, że gdy to zrobię, już nie odejdę. Rozum kazał odejść, a serce błagalnie wołało jego imię, jakby wiedziało, że bez niego, wkrótce przestanie bić. Właśnie dlatego siedzę teraz na starym drewnianym pomoście z chłopakiem, którego już za kilka minut mogę stracić. Wpatrywałam się w księżyc odbijający się od tafli jeziora. Nie przeszkadzał mi chłodny wiatr, który był typowy dla tej pory roku. Kalifornijskie święta nie słynęły z opadów śniegu czy mroźnej zimy, mimo to ich atmosfera zawsze mi się podobała. Teraz, zupełnie ich nie czuję.

Kilkanaście minut siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Po raz setny powtarzałam w głowie to, co chcę powiedzieć, lecz nie mogłam się przełamać i wypuścić z ust choć słowo. Razem z Aidenem siedzieliśmy naprzeciwko siebie ze skrzyżowanymi nogami. Mimo tego, że patrzyłam w bok, wiedziałam, że mi się przygląda. Jego dłonie kręciły niewielkie kółka, rozgrzewając moje kolana. Jego komfortowa, nienachalna bliskość była wszystkim, czego potrzebowałam, delikatny dotyk uspokajał moje uporczywe myśli.

-Moi rodzice długo nie mogli mieć dzieci - zaczęłam, dalej na niego nie patrząc. - Kiedy w końcu się pojawiłam, dawali mi wszystko, ale też dużo oczekiwali. Byłam ich idealnym dzieckiem. Od dziecka chodziłam na różne korepetycje i zajęcia dodatkowe, ale wtedy traktowałam to jako szansę. Mimo swojej pracy zawsze mieli dla mnie czas. Dużo rozmawialiśmy, bawiliśmy się, co weekend jeździliśmy na plaże, a wieczorami patrzyliśmy w gwiazdy. Uważałam, że właśnie takie jest moje życie. Idealne - prychnęłam pod nosem, bawiąc się swoimi palcami - W dniu, w którym odszedł tata, wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nagle mój idealny świat runął i nikt nie chciał mi pomóc go poskładać. Przestaliśmy rozmawiać, odcięliśmy się rodziny. Babcia pokłóciła się wtedy z mamą. Obwiniała ją, że to przez nią jej syn nie żyje. To dlatego nie chciałam mieć z nią kontaktu. Tak naprawdę, nie rozmawiałyśmy aż do pogrzebu mamy. Po śmierci taty została mi już tylko mama, która całe dnie spędzała w pracy. Były dni, kiedy nawet jej nie widziałam - wzięłam głęboki oddech, próbując opanować roztrzęsione ciało.

Musisz to zrobić.

-Od śmierci taty nie przespałam w całości ani jednej nocy. Budziłam się mokra od potu i przerażona koszmarem, jaki nawiedzał mnie za każdym razem, gdy zamknęłam oczy. Zawsze zaczynało się tak samo, siedziałam pod drzwiami jego sali i czekałam, aż ktoś po mnie przyjdzie. Mam wrażenie, że część mnie została na tamtym pieprzonym szpitalnym korytarzu. Każdej kolejnej nocy na nowo przeżywałam jego śmierć, sama, tak desperacko czekając, aż ktoś mi pomoże. Utknęłam w pętli, zupełnie tak, jakby czas się zatrzymał. Wtedy przez dwa tygodnie nie odezwałam się ani słowem. I tak nikt nie chciał ze mną rozmawiać, a nawarstwiające się myśli w mojej głowie sprawiały niewyobrażalny chaos. Zaczęłam mieć ataki paniki i nie wiedziałam co się ze mną działo. Ze zmęczenia nie byłam w stanie przeczytać nawet treści zadania - pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Jeszcze nigdy się do tego nie przyznałam. Słowa, które wypadały z moich ust, powodowały ból każdego nerwu, komórki czy tkanki. Dla kogoś mogłoby to się wydawać banalne, dla mnie było to niczym wejście do rozgrzanego ogniska. Płonęło we mnie każde wspomnienie.

Divine SerenityWhere stories live. Discover now