Rozdział III

298 22 3
                                    

Draco nie mógł przyzwyczaić się do samotnych kwater Prefekta Naczelnego. W Hogwarcie zawsze spał w pokoju z chłopakami, budził ich rano albo rozganiał wieczorem do spania. Wiedząc, że żaden z nich nigdy nie obudził się, jeśli sam nie zrzucił ich siłą z łóżka, będąc w pełni przygotowanym do dzisiejszych zajęć, postanowił odwiedzić swoje stare dormitorium.

Jak się domyślał, Teo wraz z Zabinim spali sobie w najlepsze. Zanim podszedł ich obudzić, usiadł na swoim starym łóżku, które było obecnie równo pościelone. Pogładził materiał nakrycia, przypominając sobie wiele sytuacji, które wspólnie przeżyli.
Nagle z łazienki wyszedł nowy Ślizgon, obwiązany tylko ręcznikiem w biodrach. Z jego czarnych włosów delikatnie skapywały krople wody, sunąc przez umięśniony, opalony tors, aż do pępka.

- Cześć? – Tyler odezwał się pierwszy, zmierzając w jego stronę. – Wybacz, zapomniałem zabrać ze sobą ubrań – dodał, podchodząc do szafy. Wybrał z niej kilka rzeczy, po czym z gracją wrócił ponownie do łazienki.

- Dray, co tu robisz? Już się stęskniłeś? – zapytał Blaise, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Co on tu robi? – warknął, czując nagłą złość.

- Zajął twoje miejsce w naszym pokoju – odpowiedział ciemnoskóry. – Dlaczego tak dziwnie zachowujesz się wobec Tylera? Wczoraj nie odezwałeś się do słowem, a dziś złościsz się jakby zabrał ci ulubioną zabawkę – rzucił Zabini, chcąc zrozumieć przyjaciela.

- Jest nikim. Poza tym nie pasuje tutaj; ani do naszej paczki, ani do Hogwartu. Będzie odstawał i nasz dom straci przez to masę punktów. – odpowiedział Malfoy.

- Nie przesadzasz? Daj mu szansę, może jednak nas zaskoczy? Jemu jest pewnie trudniej. Całe jego życie uległo zmianie; nowy kraj, szkoła, znajomi. Możemy okazać, choć cień wyrozumiałości?

- Śmiało. Ja nie mam zamiaru. Idę na śniadanie, więc do zobaczenia – rzucił zdenerwowany Draco, wychodząc z pokoju. Kto by pomyślał, że z przyjaciela taki samarytanin? Głupi Zabini.

- A tego, co ugryzło? – zapytał Teo, przecierając oczy.

- Opowiem ci później - odparł, widząc uchylające się drzwi do łazienki, którą następnie zajął po Octaviusie.



Na śniadaniu otrzymali plany zajęć, na które jego rocznik jęknął głośno. Większość zajęć mieli łączone z Gryffindorem, w tym Eliksiry i OPCM po dwie godziny. James Potter jak zawsze zacznie ich gnębić, a Gryfiaki będą miały z tego ubaw. Całe szczęście sytuacja odwróci się następnych zajęciach. Severus Snape nie zostawi suchej nitki na żadnym z Lwiaków. W dniu dzisiejszym mieli mieć jeszcze Transmutację oraz Zaklęcia. Reszta tygodnia nie przedstawiała się lepiej.

- James Potter zawsze odejmuje punkty Ślizgonom, nawet, gdy jesteśmy o czasie. Nie ma opcji, żeby któryś się spóźnił - poinformował Rilley'a Teodor.

- Dziwi mnie ta nienawiść między domami. Przecież to, gdzie przydzieli cię stara tiara, nie określa tego, jakim jesteś człowiekiem - odparł szczerze Octavius.

Chłopaki wzruszyli tylko ramionami, wracając do śniadania.
Panujący gwar w Wielkiej Sali był bardzo uciążliwy. Dziedzic Voldemorta, będąc już najedzonym, postanowił znaleźć salę od Obrony. Gdy tylko opuścił pomieszczenie, ktoś nagle na niego wpadł.

- Przepraszam - usłyszał zduszone przeprosiny intruza.

- Nic ci nie jest? - zapytał, łapiąc niezdarę za ramiona i odsuwając od siebie delikatnie.

- Nie, dziękuję. Jestem Lucas Ethan Potter - przestawił się roztrzepany Gryfon, przypominający wierną kopię swojego ojca. W chłopcu ciężko było dojrzeć coś z Lily. To zabawne, bo po rytuale adopcyjnym, nie byli ani trochę do siebie podobni.

- Miło poznać, Tyler Mortimer Rilley - odparł przyjaźnie, przyjmując dłoń braciszka. - Pomogę ci z tym bałaganem - dodał, widząc zawartość torby rozrzuconej po podłodze. Machnął różdżką, a wszystko wylądowało na swoim miejscu.

- Dziękuję - odparł Lucas, patrząc na niego wdzięcznie, swoimi ciepłymi, brązowymi oczami. - Chyba jednak obiłem bark - przyznał, czując lekki dyskomfort.

- Mogę? - zapytał, celując spokojnie w chłopaka.

- Jeśli tylko się na tym znasz - odrzekł Lucas, po czym poczuł wypełniającą go moc.

- Zostaw go, co mu robisz? - usłyszał krzyk rudowłosego chłopaka, zmierzającego wściekle w ich stronę. Towarzyszyły mu dwie dziewczyny, które teraz już niemal za nim biegły. Jedna prawdopodobnie była jego siostrą, gdyż cechowało ich spore podobieństwo. Druga dziewczyna miała brązowe gniazdo na głowę.

- Spokojnie, właśnie mnie uleczył, po tym jak na niego wpadłem - odezwał się Potter, broniąc nieznajomego.

- To Ślizgon, pewnie chciał rzucić na ciebie jakąś klątwę - rudzielec oskarżał go w dalszym ciągu, trzymając różdżkę wcelowaną prosto w Octaviusa.

- Jestem tu dopiero dzień i wcale nie mam uprzedzeń do innych domów, w porównaniu do całej szkoły. Idę na lekcję. Żegnam - odparował odchodząc.

- Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia! - krzyknął za nim Lucas. - A ty się Ron ogarnij - mruknął do przyjaciela.

- Sprawdzę dla pewności czy wszystko z tobą dobrze - odezwała się Hermiona i nie czekając na pozwolenie, rzuciła czar weryfikujący. - Faktycznie, tylko uzdrowił obicie - przyznała po chwili.

- Wiem, bo czułem, co robi - przyznał, myśląc o tym jak chłopak ładnie pachniał.

- Po takich nic nie wiadomo - upierał się dalej Weasley, po czym ruszyli wspólnie do Wielkiej Sali.

Harry Potter - Zemsta Dziedzica VoldemortaWhere stories live. Discover now