Rozdział 7: Zbrodnia I Kara

37 4 0
                                    

Regulus Black nigdy nie przejmował się zbytnio koszmarami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko wytwory jego wyobraźni nad którymi ma pełną kontrolę. Tym razem sny były zupełnie inne. Wiercił się w łóżku od kilku dni nie mogąc uwolnić się od obrazów brutalnej napaści śmierciożerców. Ciągle widział przed oczami wyobraźni twarz swojej ofiary jak żywą. Przerażony bezskutecznie próbował się obudzić, ale nie mógł. To była jego nowa rzeczywistość przed którą nie było żadnej drogi ucieczki.

Mugol drwił sobie bezlitośnie z jego poczucia wyższości nad innymi ludźmi. Chłopakowi od tego wszystkiego pulsowała już głowa. Nie było sensu się bronić przed tymi oskarżeniami. Naprawdę był nic nie wart. Proste zadanie go przerosło. Mało tego, od razu uciekł z miejsca zbrodni niczym pospolity tchórz. Zrzucił z siebie zabrudzony płaszcz, nie licząc się z przeszywającym go zimnem, oraz prędko wyrzucił nóż, aby pozbyć się dowodów. Pomimo to czuł, że to nie wystarczało. Winę miał wypisaną na twarzy. Równie dobrze mógł od razu pójść do Ministerstwa Magii i przyznać się do popełnienia morderstwa z zimną krwią.

Mroczny znak pulsował na jego ręce przypominając mu dobitnie, że sam tego chciał. Jego rodzice wcale nie zmuszali go do zostania śmierciożercą, wręcz przeciwnie. Zostawili mu wolną wolę w tej sprawie. I co z nią zrobił? Wmówił sobie jaki to on nie jest wyjątkowy, a teraz świat się na nim okrutnie za to mścił. Jego gwiazda zaliczyła spektakularny upadek z nieba. Może Gyfoni mieli od początku rację i Ślizgoni naprawdę rodzili się na wskroś źli?

Czas dla niego nie istniał. Ledwo zauważał zatroskaną matkę próbującą jakoś ulżyć mu w cierpieniu. Żadne eliksir nie pomagał, ponieważ problem tkwił w jego głowie. Jego mózg nie potrafił przetworzyć wydarzeń tamtej nocy. Regulus wypowiadał tylko nieskładne zdania o robakach, które według niego pełzały bezustannie po podłodze, próbując go dopaść. Ukarać za krzywdy, które im wyrządził. W głębi serca tego chciał. Przynajmniej nic by już więcej nie czuł.

Przyciskał sobie do piersi różową kurtkę Sonii. Jej ciepło dawało mu chociaż odrobinę ukojenia. Te śmieszne bufki mu się z nią kojarzyły. Niczym przez mgłę pamiętał ich niedawne spotkanie. O czym rozmawiali? Nie pamiętał zbyt dokładnie. Ale chyba próbowała go przekonać, że bycie robakiem nie jest takie złe. Naprawdę była całkiem zabawna. Tak w zasadzie, to kiedy ostatnio się uśmiechał? Prawdopodobnie w innym życiu.

Minęła kolejna ciężka noc. Czarodzieje mieli to do siebie, że zazwyczaj  dość szybko pokonywali choroby. Dlatego w końcu musiał nastać ten dzień w którym gorączka młodego Blacka spadła. Walburga odetchnęła z ulgą, gdy czoło jej syna przestało przypominać z dotyku rozgrzany piec. Przyniosła mu nawet kilka czekoladowych żab na poprawę humoru. Nawet ich nie tknął.

Regulus może i fizycznie wyzdrowiał, ale sam nie czuł żadnej różnicy. Nadal prześladowały go sny na jawie, a wszystko co robił wydawało się pozbawione sensu. Ogólnie ciężko mu się myślało. Zaczęły go nawet drażnić rzeczy, które dawniej tak lubił. Węże ozdabiające każdy skrawek jego pokoju przypominały mu nieustannie o tym nieszczęsnym tatuażu z czaszką. Z drugiej strony nie chciał się ich pozbywać. To była część jego tożsamości. Zapewne kiedyś się do tego przyzwyczai.

Rano niechętnie wstał z łóżka. Wszystkie mięśnie i kości okropnie go bolały. Najchętniej nadal pozostałby w stanie półsnu, ale nie mógł tego robić w nieskończoność. Niechętnie przejrzał, więc stos nieotworzonych listów przyniesionych przez sowę w ostatnim czasie. Większość z nich była od Tamary Selwyn. Ślizgon przez dość długą chwilę zastanawiał się, kim ona w ogóle jest. A no tak, jego dziewczyną. Kompletnie wyleciało mu to z głowy. Wypadałoby odpisać, albo chociaż przeczytać jej zażalenia. Może następnym razem. Jedyna dziewczyna, która go obecnie obchodziła to Sofija Shafiq.

Zmartwychwstanie | Regulus BlackWhere stories live. Discover now