Rozdział siedemnasty

2.2K 301 29
                                    

Zamarłam. Zresztą... Wszyscy zamarli. Staliśmy bez ruchu do momentu, gdy Mike zapłakał jeszcze raz.
-Zrobiłeś jej dziecko!- krzyknęła mama.
Tata podszedł i bez słowa uderzył Thomasa w szczękę. Chłopak zakołysał się niebezpiecznie i opadł na ścianę za nim.
Krzyknęłam.
-Nie! To nie tak! To nie moje dziecko!
Opadłam i położyłam się na Thomasie, aby go obronić. Rodzice zdawali się nie słuchać. Tata strącił mnie na bok i podsunął swoją pięść pod jego brodę.
-Możesz się już z nią pożegnać- powiedział.
Ogarnęła mnie furia. Oni nic nie rozumieli! Szarpnęłam koszulą taty, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Mówił coś do Thomasa wściekłym tonem. Przynajmniej go nie bił. Chłopak patrzył na niego z szokiem zmieszanym ze strachem.
Rozejrzałam się, aby odwrócić ich uwagę od siebie. Mama zniknęła. Serce zabiło mi mocniej. Drzwi do pokoju Mike'a były uchylone. Weszłam tam natychmiast. Kobieta stała pochylona nad kołyską i patrzyła się na dziecko.
-Nie wierzę, Rose. Jak mogłaś być taka głupia? Omamił cię, wykorzystał... Spójrz na siebie. Masz dziecko w wieku siedemnastu lat. Zhańbiłaś siebie i nasze nazwisko- mówiła ostro.
-Ono nie...-zaczęłam, ale mi przerwała.
-Nie. Nie kłam. Mam dość twoich kłamstw. Co się z Tobą stało? Byłaś taka dobra... Spotkałaś go, a ja mam wrażenie, że Cię nie znam... Boże, Rose. Coś ty narobiła! Ten cały czas gdy Cię nie było... Byłaś w ciąży, tak?
-Nie- jęknęłam.
-Rose...Nigdy ci tego nie zapomnę- powiedziała smutno.
Przez chwilę stałyśmy w ciszy. Wyciągnęła ręce ku dziecku. Podbiegłam i sama wzięłam go na ręce. Przytuliłam go, a on przestał płakać.
-Ciiii-szeptałam- Jestem tutaj. Nikt cię nie skrzywdzi.
Mama spojrzała na mnie z bólem.
-Ten chłopak to drań. Nie chcę go więcej widzieć.
Spojrzałam na nią ze złością.
-To nie moje dziecko!
-A kogo? Widzisz tu jakąś kobietę? Myślisz, że jestem głupia?
Odwróciła się i zaczęła wychodzić kiedy przy wyjściu podniosła ramkę na zdjęcia.
-Oh, czyli ma inne... Jesteś jedną z jego dziwek.
To było zdjęcie Isabelli. Poczułam kłucie w sercu.
-To jego matka. Zmarła przy porodzie prawie rok temu.- powedziałam na tyle głośno, by tata usłyszał.
Przytuliłam mocniej chłopca, a on objął malutkimi rączkami moją szyję. Podniosłam obrazek i przeszłam do taty i Thomasa. Siedzieli obok siebie, na podłodze. Tata ukrył twarz w dłoniach, a Thomas patrzył na Mike'ego czule. Miał zaczerwieniony policzek, ale to było wszystko. Cieszył się z widoku synka na moich rękach. Podałam mu zdjęcie.
-Opowiedz im o Isabelli- poprosiłam.
Potrząsnął głową. Nie chciał. Uklęknęłam przy nim. Położyłam mu malca na wyciagniętych nogach, a obrazek obok.
-Isabella była dziewczyną Thomasa zanim jeszcze się poznaliśmy- tata otrzepał spodnie i stanął przy mamie. Byli wściekli.
-Czyli spotykałaś się z zajętym mężczyzną?- powedziała sceptycznie mama.
-Nie, my nie chcieliśmy... Ja nie wiedziałam, że ma dziewczynę.- sprostowałam.
-On to ukrywał przed tobą?- spytała.
-Nie... On nie robił nic. Po prostu po jakimś czasie to wszystko zaczęło się mieszać. Zaprzyjaźniliśmy się. Zaczęliśmy coś czuć do siebie... Potem...- westchnęłam- okazało się, że Isabella jest w ciąży...
-Spał z nią, kiedy był z tobą?- oburzyła się mama.
-Nie.- powedział ostro Thomas- wyjeżdżam wiecznie za pracą. Isabella nie chciała mi o tym mówić na lotniskach. W końcu powedziała mi jak bardzo się boi, że ją zostawię. Że umrę w jakiejś katastrofie lotniczej i nigdy nie dowiem się o dziecku. Wróciłem natychmiast. Oświadczyłem się jej i wzięliśmy ślub. Potem ona dała życie Mike'owi, odbierając sobie swoje.
Patrzył na nich z wyrzutem. Z bólem. Przytuliłam go, ale on trwał sztywny. Odtrącił mnie i zamknął się w pokoju malca. Wiedziałam, czemu akurat tam. Wszystkie pamiątki po Isabelli były schowane w tym pokoju... Poza tym tylko tam chodził, gdy za nią tęsknił.
Rodzice spojrzeli na mnie w szoku.
-Powiedz mu, ze przepraszam, że go uderzyłem- powedział skruszony tata.
-Nie mniej jednak... Na miłość boską... Rosie, on jest wdowcem.- szepnęła głośno mama- ma 25 lat i ma dziecko! Ty masz siedemnaście!
Spojrzałam na Mike'a. Trzymał się ramki obiema dłońmi i patrzył na zdjęcie. Plasnął otwartą dłonią na środek i odwrócił się do mnie ze śmiechem. Uśmiechnął się dokładnie tak jak ona na zdjęciu. Spojrzałam znów na nich.
-Kocham go- powedziałam, po czym się poprawiłam- ich oboje.
Spojrzałam znów na malca.
-Jeśli sądzisz, że to popieram, to się grubo myślisz. Masz z nim skończyć. Przed Tobą szkoła, całe życie do ułożenia. Nie poświęcaj go komuś innemu.
Następne, co usłyszałam, to trzaśnięcie drzwiami. Gdy się odwróciłam, byłam już tylko ja i on i Isabella, uśmiechająca się ciepło na obrazku.

There's no rose without a thorn | Thomas Brodie-SangsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz