Rozdział 13

26 4 0
                                    

Zaraz po spotkaniu z Azzurrą, poszłam do babci. Ta wizyta nie była związana z kontrolowaniem jej leków, bo byłam pewna, że ktoś przede mną był, choć w planach miałam sprawdzić szafkę. Chciałam spędzić z nią trochę czasu. W końcu po to tutaj przyjechałam i musiałam przyznać sama przed sobą, że słowa Flavia, mocno odcisnęły piętno na moim sercu.

- Wnusia! – przywitała mnie Marina.

Już od kilku wcześniejszych wizyt zauważyłam, że babcia zmieniła trochę nastawienie wobec mnie. Co prawda, nie było ono tak wspaniałe, jakbym sobie tego życzyła, ale przynajmniej był postęp.

- Przyniosłam marchewkowe ciasto. – oczywiście specjalnie bez dodatku cukru, kupione w jednej cukierni na Ponzie, którą poleciła mi Azzurra, gdy wracałyśmy.

Babcia oczywiście mogła sobie raz na jakiś czas pozwolić na coś słodkiego, ale lepiej było przestrzegać zasad, dotyczących diabetyków. Z resztą ona sama nie potrafiłaby wypić cappuccino bez cukru, o czym szczerze mówiła, a ja szczerze byłam zadziwiona, że, w początkowym stadium Alzheimera, pamięta takie szczegóły. Z resztą... Na tej wyspie mało było rzeczy i spraw, które by mnie nie dziwiły.

- Zrobię nam herbatkę.

- Zrobię ja, ty usiądź. – zadecydowałam.

Po kilkunastu minutach siedziałyśmy już na werandzie i objadałyśmy się, jakby ciasto było co najmniej z lukru.

- Federica mówiła, że nie może się do ciebie dodzwonić. – prawie z pełną buzią wypaliła babcia.

To prawda, dawno jej nie widziałam, ale teraz musiałam skupić się też na pracy, skoro już mnie zatrudnili. Chociaż trochę mnie to zaskoczyło, skoro Fedi chciała się zobaczyć, mogła równie dobrze przyjść do mojego domku. Doskonale wiedziała, gdzie mieszkam.

- Wiesz, że pracuję, babciu. – powiedziałam z lekkim niesmakiem.

- Ale mogłabyś od niej odebrać. – prychnęła z oburzeniem.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Federica wcale do mnie nie dzwoniła, a jeśli już, to dość dawno temu.

- Babciu jesteś pewna, że Federica? – zapytałam dość ostrożnie.

Marina przez chwilę siedziała w ciszy i patrzyła w dal, jakby szukała tam jakiegoś natchnienia. Po jakimś czasie zaczęła kręcić głową i spojrzała na mnie.

- Elena, Luno. Elena... - teraz jej głowa opadła.

I wszystko było już jasne. Matka faktycznie dobijała się do mnie codziennie, ale nie miałam zamiaru odbierać od niej żadnego telefonu. Nie po tym co mi zrobiła i jak potraktowała. A wczoraj wieczorem dodatkowo zablokowałam numer, żeby nie miała możliwości się dodzwonić. I też wczoraj zadzwonił raz mój ojciec (pewnie po rozmowie z matką). Też nie odebrałam.

- Zepsuł mi się telefon. – skłamałam.

Przynajmniej na chwilę mogłam zwlekać z prawdziwymi wyjaśnieniami. Poza tym, babcia wcale nie musiała wiedzieć, z jaką niechęcią do niej przypłynęłam. Aby załagodzić swoje poczucie winy, przygotowałam nam kolację. Nie umiałam gotować najlepiej, ponieważ w Rzymie od tego miałam ludzi, jednak nie byłam totalnym nieudacznikiem, i zwykłe potrawy, jak najbardziej mi wychodziły. Babcia miała w lodówce łososia, więc przyrządziłam go na parze, do tego nasz ulubiony makaron tagliatelle i serek mascarpone ze szpinakiem. Starałam się, aby wyszło smaczne, ale przede wszystkim zdrowo. Po kolacji poszłam od razu do swojego azylu. Był to kolejny ciepły wieczór, co odczułam już u Mariny na werandzie, dlatego przygotowałam sobie domową mrożoną kawę i położyłam na hamaku, który ostatnio przywiązałam do dwóch drzew przed domkiem. Z tego miejsca idealnie widziałam dom Flavia, ale walczyłam ze sobą, aby jak najrzadziej spoglądać w tamtym kierunku. Księżyc oświetlał wszystko wokół. Była pełnia, dzięki czemu każdy ruch w obrębie jego domu mogłam swobodnie dostrzec. Tylko, jakimś cudem, umknął mi jeden szczegół, który swoim miauknięciem, niemal wysadził mnie w powietrze ze strachu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 06 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Okruch Księżyca Where stories live. Discover now