Rozdział 2~nieplanowane przypadki~

5 1 3
                                    

Rozgrzewam ręce. Zataczam w powietrzu kółka nadgarstkami. Powoli. Starannie. Z kontrolą. Prostuję łokcie. Najpierw prawe, potem lewe. Słyszę strzyk. Prostuję plecy. Zanurzam palce obu rąk w klawiaturze pianina. Powolna, harmonijna i przepełniona emocjami muzyka zaczyna się idealnie komponować ze złotymi promieniami światła, padającymi na otaczające mnie rośliny. W sali muzycznej panuje wyjątkowo spokojna i kojąca atmosfera. Daję upust wszystkiemu co spotkało mnie w zeszłym, obecnym i przyszłym tygodniu. Nie czuję ulgi na poziomie emocjonalnym, ale moja duchowość została chwilowo zaspokojona. Zamyślam się, przez co muzyka ustaje. W całej szkole jest wyjątkowo cicho, co ujmuje mi trochę na zmęczeniu. Ten budynek zupełnie nie jest taki sam bez jego użytkowników, oczywiście na duży plus. Jest już późno, ale już od godziny obijam się przy graniu utworów, bo nie widzę sensu we wczesnym wracaniu do domu. Nie mam nic do roboty i nie mam pianina, więc naprawdę więcej zyskuję siedząc sama po lekcjach tutaj. Odchodzę chwilowo, wstaję z krzesła, robiąc sobie przerwę. Podchodzę do parapetu i wyciągam sporej wielkości opakowanie z karmą dla rybek. Przybliżam się do wielobarwnego akwarium i sypię trochę prowiantu dla małej Mumu. Jest to złota rybka, którą powinna opiekować się moja szkolna znajoma Yoshiko, ale przez swoje roztargnienie, to ja zajmuję się zwierzątkiem. Nie jest to dla mnie dużym problemem, bo zwierzęta i akwaria mnie odstresowują. Zabawne jest to, że po tym jak zdałam sobie z tego sprawę, dowiedziałam się, że jest naukowy dowód na to, że obserwowanie rybek w akwarium ma właściwości relaksujące, dlatego kupuje się je dla dzieci z ADHD, bądź różnymi problemami. Nigdy nie myślałam o tym w tych kategoriach, ale może faktycznie w mojej głowie przesiąkniętem zastojem, spokojem i wycofaniem kryje się jakaś nadpobudliwość, która wprowadza w niej tak duży chaos? Odstawiam paczkę na swoje miejsce. Wyglądam za okno. Słońce zaczyna zachodzić, więc postanawiam, że to już czas na powrót. Zabieram klucze ze starej szafki i zabierając wszystko ze sobą wychodzę z klasy. Cicho wzdycham. Znowu ból. Słyszę nagłe, naprzemienne szmery na schodach obok. Zakluczam salę.
-Sora!! Co ty tutaj tak późno?-usłyszałam dziewczęcy, znajomy głos po swojej lewej stronie. Z tyłu padają na mnie smugi światła.
-Nakarmiłam Mumu, bo pani Aiko mnie poprosiła.-odpowiadam dość cichym, przygaszonym tonem, gdy widzę przed sobą Yoshiko. Za nią najprawdopodobniej stoi ktoś jeszcze, ale nie jestem w stanie zobaczyć kto, przez zasłaniającą go ścianę.
-Aj, no wiem, że ją karmisz, ale ty codziennie to robisz. Co ci zajmuje aż tyle czasu, że siedzisz tu już kilka godzin, co?
-Nie ważne, nic takiego, trochę pograłam, podlałam rośliny, nic zakazanego...
-Oo no właśnie o to cię chciałam spytać, no! Słuchaj bo niedługo wybieramy się na takie przyjęcie, będzie kuzyn z Korei Hitoshiego! No i super by było gdybyś miała tam swój udział i zagrała nam coś, będzie normalnie fortepian, czy te pianino.
-Fortepian.- odzywa się głos z tyłu. Zza Yoshiko pojawia się męska sylwetka, średniej postury, dość szczupła, włosy zafarbowane na jasny, śnieżno-biały blond. Chłopak nie jest uśmiechnięty, ale lekko odsłania zęby z pewną siebie miną, co dodaje mu nieco uroku.
-Aaa, Sora, to jest Hitoshi. Hitoshi to jest Sora.-oznajmuje nagłym tonem Yoshiko.
-Miło mi.- odrzekłam w jego stronę zginając tułów w skłon.
-Mi również.-odpowiada mi i odwzajemnia ukłon.
-No tak, fortepian. To co, chętna? Zagaduję, że nie, ale wolę zapytać.-kieruje się do mnie Yoshiko.
-I masz rację, bo nie jestem chętna!-informuję koleżankę.
-Ja wszystko rozumiem, ale wiesz to luźne przyjęcie. Tak właściwie to nie jest jakaś wielka uroczystość, wiadomo, że nie impreza, ale nie jakiś bal, więc nie trzeba się spinać. Zagrałabyś, pokazałabyś to czego się tak uczysz po kilka godzin dziennie...-odparła Yoshiko, a ja w tej wypowiedzi wyczułam ironię.
-Nie, raczej nie... Jakby wiesz, może jeszcze to przemyślę, ale nie liczcie, że się mnie tam zobaczycie, niestety.
-Dobra, w razie co pamiętaj, że możesz napisać w każdym momencie!
-Spoko.
-Hmm...
-Ja będę lecieć, chcecie klucz do sali?-spytałam szybko patrząc w kierunku Yoshiko.
-Nie, dzięki. Nie trzeba. Przyszliśmy głównie po plakat do zrobienia na jutro, został w 14.
-Aha. No to dobra. Cześć, miło było poznać!-odrzekłam kierując swoje słowa po części do kolegi Yoshiko. Zaczęłam kierować się schodami do wyjścia.
-Sora! A może chcesz iść z nami wieczorem do pub-u?-odezwał się nagle Hitoshi.
-Hm... No właśnie, co ty na to?-dopytała Yoshiko unosząc do góry brwi.
-Emm... Będziecie tylko wy?-spytałam.
-Tak. Tak, tylko my.-odparł roześmiany chłopak.
-Jak coś to dam ci znać Yoshiko.-skierowałam się automatycznie do koleżanki.
-Okej! Trzymaj się, do zobaczenia później mam nadzieję!-krzyknęła uśmiechnięta.
-No hej, widzimy się potem, możliwe.-odparłam jak zwykle bez jakiekolwiek ładu.
Zbiegam po schodach. Poprawiam proste, ciemno-brązowe włosy. Biegnę coraz szybciej, bo czuję się jakbym traciła czas. Mam poczucie dziwnego marnotrawstwa, a nie zrobiłam dziś nic co by na to wskazywało. Idę szybkim krokiem przez teren szkoły, zaczynam analizować każde słowo wypowiedziane przed chwilą. Nie zabrzmiało zbyt chaotycznie? Jestem przekonana, że ten blondyn przez pewien moment spojrzał na mnie z ukosa. Ale może mi się wydawało. Zaczynam rozważać za i przeciw wyjścia z nimi wieczorem. Jest duża szansa, że mimo tego, że będę się chciała dobrze bawić, to i tak będzie beznadziejnie. Nie chodzi mi o jakąś nieśmiałość. Po prostu, nie chcę marnować czasu, który mogę poświęcić na coś co sprawi, że chociaż w jakimś aspekcie będę lepsza od nich. Nie chcę się też izolować do tego stopnia co Tetsu, ale szczerze, ja naprawdę go rozumiem. Rozumiem jak bardzo wyjście z domu, swojego komfortowego gniazdka może być męczące, doprowadzać człowieka do szaleństwa. Męczy mnie szkoła, męczą mnie ludzie, męczą mnie sklepy, ja po prostu chcę odpocząć. Nie wiem jak każdy z nich może wychodzić, skakać, śmiać się niewiadomo z czego i nie czuć ciężaru gówna w jakim teraz siedzi. Kiedy zaczęłam popadać w cięższe stany, które mogłabym określić jako anhedonię, marazm ewentualnie przesiąknięcie beznadzieją, babcia radziła mi wychodzenie do ludzi. Mówiła że ludzie wyleczą rany, które sama sobie zadałam, które zadaje mi moja głowa. Ale z czasem sama się przekonałam, dojrzałam do tego, że to nie ja byłam przyczyną swojego bólu, tylko właśnie ci ludzie, którzy pozornie mnie mieli uleczyć. Naprawdę nie wiem dlaczego, nie rozumiem czemu rozmawianie z nimi wprawia mnie w tak głębokie poczucie osamotnienia. Czuję fizyczny ból będąc w większych skupiskach ludzi. Ja po prostu chcę być bezpieczna, z dala od nich, bo to oni sprawiają, że życie tutaj jest tak bolesne i bezsensowne. Dla przykładu-kolega Yoshiko był wyjątkowo miły. Nie zrobił nic przez co mogłabym się źle poczuć, ale ja od samego spojrzenia widzę, że to nie jest ten typ człowieka. Boję się, że będzie męczący, wygląda na bardzo szczęśliwego i beztroskiego duchem, dlatego wątpię że się dogadamy i będę dziś wyssana z energii emocjonalnie. Nie mogę dopuścić do izolacji, samotność jest najgorszym stanem jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Ale dlaczego ci wszyscy ludzie mnie tak bolą?

żałobny błękit na tokijskim niebie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz