Rozdział 5: Próba Wiary

43 4 0
                                    

Uwaga! W rozdziale przedstawione są sceny przemocy. Nie są one brutalne, raczej tylko zarysowane, ale wolę ostrzec osoby wrażliwe. Czytacie na własne ryzyko.

Bellatrix Lestrange miała wiele wad, ale zdecydowanie nie należała do osób odkładających wszystko na ostatnią chwilę. Tydzień po otrzymaniu listu od swojego ulubionego kuzyna oznajmiła, że Czarny Pan z chęcią przyjmie go do swoich szeregów. Umówiła im spotkanie we dworze rodziny Lestrange pod koniec lipca. Sądny dzień nadszedł szybciej niż Regulus mógł się spodziewać. Nadal czuł na ramieniu pełen dumy uścisk silnej dłoni Oriona, gdy przekroczył próg rezydencji. W tej chwili miała zacząć się dla niego całkiem nowa epoka.

- Reg, nawet nie wiesz jaką przyjemność mi sprawiłeś! Zawsze wiedziałam, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny! Czarny Pan już na ciebie czeka! - Dopadła go rozemocjonowana Bella z rumieńcami na twarzy.

Nawet małżeństwo nie pozbawiło jej charakterystycznej dla niej figlarności. Wiecznie rozczochrane kręcone włosy oraz mocny makijaż w nienaturalny sposób dodawały jej atrakcyjności typowej dla Blacków. Stanowiła zupełne przeciwieństwo swojej wiecznie poważnej i zadumanej siostry Narcyzy. Lubiła sobie pożartować oraz stanowiła niewyczerpany wulkan energii. Pomimo to zawsze było w niej coś niepokojącego. Może chodziło o ten charakterystyczny chichot wiedźmy z cukierkowym zabarwieniem, a może jednak o szaleńczy błysk w oku świadczący o braku jakichkolwiek halmulców.

- Pamiętaj, aby nie patrzeć mu w oczy! Strasznie tego nie lubi! Najlepiej nie odzywaj się niepytany, ale nie wyglądaj też jak życiowa niedorajda. - Jej bezużyteczna gadanina przypominała mu trochę piski innej Ślizgonki z jego roku, ale wolał się raczej nie dzielić swoimi spostrzeżeniami. - Jeżeli będziesz się dobrze zachowytać to może nie nakarmi cię swoim wężem.

Ten drobny szczegół przyprawił go o ciarki podekscytowania, które tak dobrze pamiętał z dzieciństwa. To oczywiste, że potomek Slytherina był wężousty. Syriusz zawsze uważał to za nic niewarty mit. Natomiast Regulus uwielbiał wszystkie gady jak przystało na dobrego Ślizgona. Dla ich domu stanowił symbol zaradności oraz sprytu, którego nikt nie spodziewałby się po pełzającym stworzeniu. Gryfoni widzieli w nich tylko zło. Zaślepiało ich poczucie własnej wyższości typowej dla lwów. Zapominali tylko, że w zepsutym społeczeństwie to nie one były królami zwierząt. Tak naprawdę drogą do zwycięstwa nie była odwaga, a dobra strategia w której najmniej rzucający się w oczy gracz, zgarniał wszystkie karty.

Z każdym krokiem nabierał pewności siebie, a strach zamieniał się w najzwyczajniejsze poddenerwowanie. Pomimo słów Belli nie było możliwości, aby mógł wypaść źle. Należał do najlepszych uczniów na roku, a umiejętności praktyczne używania zaklęć i klątw również były nienaganne. We własnej dość naiwnej ocenie wierzył, że dorównuje nawet dorosłym już śmierciożercom. Może nawet jest od nich lepszy. Jednego był całkowicie pewien. Nikt inny nigdy nie będzie tak bardzo oddany sprawie całym sercem jak on sam.

Emocje dosięgły zenitu, gdy Bellatrix w końcu otworzyła przed nim drzwi prowadzące do nowego mistrza Regulusa. Przy nim dobrotliwy i poczciwy profesor Slughorn wydawał mu się nikim. Lord Voldemort mógł uczynić go kimś znacznie więcej. Podzielić się tajnikami magii o których nawet mu się nie śniło. Wcześniejsze wątpliwości zgasły niczym płomień świecy w otchłani ciemności. Istniała dla niego już tylko złowrogo wyglądajaco klamka odzielająca go od niepojętej potęgi. Nigdy nie był dobry z wróżbiarstwa, więc nie mógł przewidzieć, że właśnie zmierza podpisać pakt z diabłem.

Ledwo powstrzymał się od wydobycia z siebie wrzasku, na widok wbijających się w niego przekrwionych oczu z czegoś, co nie przypominało ludzkiej twarzy. Jego kuzynka zdecydowanie przesadziła z komplementami na temat urody swojego pana. Mężczyzna wyglądał jakby przeszedł co najmniej kilka poważnych poparzeń, które całkowicie rozmazały mu i tak wyblakłe już rysy. Według Regulusa nie tak powinien wyglądać potomek jednego z założycieli Hogwaru. To mugole mieli przypominać zwierzęta, a nie czarodzieje. Siedział sztywno na fotelu nie wyrażając żadnych emocji.

Zmartwychwstanie | Regulus BlackWhere stories live. Discover now