Odpowiedziała mi jedynie cisza. Kątem oka widziałem, jak światła w salonie gasną.

Poczułem, jak moje serce ma zaraz wyniszczyć mi żebra. Błagałem w myślach, aby po mnie wrócił, aby mnie tutaj nie zostawił.

Zjeżdżałem powoli w dół, zostając na swoich kolanach. Moje dłonie przesunęły się razem ze mną wzdłuż drzwi, zostawiając po sobie jedynie głuche szuranie.

Zaczynało się robić coraz więcej grzmotów, a może tak naprawdę były one w mojej głowie. Dudniły z całej siły, sprawiając tylko, że podskakiwałem w miejscu.

Zacisnąłem ramiona wokół swoich ugiętych nóg. Na moje szczęście ten wieczór nie był za bardzo chłodny, jedynie wiatr sprawiał, że skóra na moim karku się jeżyła. Starałem się złapać głębszy oddech, ale nie potrafiłem.

Byłem tak spanikowany, że zapomniałem, jak się oddycha. Kiedy szybkie wciąganie powietrza jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, coś z tyłu głowy podpowiedziało mi, abym się trochę uspokoił.

Nie było to w żaden sposób łatwe. Moje ciało całe drżało. Nie starałem uspokoić siebie, tylko swój oddech. Na tyle jedynie wystarczyło mi siły.

Tę noc mogłem zaliczyć do swoich najgorszych. Spędziłem na brudnej wycieraczce całą noc, nie mrużąc oka nawet na chwilę. Cały czas płakałem, krzyczałem i waliłem w drzwi. Nie otworzył i więcej się do mnie nie odezwał.

Harper

Właśnie zamykałam drzwi od sypialni Caleba. Pani Charlotte poinformowała mnie, że dzisiaj wrócą późno ze względu na ich wspólną kolację z Panem Graysonem. Miałam położyć Caleba spać i udać się do domu.

Po ostatniej podróży autobusem, w żadnym wypadku nie chciałam tak wracać, jednak nie miała za bardzo innego wyjścia. Więc trzymałam mocno kciuki, aby to się nie powtórzyło.

Zabrałam z korytarza telefon, który wcześniej tu położyłam. Zeszłam po schodach, rozglądają się po salonie, czy przypadkiem czegoś nie zostawiłam. Zaczęłam także odkładać, rzeczy na miejsce, tak aby zostawić po sobie porządek.

Wejściowe drzwi się otworzyły, a ja od razu uznałam, że państwo Evans wrócili. Przekierowałam się na korytarz, aby ich przywitać, jednak zastałam kogoś innego.

Tyler opierał się dwoma rękami o małą ławeczkę, na którą zawsze siadał Caleb, aby włożyć buty. Zgięty w pół tak nienaturalnie z rozkraczonymi nogami wyglądał przezabawnie. Wyciągnął on jedną rękę, aby dosięgnąć do swoich butów, jednak nie za bardzo mu to wychodziło. Jego ręka bezwładnie próbowała dosięgnąć do sportowych butów. Szybko się poddał, kładąc rękę w to samo miejsce co wcześniej.

- Może ci pomóc? - uśmiechnęłam się na to, jak przekrzywił w moją stronę głowę.

Naprawdę byłam tyle od roześmiania się, ale wiedziałam, że nie był to za dobry pomysł.

- Słoneczko, nawet w nocy nie gaśniesz - zaśmiał się pijackim tonem.

Czułam się spokojnie, wiedząc o tym, że był pijany.

Podeszłam do niego, kładąc powoli dłonie na jego ramionach. Nie chciałam robić, żadnych gwałtownych ruchów.

- Choć pomogę ci - zaproponowałam.

Mruknął na znak zgody, powoli podnosząc się za moim ruchem. Ob kręcił się, a ja powoli opuszczała go na siedzenie, które było zdecydowanie dla niego za małe. Wyglądał, jakby co najmniej siedział na jednym podeście schodów.

Trust meWhere stories live. Discover now