Rozdział 2 - Niepasujący element niczego

158 16 12
                                    

Cassidy

- Cassie, to twój nowy pokój – powiedział tata, po czym otworzył, znajdujące się przede mną drzwi. – Co sądzisz? Staraliśmy się jak mogliśmy, ale nie znamy twojego gustu i...

- Jest piękny – przerwałam mu, bo widziałam, jak bardzo się tym wszystkim stresował.

Nie kłamałam. Pokój był naprawdę przepiękny. Na środku stało białe łóżko, na którym leżało mnóstwo ozdobnych poduszek. Na szarych ścianach wisiały lampki, które sprawiały, że miejsce nocą stawało się jeszcze bardziej przytulne. Powoli zaczynałam rozumieć, że miałam od dzisiaj tu mieszkać. Nic już nie mówiłam. Po prostu stałam i podziwiałam.

- Przepraszam – powiedział tata, żeby przerwać ciszę trwającą wieczność. – Po prostu tak długo się nie widzieliśmy, a chcę, żebyś była szczęśliwa.

Przytuliłam go, sprawiając, że od razu przestał się denerwować. Po chwili zobaczyłam u niego szczery uśmiech, którego tak bardzo mi brakowało przez tyle lat.

Tak naprawdę nawet, gdyby w tym pokoju leżał tylko jakiś stary materac i kawałek koca, byłabym zadowolona. Przecież oni nie musieli tego robić. Nie musieli wywracać całego swojego życia do góry nogami przeze mnie. A jednak byli tak cudownymi ludźmi, że to zrobili. Byłam zwykłą dziewczyną, która chciała żyć. A oni właśnie chcieli mi to zagwarantować. Nie mogłam uwierzyć, że miałam mieć swoje cztery ściany, w których zawsze będę mogła się schować i nie musieć już dalej uciekać w najburzliwsze dni mojego życia.

Chciałam zejść na dół po walizki, ale zauważyłam rzecz, której wcześniej nie dostrzegłam. Przy drzwiach stała komoda, a na niej... moment mojego życia, w którym chciałabym się zatrzymać już na zawsze.

- Czy t-to? – zaczęłam się jąkać przez łzy samoistnie, spływające mi po policzkach.

Tata tylko pokiwał głową i tym gestem zburzył tamę, hamującą morze łez. Podeszłam bliżej, by przyjrzeć się zdjęciu. Kątem oka widziałam, że mój bohater, nienoszący peleryny stał za mną i mi się bacznie przyglądał.

Na zdjęciu jadłam gofra, a tata trzymał mnie na baranach. Było tak ciepło, że krople bitej śmietany spływały po jego twarzy. Miałam wtedy tylko trzy latka, więc pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Na pewno musiał być to czas, gdy mama wyjechała na szkolenie, które odbywało się na drugim końcu kraju, bo znikała tak co pół roku. Byliśmy tylko we dwoje i spędzaliśmy każdą chwilę razem. Stwierdziliśmy, że tego dnia nie trzymamy się żadnych zasad ustalonych w naszym życiu. Chociaż to wcale nie było życie, a jedynie podporządkowywanie się codziennie do narzucanych warunków, aby móc żyć dalej.

Pamiętałam jeszcze, że po gofrach poszliśmy do kina i jedliśmy największe dostępne opakowanie popcornu karmelowego, popijając je colą. Co prawda, później skończyło się to bólem brzucha i wymiotowaniem całą noc, ale to nie miało znaczenia. Byłam szczęśliwa. Pewnie tata po prostu nie wiedział, że dzieci w tak młodym wieku nie powinny jeść więcej niż 3,5 łyżeczki cukru...

Moja matka próbowała za wszelką cenę wyrzucić wszystkie wspomnienia z mojej głowy, kiedy zostałyśmy tylko we dwie. Chciała, żeby nic mnie nie rozpraszało, w kroczeniu po drodze do jej celu. Chyba jej się to udało, bo cały czas byłam pewna, że wszystko poszło na śmietnik albo na popiół, ale nie... Przez te wszystkie lata przynajmniej jedno zdjęcie było bezpieczne.

- Co tu knujecie? – wyskoczyła zza framugi Maddie, która patrzyła na nas przymrużonymi oczami, aby wydawać się poważna. Próbowała ukryć uśmiech, cisnący się na jej promienną twarz, ale bardziej wyglądała jakby miała zatwardzenie i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Last dance for youWhere stories live. Discover now