Rozdział XIII

96 17 4
                                    

────── ᯽ ──────

• Rozdział XIII • Skutki •

────── ᯽ ──────

13 października 1988r. Skrzydło Szpitalne.

Jej ciało pulsuje nieopisanym bólem. Ten znajome, rozdzierający kłucie w czaszce dopada ją gdy tylko otwiera oczy. Jęczy, jest jej niemożliwie ciepło, jakby położono ją tuż obok rozgrzanego niedawno kominka. Otwiera oczy i niemal w tej samej chwili je zmyka, gdy biel pomieszczenia ją razi.

Grzejąca jej plecy rzecz stęknęła lekko gdy Ivette się porusza, ale nie robi nic więcej. To sprawiło, że dziewczyna zamarła; ból nie pozwalał jej się odwrócić, ale fakt, że leżała skierowana do kogoś plecami całkowicie ją obezwładniał.

– Obudziłaś się, panno du Lierre? – Znajomy, choć nie tak dobrotliwy jak kiedyś głos staruszka sprawił, że tępy ból na stałe umiejscowił się wygodnie w okolicach jej skroni.

– Dyrektorze? – Jej gardło było suchy z powodu długotrwałego braku nawilżenia, a wspomnienia powoli do niej powracały. Porwana; była porwana przez co najmniej kilka dni, a jej magia... Dziewczyna wyciągnęła przed siebie palce, a ciche zaklęcie opuściło jej usta, gdy w końcu ją poczuła. Jej magia wciąż tam była; naprawdę była i sprawia, że białowłosa miała ochotę zwymiotować żołądek

– Nie próbowałbym teraz czarować, moja droga... to może okazać się dla ciebie śmiertelne. – Albus przemówił po raz kolejny, ale zielonooka dalej nie była w stanie na niego spojrzeć. Jej ciało było zbyt ciężkie a pomieszczenie zbyt jasne w porównaniu do celi w której ją przetrzymywano by mogła otworzyć oczy nie czując bólu.

Tak naprawdę ból to teraz jedyna rzecz którą była zdolna poczuć.

Słuchała odgłosu kroków dyrektora gdy ten stanął za jej plecami by dotknąć osoby leżącej za nią.

– Jestem wami bardzo zawiedziony, moje dzieci... żadne z was nie wspomniało o – zatrzymał się jakby szukał odpowiedniego słowa – nieprzyjemnościach, wynikających z kontraktu. – Ivette nie odpowiedziała, zbyt pochłonięta torturą jaką gotowało jej jej własne ciało.– ukrywanie takich informacji nie przynosi nic dobrego.

Nastolatka nie mogła stwierdzić czy to troska czy groźba, ale nie czuła żadnego zagrożenia ze strony starszego mężczyzny, przynajmniej jeszcze nie, więc na razie skupiła się głównie na zrozumieniu sytuacji.

– Lord Prince... – Ledwo mogła coś powiedzieć, ale była bardziej niż świadoma, że dziadek jej narzeczonego był obecnie jedyną osobą, której może zaufać w całej tej sytuacji. – Muszę z nim pomówić. – Jej gardło piekło gdy jej słowa ociekały desperacją. Ból nie pomagał jej panować nad sobą; w niczym jej teraz nie pomagał.

Usłyszała jak Dumbledore odchrząkuje czyszcząc gardło gdy znów się porusza, tym razem jego kroki sugerowały, że podchodzi do jej strony łóżka. Francuska otworzyła lekko oczy, mrużąc je gdy w końcu napotyka spojrzenie rozmówcy. Nie było w nim furii ani rozczarowania, lodowata obojętność, kalkulacja i coś, czego dziewczyna nie rozpoznała górują nad wszystkimi przyziemnymi odczuciami. To coś sprawiało, że nastolatka czuła się jak nie warty oddechu robak, który nieproszony został wniesiony do ludzkiego domu na sierści psa.

– Porozmawiasz z nim w swoim czasie, teraz... – Drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się z hukiem. To było tak nagłe i głośne, że osoba za nią znów poruszyła się we śnie, ale Ivette nie miała wystarczająca siły, by odwrócić się i sprawdzić kto śmiał przerwać jednemu z najpotężniejszych żyjących czarodziei. Wszystko stało się jednak jasne gdy kobieca dłoń odgarnia jej włosy z twarzy. Albus oburzył się. – Zabroniłem odwiedzin do czasu przesłuchania Lady Prince, co pani tu...

Trucizna z bluszczuWhere stories live. Discover now