VII: Myślałeś o egzorcyzmie?

132 23 23
                                    

|Kurt – teraźniejszość|

Ulewny deszcz zawitał do Londynu znienacka. Nie wziąłem ze sobą parasola, sądząc, że skoro z samego rana nie lało, to już nie będzie. Pomyliłem się srogo, bo gdy dojechałem do wydawnictwa, to jakby wisiały nad nim ciężkie chmury, z których wylatywał jeszcze cięższy deszcz. Parę kroków a przemokłem do suchej nitki. Czułem, że to nie będzie mój dzień. I, o ironio, akurat w tej sprawie się nie pomyliłem wcale.

Nie będę zanudzał was tym, jak ekspres do kawy się zepsuł w najmniej oczekiwanym momencie i byłem uwalony od kawy na rękawach białej koszuli. Nie miałem zamiaru się przebierać po raz drugi, więc tak z brązowymi plamami siedziałem przy swoim biurku. Żadne spotkania z autorami nie były zaplanowane na ten dzień, więc mogłem odetchnąć i poudawać, że świat nie lamentował.

W pomieszczeniu socjalnym przy próbie przygotowania sobie drugiej kawki siedziałem z trzema największymi paplami wydawnictwa. Dwoma tłumaczami i grafikiem.

– Nie chciałbym, żeby mi ktoś jaja obciął – skrzywił się grafik.

Popatrzyłem na niego zaciekawiony, ale z wyjaśnieniami przyszła jedna tłumaczka.

– W centrum w tym prestiżowym hotelu znaleziono zwłoki pozbawione genitaliów.

– Kiedy? – zdziwiłem się.

– Z rana. Przeczytałam o tym właśnie w sieci. Renoma im poleci na łeb na szyję.

Zmartwiły mnie ich słowa, bo gdy rano w toalecie przeglądałem media społecznościowe natrafiłem na fotki Sage, która informowała o pobycie właśnie w tym renomowanym hotelu w centrum. Dziewczyna dopiero co wróciła z wakacji w ciepłych krajach i zarezerwowała sobie tam jednonocną wizytę, żeby z samego rana wsiąść na pokład samolotu do Detroit. Musiałem się więc dowiedzieć, czy z moją niegdyś przyjaciółką na pewno wszystko dobrze.

Przy biurku w biurze, na którym stała parująca w kubku kawa, postanowiłem w spokoju napisać wiadomość do Sage. Było późne popołudnie, a to oznaczało, że kobieta powinna być już po dziewięciogodzinnym locie i siedzieć wygodnie w nowocześnie urządzonym domu. Nie odpisywała mi tak szybko, jak można posądzić osobę, która zarabia poprzez życie dwa cztery na siedem w Internecie. Postanowiłem dać jej czas i zająć się pracą, żeby za niespełna dwie godziny wrócić do własnego domu i Neo. Jak myślałem, że za dwa dni powinienem wrócić do rodziców, bo ci zorganizowali imprezkę z Bennettami, to aż mi się nie chciało. I wcale nie chodziło o to, że ich nie lubiłem. Po prostu przez ulewy nawiedzające Londyn szczerze nie miałem ochoty wyściubiać nosa zza kołdry. Neo był tego samego zdania, skoro nie można było go nawet smaczną karmą wyciągnąć z zabudowanego legowiska. Podobno zwierzęta upodobniają się do swoich właścicieli, więc możliwe, że miał to po mnie.

Niestety potwierdziłem już swoją obecność i nie chciałem wystawiać rodziny ani Declana, który wraz z Olive i dzieciakami również chcieli przyjść. Było co świętować, skoro nie zachorował na raka.

Telefon mi się rozdzwonił po godzinie i nawet nie byłem zaskoczony, że to Sage. Dziewczyna preferowała rozmowy głosowe od pisanych, co miało sporo sensu, gdy wzięło się pod uwagę jej dwie afery o fejkowe screeny z nieletnimi fanami. Odebrałem, rozsiadając się wygodnie na krześle. Plecy mnie bolały. Czy to starość stuka do drzwi?

– Kurt! – przywitała się radośnie. Poprawiła mi humor w sekundę. – Martwisz się o starą kumpelę, co?

– Nie taką starą. Widziałaś swoje zdjęcia?

– Codziennie napieprzam tonę tapety na mordę, bo widać mi zmarszczkę! Mam zmarszczkę w wieku trzydziestu lat! – żaliła się. – Chyba czas sobie powiększyć cycki.

Basta//mxm//✎Where stories live. Discover now