V: Podoba mi się

182 27 31
                                    

|Sebastian – przeszłość|

Szukałem ogłoszeń o wynajmie pokoju za niską cenę, gdy w oczy wpadła mi oferta tak kusząca i tak nierealna, że nie chciałem dzwonić pod wskazany numer. Obiecywano lokum w domu jednorodzinnym i to o sporym metrażu. Mieszkała tam młoda para – w sensie kobieta i facet, nie że „para" romantyczna, chociaż tego akurat pewny nie byłem – i szukała kogoś w przedziale wiekowym od dziewiętnastki do dwudziestki piątki. Nieskromnie mówiąc, wpisywałem się na styk ze swoim wiekiem, bo za raptem pół roku miałem doczekać się dwudziestki. Czułem, że albo ta oferta to fejk, albo już ktoś z niej skorzystał i było za późno. Jednak gdy po godzinie wydzwaniania i proszenia się, słuchając odmów, zrezygnowany wybrałem numer widmo, nikt mnie nie odrzucał. To jakaś nowość, a gdy odebrano po piątym sygnale, aż sapnąłem z szoku.

– Halo? – zawołał chłopak po drugiej stronie, gdy nie doczekał się z mojej strony powitania. Otrząsnąłem się szybko i poprawiłem na krześle w kawiarni.

– Przepraszam i dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia o wynajmie pokoju... aktualne?

– Jak najbardziej! – zapewnił radośnie. Fejk jak nic.

– Czy jest szansa, żebyśmy spotkali się dzisiaj? Zależy mi na czasie.

Mieszkałem od tygodnia w motelach i trwoniłem w ten sposób cenne pieniądze. Pożyczone pieniądze, warto było nadmienić. Zanim wyjechałem z rodzinnego miasteczka, pożyczyłem od wuja sporą sumę i planowałem ją oddać, gdy tylko się dorobię. Sęk w tym, że na razie świat mocno mnie przytłaczał cenami i samotnością, więc powoli odczuwałem skutki głupiej decyzji.

– Pewnie. Masz szczęście, bo zamieściliśmy ogłoszenie dosłownie dziś z rana i odebraliśmy z dwadzieścia telefonów. Wszyscy odpadli.

Czyli kryteria wysokie – pomyślałem.

– Okej, więc mógłbym podjechać pod adres z ogłoszenia.

– Teraz? – dopytał.

– O którejkolwiek. Jestem dziś nastawiony na poszukiwania lokum.

– Czyżby naglący problem?

– Można tak powiedzieć...

– To wpadnij teraz.

Naprawdę śmierdziało mi to czymś złym. Ludzie bywali różni, a ja nie mogłem zapominać, że byłem stuprocentowym gejem, palaczem i gościem bez etatu. O wszystkim musieli się dowiedzieć, bo to było fair, jeśli serio skłonni byliby wynająć mi pokoik na swoich metrach. Dużych metrach.

Z westchnieniem odłożyłem zablokowany telefon na stolik i przetarłem twarz dłonią. Siedziałem nad parującą kawą i pustym talerzyku po serniczku. Prawdę powiedziawszy ta wyprawa trochę mnie przerastała. Druga karta sim ciążyła w portfelu jak kamień i ciągnęła do włożenia jej w telefon i wybrania numeru przyjaciela. Lub Declana. Minęły dopiero trzy tygodnie. Cholerny trzy tygodnie. Gdyby teraz wrócił do domu z podkulonym ogonem i biedniejszy o parę tysięcy, wszyscy by mnie wyśmiali lub zwyzywali. Chociaż znając wuja i ciocię, to prędzej zabiliby mnie przebaczeniem i akceptacją. Bo tacy byli. Ot, nie udało się, trudno. Świat się nie kończy. Tylko że mój się kończył, bo wyjechałem, żeby coś zmienić. Żeby czegoś zasmakować. No to zasmakowałem – samotności.

Dwie godziny później zaparkowałem swój motocykl pod posesją i z podziwem patrzyłem na rozmiar domu. W okolicy stały niemal identyczne a odgradzały ich tylko płotki i zieleń. Nie było szans, żeby mnie przygarnęli. Oni szukali kogoś z sukcesem na koncie, a nie przegrywa bez perspektyw.

– O! – krzyknęła kobieta, więc odwróciłem wzrok z domu na chodnik, gdzie szła młoda blondynka w stroju sportowym. Najwidoczniej wracała z jakiegoś treningu. Aż zapragnąłem samemu wrócić do biegów z Leslie o świcie. Niech to szlag. – Czyżbyś umówił się z Hugo na oględziny pokoju?

Basta//mxm//✎Where stories live. Discover now