5. Coś więcej niż więź bratnich dusz

164 12 1
                                    

Hope

Wymieniłam uprzejmy uśmiech z jednym z ochroniarzy pilnujących bramy wjazdowej na teren szpitala. Podczas gdy uważnie śledziłam miejsca parkingowe, aby móc zaparkować pojazd, Alice wcale nie zdawała się być chętna do pomocy w poszukiwaniu. Była raczej zajęta przeglądaniem wszelkich zdjęć z koncertu oraz gorączkowym opowiadaniem całej relacji. 

Nie chciałam dać jej znać, że koncert, o którym właśnie tak opowiadała był chłopaka, na którego samo wspomnienie imienia wywołuje u mnie chęć wylania łez. Mimo wszystko starałam się grać dobrą koleżankę, która z chęcią wysłucha jej ekscytację. 
Unikałam spoglądania na zdjęcia, które pragnęła mi pokazać. Starałam się być obecna, w tym co mówi, jednak tym samym wypuszczałam te słowa tak szybko, jak do mnie trafiały.

- Och, żałuj Hope, że nie zdecydowałaś się ze mną pójść.- Westchnęła, gdy tylko wysiadłyśmy z samochodu. Przybrałam na swoje usta wymuszony uśmiech, narzucając torbę na ramię. Następnie po zamknięciu drzwi od pojazdu zaczęłyśmy się kierować w stronę szpitala, który ostatnimi czasy mógł być nazywany moim drugim domem. Nie spodziewałam się, że kierunek pielęgniarski będzie miał aż tyle godzin praktyk do wyrobienia.

- Przypominam Ci, że zbliża się ważny egzamin z anatomii, na który powinnaś się uczyć.- Starałam się płynnie zmienić temat.

- No tak wiem... Jednak taki koncert ma miejsce raz na parę lat!- Entuzjazm w głosie dziewczyny zainteresował siedzących przy recepcji pacjentów.
Okazałam identyfikator, by móc kierować się do dalszej części budynku, w którym mieścił się przypisany nam oddział.- Chociaż kto wie, Weston się tu wychował, może dla mieszkańców Portlandu zrobi dwa koncerty do roku?

Nabrałam drżąco powietrza w swoje płuca. Tak ciężko było mi słyszeć o nim, gdy tak naprawdę go przy mnie nie było.
Alice nie wiedziała o łączącej nas przeszłości, dlatego nie mogłam winić ją za to, że opowiadała mi o jej wrażeniach z jego koncertu. Jednak musiałam jak najszybciej się wyrwać, zanim wybuchłabym płaczem na środku korytarza w szpitalu. 

Na moje szczęście, gdy tylko przekroczyłyśmy wejście na nasz oddział, Alice skierowała się do dyżurki z zamiarem wytłumaczenia się, dlaczego jej tak naprawdę wczoraj nie było. Ja natomiast skierowałam się w stronę szatni. Zrobiłam to z największą chęcią, ponieważ gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, przekonując się, że szatnia była pusta, miałam pierwsze łzy w kącikach oczu.

W takiej sytuacji ludzie mogliby mnie wziąć za niedojrzałą emocjonalnie dziewczynę, która ma ochotę rozpłakać się na samo wspomnienie o jej byłym. Jednak gdy dwojga ludzi łączy coś wyjątkowego, coś, co mogą nazwać swoim światem, w którym odgradzają się od otaczającego ich cierpienia, skupiając się tylko i wyłącznie na bijących w podobnym rytmie sercach, to samo wspomnienie o nich potrafi zadać prawdziwy cios. 

Między mną a Asherem było zdecydowanie coś więcej niż tylko więź bratnich dusz. Łączyło nas wspólne zrozumienie do przeszłości, która nie była dla nas tak beztroska. Możliwe, że oboje poznaliśmy się w najgorszych momentach naszego życia, w których byliśmy w całkowitym dołku. Mimo wszystko pomogliśmy sobie nawzajem na nowo odnaleźć barwy w nadchodzących promieniach nowego dnia. 
To nie było zwykłe uczucie ciepła na sercu, którego można nazwać zwyczajną miłością. To był nasz wspólny rytm bicia serca, w którym jedno przestało współpracować i powoli gasnąć.

Nim się zorientowałam, po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. 

- Hope, nie wolno Ci płakać.- Wyszeptałam, starając się jak najszybciej zetrzeć oznaki swojej tęsknoty.

Nagle z mojej torebki dobiegły mnie wibracje przychodzącego połączenia. Starając się odgonić natłok myśli, zabrałam się za poszukiwanie telefonu w załadowanej torbie. Gdy tylko udało mi się go odnaleźć, odkryłam, że dzwoniącą osobą była Rain. Szybko przełknęłam, starając się, aby mój głos nie dał po sobie znać, że coś było nie tak. 

My Only HopeWhere stories live. Discover now