VII

162 16 23
                                    

1

Siedziałem na jednym z łóżek w izbie chorych, na szczęście tej przeznaczonej do urazów niezagrażających życiu. Wokół panowała grobowa atmosfera. Po bitwie nawet ranni krzyczeli ciszej przy oczyszczaniu ran. Smutek na wieść o zamordowaniu Vlad Kinga był namacalny. Pomijając fakt, że znaczna część widziała jego śmierć na własne oczy. W tym ja. Z autopsji mogłem powiedzieć, że trudno było w tamtej chwili myśleć o czymś innym.

Jeszcze gorsza była świadomość jak strasznie nieudolni byliśmy. Znowu.

Mój medyk, mężczyzna po trzydziestce, westchnął, odkładając na metalowy stolik nożyczki i gazę. Właśnie skończył mnie opatrywać. Oparł się o oparcie szpitalnego krzesełka. Jego twarz wykrzywił grymas człowieka, któremu dolegał ból pleców i przewlekle wyczerpanie wojną domową.

– Jak rokowania? – spytałem.

Todoroki nie żartował, gdy mówił, że tego dnia kiepsko kontrolował ogień. Sterylny opatrunek obejmował większą część mojej szyi, część policzka i obojczyk. Cóż, sam się o to prosiłem.

Medyk zmrużył oczy i przetarł je dwoma palcami. Odchylił głowę.

– Paskudne oparzenie – powiedział do sufitu. – Po zagojeniu może pozostać przebarwienie albo blizna.

Świetnie, pomyślałem. Muszę przy najbliższej okazji pochwalić się Bakugō, że jego malinka najprawdopodobniej zostanie ze mną do końca życia.

– To prawda, że Złoczyńcy wycofali się zaraz po zabiciu Vlad Kinga? – zagaił medyk.

– Tak – odparłem.

– Czyli od samego początku on był ich celem?

Wzruszyłem ramionami. Bądź co bądź byłem tylko zwykłym bohaterem.

– To niedobrze jak Złoczyńcy mają kogoś kto kontroluje ogień – stęknął mężczyzna. – Wiertła. Ogień. Co jeszcze? – mruknął, ale to już chyba nie było do mnie.

Nie musiałem silić się na podtrzymanie rozmowy, bo w tej samej chwili ktoś zamaszyście otworzył drzwi do izby chorych. Do pomieszczenia wszedł Todoroki. Nie podobało mi się jak wyglądał. Był blady, oczy miał podkrążone, ruchy sztywne. Zanim jego usta szeroko otworzyły się, aby głośno i wyraźnie obwieścić komunikat, miał je zaciśnięte w wąską linie.

– Za godzinę odbędzie się zebranie na placu! Obecność obowiązkowa!

Po izbie rozeszły się pomruki zmęczonych ludzi.

– Co teraz z nami będzie? – zapytał jakiś chłopak za mną.

– Nie mamy dowódcy – dodał ktoś inny.

– Wszystkiego dowiemy się na apelu – odparł Todoroki, zamykając temat.

Rozejrzał się powoli po sali, a jego wzrok zatrzymał się dopiero, gdy nasze spojrzenia zazębiły się ze sobą. Chyba od początku byłem jego celem.

Podszedł do mojego łóżka. Milczał, wpatrując się w mój opatrunek. Wyglądał na zmartwionego.

Właśnie wtedy spojrzałem na jego bliznę, jakbym zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Ależ ja byłem egoistą, prosząc go wtedy o taką przysługę. Oparz mnie! Chłopaka, który sam miał bliznę, która była jego traumą.

Falling down | BakuDekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz