1. Powrót do domu

Start from the beginning
                                    

Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości podszedł do telefonu chcąc zobaczyć kto napisał. Widząc numer matki czas się dla niego zatrzymał. Przecież ograniczył z nią kontakt. Zmienił numer żeby nie mogli go znaleźć...

- Przyjedź do Paryża, Adi... Z Twoim ojcem jest źle... Proszę.

Jak to miał niby przyjąć? Ta wiadomość brzmiała tak nieoczywiście, a w dodatku absurdalnie. Kiedy wyjeżdżał był zdrów jak ryba, nigdy wolnego nie wziął. Nawet praca była dla niego ważniejsza niż własny syn. To coś znaczyło. Patrzył się na ekran dłuższą ilość czasu z taką obojętnością. Dlaczego chcą żeby wrócił do Paryża? Do miasta, które zniszczyło ich dziecko... Może miał to traktować jako podstęp? Przecież tak łatwo było go pozbawić życia. Odruchowo zacisnął lewą dłoń, gdzie znajdowały się bliźniacze obrączki. Musiał ich chronić za wszelką cenę.

Podczas robienia kolacji chciał o tym nie myśleć, ale dawne sumienie dawało o sobie znać. Dlaczego chcesz żebym przyjechał, mamo? Dobrze wiedziała o jego magicznym pochodzeniu, w końcu sama go stworzyła, a nigdy nie powiedziała prawdy. Tęsknił za nią jak na nikim innym i powinien się cieszyć, że ją odzyskał. Może i tak by było, gdyby nie fakt jak największe tajemnice wyszły na jaw. Rodzinka Agreste... Zawsze owiana tajemnicą.

- Na pewno to jedno wielkie kłamstwo - mruknął sam do siebie.

Tylko co jeśli... Przestań! Nie chciał myśleć, nie chciał czuć. Problem leżał w tym, że był za bardzo związany z rodziną... Z mamą. Jeśli naprawdę coś się złego dzieję... Duma mogła mu pozwolić na to żeby się nie dać, ale sumienie... To już było co innego. Westchnął zirytowany i poddał się. Pojedzie do Paryża na kilka dni, a po tym wróci. Jak gdyby nigdy nic. Później ograniczy kontakt i wszystko wróci do normy. Tak jak jest teraz. Znów zostanie sam...

Odpalił laptopa żeby zabukować lot do Paryża. Miał około 6 godzin. Powinien zdążyć. Zdecydował się zjeść na mieście, więc udał się spakować. Zdecydowanie zmienił swój styl, ubierał się znacznie luźniej bez reprymendy ojca. Mógł sobie pozwolić w końcu na bluzy! Wtedy to było nie do pomyślenia w jego mniemaniu. Spakował się w mniej niż godzinę. Planował wyjść, ale... W oczy rzucił mu się czarny sygnet, który nie nosił od dłuższego czasu. Może Plagg ucieszyłby się z powrotu do domu... Nie wiedział jak z nim rozmawiać po tak długiej rozłące. Mimo to wziąć pierścień z komody, ale nie założył go. Brak mu było odwagi

Przez ostatnie 3 lata nie rozmawiał z kwami. Rok po wyniesieniu się z domu pokłócili się dość poważnie przez co Adrien przekreślił ich przyjaźń. Targały nim zbyt silne emocje, które z czasem nauczył się tłumić. Od tego czasu nie widział jak bardzo Adrien Agreste jest zepsuty.

Nie oglądając się za siebie wyszedł z mieszkania. Wcześniej zamówił taxi na lotnisko. Jechał naprawdę z miłym mężczyzną, z którym dobrze mu się rozmawiało. Jedno się nie zmieniło, to ludzi nadal był mile nastawiony. To w Paryżu było coś, co sprowadzało tylko ciemność.

Kiedy wsiadł do samolotu miał dziwne odczucia. Powrót do domu oznacza powrót i zmierzenie się z przeszłością. Czy był na tyle silny żeby to zrobić? Skoro uciekł to najwidoczniej brakowało chłopakowi odwagi. Kiedyś ludzie błagaliby o zdjęcie czy autograf od znanego modela, a dziś świat zapomniał kim był. Dlatego podczas lotu nie bał się, że ktoś go rozpozna. Podczas zniżania się na pas czuł się wewnętrznie jeszcze gorzej. Kiedy wlecieli w chmury deszczowe nie mógł zobaczyć stolicy miłości nocą, która była dla niego niegdyś piękna. Teraz sądził, że to tylko przesąd ludzi. Miato było pokryte wieloma cierniami, w szczególności tymi, które pozostawił sam Władca Ciem. Miał tylko nadzieję, że ten wyjazd nie okaże się wielkim błędem.

Odebrał swój bagaż, poraz kolejny przeszedł kontrolę. Teraz pozostało dostać się do centrum, gdzie miał zabukowane miejsce w hotelu. Wychodząc na zewnątrz lotniska skierował się do kolejnej taksówki chcąc dostać się do serca stolicy. Mogła ta podróż trochę potrwać, ale się tym nie przejmował. Ważne było to żeby odbębnić wyprawę i wrócić do życia, które wiódł. Tym razem niewiele zdań wymienił z mężczyzną, z którym jechał zważywszy na to, że specjalnie używał języka angielskiego zamiast francuskiego. Wolał mówić językiem, którym mówiła większość, ale nie znaczna. Na szczęście był to dobry wybór. Kiedy dojechał opłacił przejazd i wyjął swoją walizkę oraz torbę, w której miał podręczne rzeczy. Sprawnie opłacił pobyt, odebrał kartę do pokoju i poszedł zostawić rzeczy.

Ku jemu nieszczęściu miał pokój na sam Paryż. Mimo to podszedł do okna... I nagle wszystko sobie przypomniał. Jego myśli powędrowały do Bieronki... Ostatni raz ją widział tego dnia. Później ich kontakt zanikł. Przecież mówili, że są nierozerwalni. A jednak sznurki tak łatwo przeciąć... Skłamałby gdyby nie powiedział, że za nią nie tęsknił. Tęsknił jak cholera. Ona i Marinette były najważniejszymi kobietami w jego życiu, a wcześniej nie mógłby znieść myśli o ich straceniu. Jednakże jak bardzo się pomylił... Wystarczyła tylko jedna sytuacja żeby zmienić tok jego myśli.

- Gdzie Ty jesteś Biedronko? - ułożył zmęczoną głowę na szybie wzdychając ciężko.

Pewnie teraz znalazłaby idealny sposób na rozwiązanie jego problemów. Była bardzo inteligentna i prawie zawsze pomagała mu dobrym słowem. Choć ich relacja w późniejszym czasie stała się zdecydowanie cięższa. Mimo to wytrwali ten okres, a później byli jeszcze lepszymi przyjaciółmi. Z czasem się z niej wyleczył. Traktował ich relację jako głęboką przyjaźń. Kiedy było źle w domu uciekał, a ona... Po znalezieniu Czarnego Kota słuchała. Zawsze pozwalała oczyścić mu myśli i serce. Była trochę jak kompas, który prowadził w właściwą stronę.

Pomimo tego, że padało zadecydował się wyjść na spacer. Jesień była jego ulubioną porą roku, ponieważ kochał deszcz. Nie wiedział czemu, po prostu tak było i już. Jako Kot uwielbiał uciekać pod chmury chcąc żeby czyste krople obmyły go z zła jakie wyrządzał mu tata. I to pomagało, a przynajmniej tak sobie wpajał do głowy. Jedynie w Nowym Yorku odszedł od tego zwyczaju. Może... Tylko paryski deszcz był tak magiczny. Ale to było tylko może.

Założył kaptur i nawet nie zabrał parasola. Zrobi kółko i wróci, brzmi jak plan idealny. Więc wyszedł. Kiedy stał jeszcze pod zadaszeniem wyciągnął dłoń przed siebie, a krople opadły mu na dłonie. Przez ten gest uniósł lekko kącik ust. Poszedł prosto przed siebie. Nie przejmował się faktem ubrań, które mokły. Z głową w chmurach myślał o wszystkim i niczym aż nie wszedł do parku. Pomyślał, że z mamą się skontaktuje następnego dnia, lecz... Wpadł na kogoś, zdecydowanie niższą od siebie kobietę. Otrząsnął się z letargu myśli, a jego serce zabiło pierwszy raz od 1460 dni mocniej.

Spojrzał się bowiem na właścicielkę czarnego parasola, której fiołkowe oczy zabłysnęły iskierkami, które widział ostatni raz 4 lata temu... Szybciej bijące serce od razu wiedziało kto to. Wrócił do domu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 29 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Naucz mnie kochać | MiraculousWhere stories live. Discover now