Rozdział 1: Bliźnięta

Zacznij od początku
                                    

Dzwonek przy drzwiach zadzwonił gdy wszedł do piekarni. Od razu do jego nosa doszedł zapach świeżego chleba, dosyć kojący. Jako elf woli mięso, lecz zarazem świeże pieczywo też jest dobre. Teraz, skoro krasnoludy nie wykuwają już broni, zajmują się chlebem. Oczywiście nie wszystkie, ale gdy kiedyś patrzył jak pracuje rodzina Gunthera to skojarzyło mu się to z wykuwaniem broni. Nigdy nie widział aby ktokolwiek robił to w obecnych czasach ale w końcu pieczywo też może być swojego rodzaju mieczem...taka na przykład bagietka. Jest długa, a gdy stwardnieje to na pewno uderzenie boli...chyba.

Gunther już czekał, jakby wiedział że przyjdzie. Jest on niziutki, znad blatu widać tylko głowę, wąsy oraz część brązowej brody. Jego oczy były jak zwhkle przymrużone, a brązowe włosy schowane pod białą czapką piekarza. Jednak pomimo że miał zamknięte oczy czuł że to akurat on.

- Nie przepadam za elfami, dlatego nie narób mi tu bałaganu hultaju!- Gunther ostrzegł Vasarė żartobliwie.- Składaj zamówienie albo...idź do szkoły!

Tak naprawdę krasnolud go lubi i zwyczajnie nabija się z niechęci innych przedstawicieli swojej rasy do młodych elfów które przecież nic nie zrobiły. Cieszy go to, ponieważ nikiedy krasnoludom zdarza się go wypedzać, albo jego siostrę gdy zobaczą jej spiczaste uszy.

- Nie zamierzam być łobuzem jak co niektórzy.- odparł i podszedł do lady. Nawet uśmiechnął się lekko a jego uszy zaczęły drgać.- Głodny jestem, wiesz? A obawiam się że to nie jest jadalne.

Mówiąc to wyciągnął ladę butelkę ze slimem. Żartował, tak naprawdę nie chce go zjeść, ale żyjąto o tym nie wie. Dlatego zaczęło smutno popiskiwać gdy postawił je na ladzie. Gdy to usłyszał, zrobiło mu się go żal i schował go spowrotem do torby gdy tylko krasnolud chciał po niego sięgnąć.

- Umiem zrobić zupę ze slime, widzę że to wodny więc nie powinno być problemu.- Gunther powiedział gdy zobaczył gest.- Slime są rzadkie i drogie przez zanieczyszczenia środowiska, szczególnie te wodne i roślinne...- zamyślił się.- Tak w zasadzie to te ogniste są dosyć częste i tanie...Ale nie zrobię z nich zupy. Chyba że dla smoka na zachętę.

- Smoki wymarły dwieście lat temu.- Vasarė pokręcił głową ze zrezygnowaniem.- Nie możemy wierzyć że wciąż żyją...gdzieś. Nawet jeśli gdzieś się czają to na pewno nie wyjdą. Ludzie i tak by je odstrzelili, tak samo jak harpie.

- Skoro harpie żyją to smoki też muszą.- Gunther wciąż bronił swoich racji. W końcu jego rodzina, a raczej ród był blisko związany z tymi stworzeniami.- Smoki stoją na szczycie łańcucha pokarmowego. Gdyby smoków nie było to harpi byłoby tyle że nie tylko te przeklęte elfy by nas najeżdżały. Nie urażając oczywiście ciebie chłopcze.

- Nie czuje urazy.- elf odpadł, a jego wyraz twarzy stał się netrualny jak zazwyczaj. Tak to jest gdy dużo rozmyśla.- Miałoby to sens. Choć z drugiej strony ludzie mają broń palną i rzadko chybią. Możliwe że płoszą harpie aby nie zbliżały się za blisko.

Gunther machnął ręką spod lawy, zanurkował w poszukiwaniu czegoś, lub coś przygotowywał.

- Harpia mądra i poluje myśląc nad tym jak upolować, nawet drapieżnika. Nie sądzę aby bestia odpuściła. W końcu ludzie smaczni, a elfy jeszcze bardziej. My krasnoludy chyba niezbyt, nigdy na nas nie polowały.- wychylił się spod lady i położył na niej pieczywo w papierowej torebce.- Skoro mówiłeś że jesteś głodny. Jak chcesz coś jeszcze, przyjdź później. A teraz, daj zapłatę.

Elf od razu zaczął szukać po kieszeniach, a krasnolud głośno westchnął.

- Książka, nie potrzebuję pieniędzy, dasz mi potem za to co kupisz, to potraktuj jako prezent.- powiedział z głosem kogoś zrezygnowanego.- Po prostu chcę już mieć tą książek spowrotem i podejrzewam że ja masz, nieprawdaż?

Vasarė przytaknął skinieniem głowy I wyciągnął gruby, czarny tom ze swojej torby. Po tym podał go Guntherowi, a gdy ten sprawdził czy to naprawdę to, skinął.

- Znalazłeś to czego szukałeś?- stary elf spytał z ciekawości.- To dosyć skomplikowana księga, w końcu jest po elficku.

- Mój dziadek był elfem.- wyjaśnił i schował drożdżówki do torby. Uśmiechnął się pod nosem gdy zobaczył ulubiony smak jego, oraz jego siostry.- Trochę mnie pouczył nim zmarł.

- Dulkės, tak?- Vasarė przytaknął gdy usłyszał imię swojego dziadka z ust krasnoluda.- Chłop miał krzepę, nie powiem. Znał moją rodzinę od czasów mojego pra pradziada, urodzili się nawet tego samego dnia w tym samym miesiącu i roku. To cud że tak długo przeżył...

- Tak.- chłopiec przytaknął skinieniem głowy.- Poza tym, dowiedziałem się jaki symbol może przewyższyć mój. Zapewne wiesz ale, jest to-

-Sh, sh!- krasnolud uciszył go i wziął do ręki bochen chleba.- Nie pamiętam za dobrze elfickiego, Dulkės mnie uczył ale no...więc powiedz mi jak jest chleb.

- Bri.- elf odpowiedział bez wahania.

- Coś takiego było...- krasnolud przegładził swoją bujną brodę.- To jak nazwiesz...bułka.

- Lao- uszy Vasarė poruszyły się lekko. Poczul ekscytacją z tego powodu że ktoś wypytuje jego wiedzę.

- Drożdżówka.

- Nie ma elfickiego odpowiednika.- wzruszył ramionami.- Za czasów gdy elfy były jeszcze w całości istotami myślącymi, a nie nękanymi przez klątwę nie było czegoś takiego.

- Kot.- krasnolud dalej pytał.

- Meowko. Długo jeszcze?

- Nie, nie będę ciebie wypytywać skoro nie jesteś zainteresowany. Ale pozwól mi na ostatnie pytanie, jak tam Saulė.

Dreszcz go przeszedł gdy krasnolud zapytał o jego siostrę. Jest to normalne, ale nie spodziewał się takiego pytania, szczególnie po tym jak ją zostawił i zaatakowały ją dzikie elfy. Wyleczył ją najlepiej jak mógł ale nie sądzi aby to poprawiło jego sytuację jeśli powie prawdę. Krasnolud zna go za dobrze, dlatego postanowił nie kłamać.

- Dochodzi do siebie po ataku elfów.- odparł z dosyć głupkowatym wyrazem twarzy, zamkniętymi oczami i uśmiechem.- Ale ogólnie to jest jak wcześniej.

Gunther głośno westchnął, doskonale wie jaki jest elf. Cały czas szarpał się ze swoją siostrą, odkąd byli dziećmi. Potem ona przestała się szarpać, tylko znosiła jego zachowanie. Jednak teraz Vasarė stał się spokojny, tylko publicznie ukazuje niechęć. Jednak jak jest naprawdę w ich relacji...? Już nawet nie dopytywał bo mu i tak nie powie prawdy.

- A więc...co ze znakami?

Gdy krasnolud zadał to pytanie, elf od razu spoważniał. Widział wiele znaków i zdołał określić które najbardziej mu zagrażają.

- Najbardziej mojemu znakowi zagraża znak słońca i księżyca.- zaczął mówić z powagą w głosie, tak jakby zaraz miało stać się coś strasznego.- Magia światła jest w stanie mnie oślepić a sami jej użytkownicy są nieźli w leczeniu. Więc jeśli mnie oślepią to tylko kwestia czasu nim pobiliby mnie na śmierć, ponieważ moje szczęście trwa tylko do czasu. Magia księżyca-

- Ją dzierżył Dulkės.- urwał mu na co chłopiec przytaknął skinieniem głowy.- On był w niej genialny...

- Tak.- Vasarė przytaknął kiwając głową.- Jednak do rzeczy, ta magia głównie polega na unieruchamianiu przeciwnika a potem zadawaniu krytycznych ciosów. Najbardziej rozszalały jest z elfem ze znakiem słońca. Wtedy ci ze znakiem księżyca są w stanie wraz z nimi przywołać potężne zaklęcia. W końcu jak było tam napisane: "Księżyc zawsze przyćmi Słońce".

- O tym to ja nawet nie wiedział.- Gunther przyznał.

- To nic, tak czy siak to nic w porównaniu z nieskończonością, przewróconą ósmeką z ostrymi końcami.- Vasarė kontynuował tak jakby mówił wykład.- Nieskończona mana, nieskończone możliwości. Opanuje wszystkie rodzaje magi do końca swojego życia, nawet mój. Jeśli miałbym ustalić skąd wzięły się ludzkie mity o bogach, to na pewno z powodu elfów z takim znakiem. To by miało sens dlaczego na elfy została rzucona klątwa, nieprawdaż?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 13 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Theatrum MundiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz