10

5 1 0
                                    


Bree w ciągu ostatnich dwóch dni nauczyła się w końcu obierać ziemniaki. Jej ręce były obolałe od pracy, plecy przypominały się przy każdym najmniejszym schyleniu. Pierwszego dnia siedziała do nocy obierając całe wiaderko. Drugiego zajęło jej to już tylko pół dnia, a potem mogła pomagać przy myciu naczyń. Dzisiaj miała wrażenie, jakby od zawsze trzymała w dłoniach nóż i zdzierała skórę z warzyw.

- Bree, dzisiaj będziesz musiała zrobić więcej rzeczy – powiedziała Skye, przynosząc jej wiaderko z marchwią. - Muszę dzisiaj czuwać przy Emmie i Aoi, więc zostaniesz sama z Magną.

- Ja...

- Poradzisz sobie – ucięła rudowłosa. - Umiesz czytać?

- Umiem.

- To dobrze. Na blacie zostawiłam ci instrukcje, co masz dzisiaj zrobić. Jeśli jednak zastanie cię zmrok, a ty nie skończysz wszystkiego, to daj sobie spokój.

- Ale...

- Pan Einar kazał przede wszystkim pilnować dziewcząt, nawet kosztem innych rzeczy. Dlatego nie masz co się za bardzo przejmować – westchnęła. - Chyba.

- D... Dobrze. Dam sobie radę.

- A, gdybyś czegoś potrzebowała, to musisz dać Magnie kartkę i coś do pisania.

Bree skwapliwie pokiwała głową. Mimo swoich pierwszych obaw, dobrze czuła się w kuchni. Skye niewiele mówiła, głównie oceniała jej pracę, a kucharka Magna nie mówiła wcale. Z tego co się dowiedziała, ojciec pana Einara odciął jej język za pyskowanie.

Gdy skończyła obierać też marchew, podeszła do blatu i odczytała swoje dzisiejsze obowiązki. Miała wrażenie, że lista była strasznie długa, a jedna osoba nie byłaby nigdy w stanie wykonać wszystkich zadań. Musiała jednak spróbować. Bo chociaż przeklinała swój los od lat, to była wdzięczna za to, że choć trochę się on polepszył i może w końcu zaznać nieco lepszego życia. Bała się, że nawet jedno potknięcie sprowadzi na nią z powrotem najgorsze.

W ciszy, którą mąciło jedynie krojenie warzyw i mycie naczyń, uporała się z częścią zadań. Obrała warzywa, posprzątała kuchnię i pomogła Magnie piec zapiekanki. I chociaż wszystkie te zadania robiła zdecydowanie wolniej od innych kuchennych, gdyż przeszkadzały jej w tym kajdany, cieszyła się, że nikomu nie zawadza.

Gdy zapadł zmrok, skierowała się wymęczona do swojej sypialni. Marzyła tylko o tym, by się położyć i zasnąć, jednak w tych planach przeszkodziła jej Kaeri.

- Bree?

Odwróciła się na dźwięk swojego głosu. Starsza niewolnica podeszła do niej wolno i uśmiechnęła się delikatnie.

- Chciałabym, żebyś dzisiaj w nocy to ty pilnowała Aoi i Emmy.

- Całą noc? - spytała z niedowierzaniem.

- Nie. - Kaeri pokręciła głową. - Zostawię ci w pokoju kilka świeczek. Gdy najdłuższa z nich się wypali, obudzisz mnie, dobrze?

- Dobrze – stłamsiła w ustach chęć zaprzeczenia.

- Chodź ze mną.

Kaeri pokazała jej pomieszczenie, w którym leżały chore niewolnice. Skromny pokój niewiele różnił się od sypialni Bree. Tutaj również było jedno tylko okno na zewnątrz, kolor ścian, sufitu i podłogi był jednolity, a w kącie znajdowała się prosta szafa z kilkoma półkami. Dodatkowo, specjalnie dla czuwających, ktoś postawił stolik i obite materiałem krzesło. Usiadła na nim i zapaliła świeczki, używając krzesiwa.

Początkowo planowała się nieco zdrzemnąć. Wiedziała, że kobiety były chore, jednak nie przejmowała się tym zbytnio, gorączka nie była niczym nadzwyczajnym. Jednak gdy tylko ułożyła się wygodnie i miała ochotę zamknąć oczy, zauważyła pokrywające ramię kobiety czarne plamy. Szybko podniosła się i podbiegła do śpiącej.

Skóra na ramieniu nieprzytomnej niewolnicy zmieniła kolor na szary, żyły uwypukliły się, a czarne plamy wyglądały, jakby pulsowały i żyły własnym życiem. Wyglądało to wręcz komicznie, w porównaniu z zaczerwienioną od gorączki twarzą.

Bree zagryzła wargi. Słyszała o tej chorobie. Dawno, dawno temu, kiedy była jeszcze malutkim dzieckiem, a jej ojciec opowiadał jej historie na dobranoc. Ktoś wtedy wspomniał, że ludzie umierali, zasypani czarnymi plamami, które wysysały z nich życie. Na chorobę podobno nie było lekarstwa.

Z jej oczu trysnęły łzy. Pogłaskała ostrożnie czoło nieprzytomnej, wiedząc, że nie jest w stanie jej pomóc. Ostrożnie odgarnęła brązowe pukle. Gdyby tylko miała swoją magię, gdyby wiedziała co wywołało chorobę...

Pierwotny PłomieńWhere stories live. Discover now